Po co biegam?
Opublikowane: 30 marca 2012 Filed under: Życie | Tags: bieganie, jogging, medytacja, początki, ruch, sport, zaczynanie, zdrowie 22 KomentarzeNienawidziłem biegania od kiedy pamiętam.
W dzieciństwie byłem niezłym sprinterem, ale dłuższe dystanse były dla mnie katorgą. Męczyłem się, dyszałem, szybko łapała mnie kolka, tragedia, koszmar, dramat, męka, złość, nienawiść, desperacja, rozpacz. A biegaliśmy wtedy często na wu-efach. Za często!
Nie znosiłem biegania! O, jak ja nie znosiłem, kiedy mnie zmuszano w szkole do biegania!
Dlatego potem nie biegałem. Uprawiałem różne sporty – tenis, pływanie, na studiach grywałem w koszykówkę, czy siatkówkę, jeżdżę na rowerze, sporo spaceruję.
Ale nigdy z własnej woli nie biegałem.
Pół roku temu postanowiłem spróbować. W myśl zasady – ruch to życie, bezruch to nieżycie – potrzebowałem ruchu. Każdy, kto pracuje głową, potrzebuje ruchu.
Potrzebowałem sportu, który by mnie mocno zmęczył, który zmuszałby do pracy WSZYSTKIE mięśnie, który w trakcie godzinnej sesji wyduszałby ze mnie siódme poty i który można uprawiać za darmo, zawsze, wszędzie, samemu, na świeżym powietrzu, w każdych warunkach i w każdych okolicznościach.
Tylko bieganie spełnia wszystkie te wymagania. Dlatego postanowiłem spróbować.
I tak ja, czterdziestolatek od urodzenia nienawidzący biegania, zacząłem biegać.
Oto jak to zrobiłem:
- Postanowiłem zacząć stopniowo, delikatnie i łagodnie. Nic na siłę.
- Bieganie zaplanowałem co drugi dzień przez godzinę.
- W czasie tej godziny – wolny trucht przeplatany z marszem.
- Żadnego forsowania się, męczenia, wysilania – chwila biegu, kiedy tylko robiło się ciężko, przechodziłem do marszu.
- Jeśli po takiej godzinie marszobiegu czułem potem jakikolwiek ból (kolana, golenie, staw skokowy czy biodra) – przestawałem na parę dni biegać, aż ból ustąpił. Nic na siłę, nic na chama.
- Jeśli nie miałem czasu na bieganie co drugi dzień, starałem się, żeby było tego co najmniej trzy godzinne sesje tygodniowo.
- Biegałem jak najwolniej, ale i jak najstaranniej technicznie.
- Nic na siłę, nic na chama. Jedyne co się liczy to SYSTEMATYCZNOŚĆ.
- Moim celem nie jest sport, wyczyn i wynik, tylko tlen, ruch, frajda i medytacja.
Na początku pokonywałem w ten sposób 3-4 kilometry. Zmęczenie było ogromne, choć oszczędzałem się, jak mogłem. Każdy głupi potrafi się przetrenować, zniechęcić i nabawić jakiejś kontuzji. W bieganiu chodzi o coś zupełnie odwrotnego. O frajdę. I nigdy nie przypuszczałem, że znienawidzone przeze mnie bieganie może dawać frajdę.
Teraz, po pół roku takiego biegania, w czasie swojej godzinnej sesji pokonuję 6-8 kilometrów. I widzę korzyści. Spore korzyści. Oto one:
- Ogólny wzrost formy fizycznej, wytrzymałości, siły i kondycji.
- Zniknęły bóle kręgosłupa.
- Topnieją fałdki i oponki. Wygląda na to, że bieganie spali je do zera.
- Poprawa trawienia i przemiany materii. Obieg energii w organizmie jest szybszy i sprawniejszy.
- Bieganie mocno poprawia nastrój. Rodzaj szczęścia (a nawet euforii) podczas biegu to nie ściema. To zjawisko naprawdę istnieje.
- Bieganie porządkuje we łbie. To rodzaj godzinnej medytacji sam na sam ze sobą. Jest miarowe oddychanie, jest rytm ruchu ciała, mantrę można sobie dośpiewać ;-)
- Bliski kontakt z otoczeniem. Wszystko jedno, czy otacza mnie las, plaża, czy miasto, kiedy biegnę, jestem blisko tego środowiska. I mogę się nim do woli delektować.
- Krew szybciej krąży i wiesz, że żyjesz. To ważne doznanie.
Bieganie robi się u nas coraz modniejsze. Z roku na rok widzę w swojej okolicy coraz więcej biegających. O czym to świadczy? O tym, że ludzie coraz lepiej czują się w swoim życiu. I chcą zachować ten stan, chcą żyć dłużej, podoba im się to ich życie.
Dobrowolne bieganie to cecha światłych, zamożnych społeczeństw. Czyli idziemy w dobrym kierunku.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tego typu świadectw i „kamingautów” jak niniejszy wpis jest teraz w Polsce sporo. Wiele osób biega i wiele osób o tym pisze z entuzjazmem.
I dobrze.
Ja zacząłem dość późno i od zera absolutnego. Nienawidziłem biegania, teraz tęsknię za swoją kolejną godzinną przebieżką. Długą i ciekawą drogę przebyłem.
Polecam każdemu.