„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Blokada twórcza – czy można pokonać tego potwora?

pencils_by_pickerel_flickrAnglosasi nazywają to „writer’s block” i odnoszą głównie do pisarzy. Jest to zjawisko szeroko opisane, zidentyfikowane i rozpoznane. Zdarza się niestety nie tylko ludziom piszącym. Zdarza się prawie każdemu, kto tworzy.

Są takie chwile w życiu, że nic nam się nie chce. Są takie chwile, że nic nam się nie podoba, nic nie cieszy, nic nie daje satysfakcji. Są takie chwile, że nic nie ma sensu. A już najmniej nasza twórcza praca, nasz kreatywny trud, wszystko to, co w życiu stwarzamy.

I przestajemy tworzyć. Jakaś potężna, dziwna siła robi wszystko, żebyśmy tylko nie tworzyli. To jest właśnie blokada twórcza.

Oczywiście najłatwiej nazwać to depresją. To teraz modne słowo i bardzo częsta przypadłość. Blokada twórcza to jednak nie jest depresja. Owszem, ma pewne jej cechy, często jej towarzyszy, ale to zjawisko zupełnie innego rodzaju, dotykające prawie wyłącznie twórców. Trwa czasem przez całe lata i nikt, nawet najbliżsi nie mają pojęcia, że coś jest nie tak.

A jest. I nie łatwo tego dziwnego potwora pokonać.

Pierwszym objawem jest zbyt długie poszukiwanie pomysłu. Szukamy go i szukamy, czekamy na niego, wypatrujemy, a on się nie zjawia. Czasami się zjawia, ale nie jest wystarczająco dobry. Nie satysfakcjonuje, nie kręci.

Kolejnym objawem jest nietworzenie. Jest to oczywiście nietworzenie bardzo skrupulatnie i racjonalnie usprawiedliwiane. Nie tworzymy bo czekamy na pomysł, bo wszyscy nam przeszkadzają, bo nie jesteśmy w formie, bo nie mamy inspiracji, bo coś tam jeszcze i coś tam jeszcze innego.

Kolejnym objawem jest strach przed tworzeniem. Twórca, pisarz, malarz, kompozytor zaczyna odczuwać irracjonalny strach przed zabraniem się do pracy. Boi się zmierzyć z procesem twórczym. Coś co kiedyś było źródłem euforii, zadowolenia, a czasami ekstazy, teraz wywołuje lęk i niepokój.

Jakie mogą być przyczyny blokady twórczej?

Może być ich kilka:

  • presja zarabiania pieniędzy — dotyczy to zawodowych twórców, którzy muszą tworzyć, żeby zarobić na chleb. Kreatywność nie lubi takiej presji.
  • presja sukcesu — dotyczy to tych twórców, którzy odnieśli już jakiś duży, spektakularny sukces. Otoczenie oczekuje, że każde kolejne dzieło będzie jeszcze większym sukcesem. Arcydzieł jednak nie tworzy się na zawołanie.
  • brak inspiracji, wypalenie, pustka — to się zdarza nawet najzdolniejszym.
  • temat, który nie kręci — czasami tak jest, że mamy ochotę napisać komedię, a podpisaliśmy umowę na dramat; że malarz ma smaka na pejzaż, a ma zamówienie na martwe natury. Czyli znowu presja.
  • jakieś duże katastrofy osobiste — kłopoty w związku, strata kogoś ważnego.

Jak sobie poradzić z blokadą twórczą?

Nie wiem.

Wiem tylko, że nie jest to proste i żadna oczywista recepta tu nie zadziała. Kreacja to zbyt delikatna i skomplikowana sprawa, żeby można ją było wywołać pstryknięciem palców.

Być może samo uświadomienie sobie, że dopadła nas blokada twórcza, że mamy „writer’s block”, jest kluczem do przezwyciężenia tego stanu?

Znane są przypadki wybitnych pisarzy, którzy nie pisali przez dziesięciolecia, potem siadali do pracy i tworzyli arcydzieło. Znane są również przypadki takich, którzy po sporym sukcesie nie potrafili usiąść do pisania do końca życia.

