Pożegnanie z Profesorem.
Opublikowane: 14 lutego 2014 Filed under: Aktualności, Życie | Tags: edward żebrowski, film, nauczyciel, reżyseria, Scenopisarstwo, szkoła filmowa Dodaj komentarzEdwarda spotkałem w Katowicach. Byłem już po wrocławskim kulturoznawstwie i ciekawiło mnie, kto przyjdzie uczyć reżyserów na katowickim Wydziale Radia i Telewizji. Byłem już człowiekiem ukształtowanym, swoje w życiu przeczytałem i przedyskutowałem. Byłem odporny na ściemę i wiedziałem mniej więcej, czego chcę.
Edward mnie zaskoczył. Nie poznałem wcześniej nikogo takiego jak on. Był facetem ze spójną, przemyślaną postawą intelektualną, miał przenikliwe spojrzenie, miał w sobie powagę i potrafił mówić tak, by go słuchano.
Każde zajęcia z Edwardem Żebrowskim były dla mnie wydarzeniem. Nie pamiętam już jak nazywały się zajęcia, które prowadził, ale pamiętam dobrze, że analizowaliśmy filmy pod kątem scenariusza.
Pamiętam jego analizę „Pulp Fiction”. Pamiętam jak mówił o „grze z widzem”, którą prowadził reżyser tego filmu. Dokładnie pamiętam tę analizę, jej sensowność, przenikliwość i wrażenie jakie na mnie zrobiła. Edward wiedział, co mówi. Reprezentował określone stanowisko, miał zdanie, potrafił „przeczytać” film, umiał go rozebrać na czynniki pierwsze. Ta zupełnie unikalna umiejętność zrobiła na mnie duże wrażenie.
Potem nasza znajomość się rozwijała. Pokazywałem mu swoje koncepty filmowe. Oceniał je. Rozmawialiśmy. Pamiętam, że te rozmowy były wtedy dla mnie bardzo ważne.
Była to niemal modelowa więź pedagoga z uczniem w szkole artystycznej. Niczego nie mógł mnie nauczyć, ale mógł mi TOWARZYSZYĆ. I wiedział, że na tym polega jego rola. Czasami wystarczyło jedno słowo, chrząknięcie, spojrzenie, mina. I już wiedziałem. I on wiedział. Nauka w szkole filmowej polega na KONTAKCIE ze starszym, bardziej doświadczonym kolegą. Niczym więcej.
Był życzliwy i uważny. Starał się pomóc. Starał się zrozumieć, o czym chcę opowiedzieć. Potrafił być czułym akuszerem, wnikliwym krytykiem i ostrym dyskutantem, ale zawsze potrafił zachować delikatność i powściągliwość w stosunku do młokosa, który jeszcze nie wie jak i o czym chce opowiadać.
On wiedział. Ale przewlekła choroba nie pozwalała mu tworzyć. Przynajmniej tak się wydawało. Może wiedział o tworzeni zbyt dużo i to go paraliżowało? Zawsze mnie to zastanawiało – dlaczego nie tworzy, dlaczego tylko uczy?
Kiedyś w jego mieszkaniu na Powiślu, podczas rozmowy, nagle przeprosił mnie na chwilę i wyszedł do innego pokoju. Zostawił mnie na dobre kilkanaście minut. Kiedy wrócił, zobaczyłem człowieka bardzo cierpiącego. Więc rzeczywiście był chory.
Potem nasze drogi się rozeszły. Skończyłem reżyserię. Wybrałem kino rozrywkowe. On został ze swoimi studentami, a ja mam taką wadę, że jak idę do przodu, to nie oglądam się za siebie. Kontakt się urwał.
Teraz dowiedziałem się, że Edward Żebrowski umarł. I poczułem stratę.
Byliśmy zupełnie różni. Pochodziliśmy z innych pokoleń, z innych światów, z odmiennych epok i sposobów myślenia. Jednak były chwile, kiedy czułem, że bardzo chcę mieć takiego nauczyciela jak Edward.
Był świetnym pedagogiem. Jestem pewien, że powie to każdy student szkoły filmowej, który kiedykolwiek się z nim spotkał.
I ci studenci to najważniejsze, co Edward Żebrowski po sobie zostawił.
—
(Więcej o Edwardzie Żebrowskim w artykule Barbary Hollender.)