Gran Torino
Opublikowane: 10 kwietnia 2009 Filed under: Filmy | Tags: Eastwood, film, Kryminał, Recenzja 2 KomentarzeClint Eastwood nie odpuszcza. Mimo 79 lat na karku wciąż reżyseruje świetne filmy. Naprawdę rzadko zdarza się reżyser, który z filmu na film trzymałby tak równy, wysoki, stały poziom artystyczny swoich dzieł.
Eastwood nie dość, że świetnie reżyseruje to gra tu główną rolę. Gran Torino to kawał porządnego kina, mimo tego, że film jest skromny i niedrogi jak na hoolywoodzkie standardy (35 mln. dol.) to trzyma w napięciu przez calutkie dwie godziny i nie pozwala oderwać oczu od ekranu.
Nie ukrywam, że Clint Eastwood to jeden z moich ulubionych reżyserów i chyba jedyny, którego WSZYSTKIE filmy mi się podobają. W Gran Torino mamy wspaniały, choć bardzo kameralny powrót to wielkich filmowych idei, z którymi Eastwood borykał się już poprzednio i jako Brudny Harry i jako bohater westernów. Samotny bój w obronie zasad, zdecydowana walka ze złem i nieprawością, ostatni sprawiedliwy przeciwko bandzie oprychów, a do tego przyjaźń, wina, samotność. Wszystko to podlane urokliwą opowieścią o starości, przemijaniu i czasie, który nieubłaganie wszystko zmienia.
Tylko on już potrafi sensownie opowiadać o tych prostych, męskich, westernowych sprawach, tylko Eastwood nie popada przy tym w patos, przesadę i schemat. Do tego potrafi widza zaczarować swoją opowieścią — jest tu klimat, jest muzyka, jest styl i humor.
Gorąco polecam Gran Torino. Co ciekawe jest to największy sukces komercyjny Clinta Eastwooda jako reżysera. Film zarobił ponad 140 milionów dolarów i wcale się temu nie dziwię.
Obejrzałem wczoraj ten film (noc kina w Krakowie) i byłem (jestem) pod ogromnym wrażeniem, dawno żaden film nie wywołał u mnie takich emocji. Przeżyłem ten film po prostu… Bo tego filmu nie da się oglądać, ten film się przeżywa. Świetna historia i kapitalna kreacja Eastwooda jako podstarzałego, zgorzkniałego weterana. Reżyser w fantastyczny sposób szachował w tym filmie emocjami… W pewnym momencie cała sala wybuchała śmiechem, by za moment zapadła grobowa cisza…
Gorąca ten film polecam każdemu, kto lubi dobre kino. A ja pędzę do sklepu po DVD ;-)
Pozdrawiam
Senior Clint Eastwood jest jednak niezawodny. Co za facet! Na progu 80-ki kręci film za filmem… i to jak! Chwała mu: dzięki swoim aspiracjom zdołał się jakoś wygrzebać ze spaghetti westernów – z tej misy, do której wrzucił go Sergio Leone; przeżył w jakiś sposób Brudnego Harry’ego, by na starość (?) zostać autorem filmów, obok których nie da się przejść obojętnie (bowiem każdy z nich rzeczywiście mówi o czymś ważnym).
A o czym mówi Gran Torino?
O przekraczaniu międzypokoleniowych i międzyrasowych barier, o chorobie społeczeństwa post-industrialnego, o patologii jakiej ulegają dzieci pozostawione samym sobie; o fasadowości i dysfunkcji amerykańskiej rodziny, o wyzwalaniu się wrażliwości skrywanej za skorupą rezygnacji i zgryźliwości; o poświęceniu, o przyjaźni wreszcie…
Oczywiście, że znalazłoby się parę zastrzeżeń: kreślony niekiedy zbyt grubą kreską scenariusz, lekko przerysowane oczywistością sceny, pewne repetycje, czy wreszcie „większa niż ekran” postać Eastwooda przemieniona w weterana Kowalsky’ego, którego z polskością wydaje się łączyć tylko malkontenctwo i nerwowość aż nadto zniekształcająca czasem twarz bohatera.
Jednakże całość trafiona jest emocjonalnie, dzięki czemu możemy się zaangażować w los ludzi, o których film opowiada. Po raz kolejny – jak to już zazwyczaj z Eastwoodem bywa – identyfikujemy się i popieramy kogoś, kto nie jest ani sympatyczny, ani łagodny, ani nawet czysty czy jakiś tam święty, a po ludzku ułomny. A także odważny na tyle, by się poświęcić i stawić czoła złu o wiele większemu, niż on sam.