Jedno jest pewne. Praca twórcza wymaga niezwykłej samodyscypliny i siły. Czasami tworzenie idzie łatwo, szybko, a efekty są wspaniałe. Czasami wpadamy w czarną dziurę i musimy w sobie odnaleźć siłę, żeby wydostać się na powierzchnię.

I musimy to zrobić sami. Bo w tej sprawie nikt nam nie pomoże.

(Inne artykuły z serii “Alchemia Kreatywności” znajdują się w kategorii “Kreatywność“)


15 Komentarzy on “Blokada twórcza – czy można pokonać tego potwora?”

  1. Tomasz Pasiut pisze:

    Z moich skromnych doświadczeń wynika, że najlepszą receptą na twórczą blokadę jest: „deadline”. Jeśli musimy skończyć pracę do godziny zero, to zawsze się udaje :) A jeśli „bata” nie ma, to są ciągłe poprawki, nieustanne odkładanie i oczekiwanie na lepszy pomysł.

  2. gniotek pisze:

    Witam,
    chciałbym się odnieść do komentarza Tomasza.
    Uważam, że jeżeli coś ma być na określoną godzinę to bardzo trudno jest stworzyć coś z czego sam twórca może być zadowolony. Problemem jest właśnie presja.

  3. kondotier pisze:

    Andrzej Pilipiuk w takich momentach radzi zabrać się za porządki literackie, zająć się poprawkami i pracami warsztatowymi oraz czytaniem.

    Przeczytałem kilka lat temu notkę o trenerach kadry szachistów rosyjskich. Poili oni zawodników alkoholem tuż przed zawodami, gdyż okazało się, że spustoszony mózg, na kacu, nadrabia tworzeniem nowych synaps.

    Mam wrażenie, że taka blokada twórcza jest jak kac po intensywnym wymyślaniu – niezbędna.

  4. Pewnie każdy, kto podjął się kiedyś tworzenia, zna te problemy. Mi też nie są one obce, szczególnie ta blokada zanim zasiądzie się do pisania. I obawy, z których ta blokada wynika – że to, co stworzę nie będzie tak dobre, jak bym tego chciał.

    Często się zastanawiam, czy pod tym względem jestem podobny do innych, piszących osób. I czy w ich wypadku małe lub większe frustracje w czasie procesu kreacji też dominują nad zadowoleniem z tego, co się stworzyło. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było – taka już chyba natura człowieka, że jeden fragment, który „zgrzyta” znaczy więcej niż kilka błyskotliwych pomysłów.

    • Podobno tym właśnie różni się pisarz od grafomana. Pisarz nie chce pisać, ale musi. Grafoman nie powinien pisać, ale chce ;-)

      A mówiąc poważnie: Każdemu twórcy to się zdarza. Nie tylko pisarzom.

  5. Tomasz Pasiut pisze:

    @gniotek: Ale jeśli nie ma tej presji, to twórca i tak nie będzie zadowolony a dodatkowo jeszcze nie skończy pracy. Ryszard Kapuściński przystępując do pisania książek celowo podpisywał umowę z gazetą na publikację książki w odcinkach, żeby miał co tydzień „deadline” na ukończenie kolejnych stron. Nie znam nikogo, kto tworzy i powiedziałby: „Tak. To już to, niczego nie trzeba poprawić” :) Więc „godzina zero” jest niezbędna, żeby się spiąć i zakończyć.

    • „Deadline” to oczywiście jest jakieś wyjście. Ale co zrobić w sytuacji, kiedy nie ma osoby trzeciej pilnującej terminu. Nie ma wydawcy, producenta, kierownika czy zamawiającego?

      Wyznaczanie deadline’u samemu sobie to już wyższa szkoła jazdy bez trzymanki.

  6. ekolog pisze:

    Opcja ostateczna – terapia :) Doświadczyłem bloka podczas pisania doktoratu – na ponad 9 miesięcy.

