Sierpień (August)
Opublikowane: 14 stycznia 2010 Filed under: Filmy | Tags: august, film, Josh Hartnett, Recenzja, sierpień 3 KomentarzeTen film nie spodobał się za bardzo nikomu – ani krytyce, ani publiczności.
Przeszedł właściwie bez echa, nie dotknął nawet polskich ekranów kinowych. W innych krajach również rozpowszechniany był skromnie. Kurzy się w wypożyczalniach DVD.
A mnie się podobał. Jest to jeden z lepszych filmów fabularnych o biznesie jakie widziałem. Oprócz „Ziemi Obiecanej” i „Wall Street”, choć to kino dużo bardziej kameralne od wymienionych.
Problem z tym filmem polega chyba na tym, że stawia przed widzem zbyt duże wymagania. Nie pomaga mu zrozumieć problemu gospodarczego, o którym opowiada. Zakłada, że widz wie dokładnie, o co chodziło w krachu „dotcomów” z lipca 2001 roku.
A szeroka widownia wcale nie musie mieć takiej wiedzy. Nie musi wiedzieć, co to jest NASDAQ, co to jest „dotcom”, co wydarzyło się w lecie 2001 roku na giełdzie Wall Street i jakie to miało skutki dla wielu młodych spółek branży nowych technologii w Ameryce.
Widownia nie musi mieć tej wiedzy.
Tę wiedzę powinien ludziom sprzedać film, zamiast ufnie zakładać, że widz będzie specjalistą od historii rynków kapitałowych ze szczególnym uwzględnieniem pękającej bańki „dotcomów” z 2001.
Widownia wcale nie musi również pamiętać, co stało się we wrześniu 2001 w Nowym Jorku. A właściwie 11 września.
A to ważne, bo film „Sierpień” opowiada o dziwnym miesiącu pomiędzy krachem na giełdzie, a atakiem na World Trade Center. I znajomość tego historycznego tła jest potrzebna do zrozumienia, dlaczego ten film jest właśnie taki, a nie inny.
Jest to opowieść o dwóch braciach. Dwóch inwestorach i wizjonerach nowych technologii, którzy walczą o przetrwanie swojej firmy po krachu na giełdzie. Są krańcowo odmiennymi osobowościami, bardzo się kochają, ale mają inne zdanie na temat tego, jak ratować się przed katastrofą.
Film ma klimat i styl. Jest tu świetna, bardzo starannie wybrana scenografia, są ładne, nieprzeszkadzające zdjęcia. Ale ja polecam zwrócić uwagę na trzy inne rzeczy. Na muzykę, na aktorów i na sposób budowania scen.
Muzyka gra w tym filmie cały czas. To bardzo nowoczesna, elektroniczna ścieżka dźwiękowa nieczęsto spotykana we współczesnym kinie. Ta muzyka hipnotyzuje i bardzo pasuje do stylu całości.
Aktor, który całkowicie ukradł ten film, to grający jednego z braci Josh Hartnett. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobry. To przystojny, wysoki chłopak, jakich w amerykańskich filmach wielu. Hartnett jednak ma charyzmę. Momentami przypomina młodego Marlona Brando i patrzy się na niego z dużą przyjemnością. Dokonał bardzo trudnej sztuki – zagrał skurwiela, nie tracąc sympatii widza. Nie jest to łatwe.
Pozostali aktorzy również nie zawodzą. Grają delikatnie i sensownie. I są świetnie obsadzeni. David Bowie na przykład pojawia się w tylko jednej scenie, ale jest to epizod znaczący i pozostający w pamięci.
I na koniec budowa scen. Jedno słowo – niedopowiedzenia. Na tym wisi cała dramaturgia tego filmu i nie ułatwia to wcale widzowi oglądania. Ale jest ciekawe i dobrze zrobione.
Obejrzyjcie „Sierpień”. Ciekaw jestem, czy się spodoba. Czasami nie warto słuchać większości i kierować się internetowymi ocenami.
Zawsze lepiej zobaczyć samemu.
Podobają mi się niedopowiedzenia. Mógłbyś, Piotrze, kilka slow napisać o nich? Gdzie jest granica dopowiedzenia (czyli konwencja tele-noweli) i w jakim momencie dopowiedzeniu zamknąć gębę niedopowiedzeniem konstruując w ten sposób (a raczej próbując skonstruować) dobrą scenę?
dzięki.
Dobry pomysł – napisać o niedopowiedzeniach. Chociaż trudne to jest i trzeba by się oprzeć o jakieś konkretne przykłady. Pomyślę o tym i może coś skrobnę.
Na dobrą sprawę nigdy tej sprawy zbyt wnikliwie nie analizowałem, nawet na własny użytek ;-)
Czekam więc na choćby pobieżną analizę niedopowiedzianej sceny. Pozdrowienia!