  7. Teodor pisze:

    To, czym chciałbym się podzielić, to nie recepta, ale ciekawe zjawisko.
    Pierwsze teksty pisałem podczas dyżurów w redakcji nocnej. W jednym pomieszczeniu siedzialo 14 osób: redaktor prowadzący, dwóch depeszowców, dwóch redaktorów działu sportowego, redaktor techniczny, maszynistka i sześć głośno czytających korektorek. Przez trzy telefony bez przerwy ktoś rozmawiał, a spod podłogi dudniła maszyna rotacyjna. Dla dociekliwych: tak pracowało się w drukarni przy Nowogrodzkiej.
    Pisanie w tym jazgocie z parogodzinnym terminem na oddanie gotowego tekstu – to była naprawdę świetna szkoła, zwłaszcza że redaktor prowadzący (w randze II sekretarza redakcji) nad wyraz sprawnie posługiwał się koszem w przypadku jakichkolwiek nieporadności.
    I w takich warunkach pisywało się nie tylko zwykłe informacje, ale też aktualne reportażyki czy drobne felietoniki.
    Warunki może i ekstremalne, ale nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek z nas miał jakąkolwiek blokadę.

  8. Kolekcjonerka Wizytówek pisze:

    Są dwa rodzaje twórców: ci co muszą i co mogą. Pierwsi są obdarzeni przez naturę przymusem tworzenia, oni wstają rano i piszą (tworzą), tak ma KING, nie muszą się martwić o wenę, mają ją od wewnątrz. Druga kategoria to twórcy, którzy wprawdzie mogą, a nawet powinni, ale muszą z zewnątrz otrzymać impuls – deadline, żona, która zamyka w pokoju i wypuszcza dopiero jak pod drzwiami gabinetu pokażą się świeżo zapisane kartki itp. W każdej z tych kategorii zadarzają się geniusze i grafomani. Oczywiście najlepiej mają geniusze z pierwszej kategorii, ale jeśli mieszkają w Polsce to oczywiście narzekają, że ten przymus ich niemiłosiernie męczy..:)

  9. telemach pisze:

    „Jak sobie poradzić z blokadą twórczą?
    Nie wiem.”

    Bardzo mi się spodobała (ta) odpowiedź. Alice Flaherty napisała na ten temat ( The Midnight Disease) obszerną (i naprawdę świetną) książkę, dochodząc do podobnej konkluzji.

    Ale jej to łatwo. Cierpi na hipergrafię.
    Ciekawe, że nikt nie uskarża się na hipergrafię. Ralph Keyes (http://www.ralphkeyes.com) wynalazł lepszy sposób: gdy wszystko inne zawiedzie, pisze kolejną książek na temat techniki przezwyciężania blokady. Napisał już trzy, sprzedają się świetnie.

  10. telemach pisze:

    errata: pisze kolejną książkę

  11. moresby pisze:

    Podoba mi sie definicja blokady twórczej jako kaca po dużym wysiłku intelektualnym . Potrzeba umysłu by odpocząć. Aczkolwiek może się wydarzyć, że nasz umysł będzie zbyt długo odpoczywał, co z kolei wywołuje frustrację, a ta zmutowaną blokadę twórczą i tak koło się zamyka. Tak też bywa. Może wtedy należałoby zrobić coś ” pod prąd”. Rozumiem to jako ucieczkę, albo raczej działanie zupełnie sprzeczne z pewnymi stałymi rytuałami, przyzwyczajeniami w naszym życiu. To troche jak taniec wbrew rytmowi muzyki. I nie myslę tu tylko o rutynie.
    A może po prostu trzeba na chwilę z pełna pasja oddać się czemuś innemu…

  12. Jacek pisze:

    Święta Prawda, Panie Piotrze.

    Choć są rozmaite „sposoby i sposobiki” na to, by tę blokadę przełamać, przynajmniej częściowo. W moim przypadku – o czym zresztą przed chwilą pisałem u siebie – działa… najzwyklejsza zmiana otoczenia. A pisać przecież można wszędzie…

    Pozdrawiam serdecznie.

  13. Lilia pisze:

    Mam blokadę twórczą od 4 lat, nie jestem w stanie nic stworzyć, gdy już zacznę to nigdy nie kończę…Jestem na skraju załamania. Nic mi nie pomaga.


Twój komentarz nie ukaże się od razu, moderacja chwilę trwa :)