Alchemia Kreatywności – Nadawanie bez odbioru
Opublikowane: 10 stycznia 2010 Filed under: Kreatywność | Tags: Alchemia Kreatywności, Kreatywność, skupienie, twórczość 9 KomentarzyZauważyłem dziwną prawidłowość: jak piszę, to nie chce mi się czytać.
Zawsze jako młody człowiek czytałem z wielką ochotą i przyjemnością. Pochłaniałem książki dużymi ilościami i wizyta w Miejsko Gminnej Bibliotece Publicznej mieszczącej się w pięknym neogotyckim ratuszu w Ząbkowicach Śląskich była dla mnie zawsze fascynującą wyprawą do magicznej krainy opowieści.
Zazwyczaj wracałem z niej z dwoma powieściami, które zachłannie połykałem, nie mogąc się doczekać, kiedy znowu zanurzę się w labiryncie regałów w pięknej sali pod sklepionym gotycko sufitem, szukając kolejnych książek.
Z filmami mam podobnie. Jak filmuję, to tracę ochotę na oglądanie czegokolwiek.
Zastanawiałem się, czy tylko ja tak mam, czy to jakaś bardziej powszechna prawidłowość. Wszystko wskazuje, że jednak to drugie.
Często czytając, czy dowiadując się jak pracują znani pisarze, reżyserzy, czy twórcy w ogóle spotykam się z charakterystyczną rzeczą. Z uporczywym poszukiwaniem skupienia. Zdaje się, że jest to dla wielu twórców stan niezbędny do rozpoczęcia kreacji.
I skupienie to nie przejawia się tylko w prostym nieprzeszkadzaniu. Cisza, samotność, brak trosk codziennych to rzeczy bardzo cenne dla twórcy, ale często niewystarczające. Potrzebne jest jeszcze odcięcie się, odizolowanie od szumu, od idei, obrazów i opowieści. Potrzebna jest swego rodzaju asceza myślowa w trakcie pisania, malowania, komponowania, reżyserowania, rzeźbienia.
Też tak macie?
Co ciekawe, u mnie jest to reakcja niemal fizjologiczna. Tak jak nagły brak apetytu na pączki. Przestają smakować i koniec. Co w przypadku człowieka od dzieciństwa zakochanego w pączkach jest dość dziwne. Tym bardziej, że zaraz po zakończeniu okresu wytężonej kreacji apetyt na pączki nagle wraca.
Po zastanowieniu doszedłem do następujących wniosków.
Nasz mózg potrzebuje opowieści. Lubi je, bawi się nimi i lubi być w nich zanurzony. Jeśli jednak tworzy akurat własną opowieść, to jest ona dla niego wystarczająca. Nie potrzebuje innych, odrzuca je, nie chce być innymi narracjami obciążony. Tym bardziej, że tworzenie struktur fabularnych jest pracą dla mózgu ciężką i niełatwą.
Podobnie jest z muzyką u kompozytorów, obrazami u malarzy, wierszami u poetów i tak dalej.
Kiedy kończę pisać scenariusz czy powieść apetyt na opowieści innych wzrasta. Znowu mogę z dużą frajdą zabrać się za nadrabianie czytelniczych zaległości. Podobnie jest jak wracam z planu po ostatnim dniu zdjęciowym. Nagle mogę oglądać inne filmy, chce je oglądać i brakuje mi ich.
Z jakiejś tajemniczej przyczyny jednoczesne nadawanie i odbieranie jest dla mnie niewygodne.
Jeśli jeszcze tego nie spróbowaliście, to polecam. Odetnijcie się od innych fabuł na czas tworzenia własnej. Odetnijcie się od innych bodźców artystycznych w czasie kiedy sami tworzycie. Stwórzcie sobie swoją własną pustynię doznań estetycznych tylko po to, żeby na tej pustyni zakwitło coś waszego.
A jak już zakwitnie, to nadróbcie zaległości.
(Inne artykuły z serii “Alchemia Kreatywności” znajdują się w kategorii “Kreatywność“)
Konstatację potwierdzam, ładny tekst, dobrego 2010!
EM
Dzięki. Również wszystkiego dobrego w 2010.
Piotrze.
pLepszego dwa tysiące dziesiątego.
Plishek
Jacku,
Najlepszego, zdrowia i kręcenia wspaniałych filmów w 2010.
ps.
Odnowiłeś stronkę – jest super!
„Odetnijcie się od innych bodźców artystycznych w czasie kiedy sami tworzycie.”
– a jednak człowieka nie da się zamknąć w jednej regule {choć w trumnie – i owszem :)}. Kapuściński wspominał, że nieraz odchodził od maszyny i sięgał po dowolną książkę, żeby złapać inspirację. Doświadczam nieraz czegoś podobnego. Bywa korzystne przejście w inny świat. Twórczego doświadczania wielu światów życzę.
Jacek
Wydaje mi się, że chyba tak już jest, że możemy dobrze robić tylko jedną rzecz na raz.
Jeśli czytamy to nie oglądamy TV, choć niektórz y twierdzą, że tak potrafią. Gu…zik. Ani nie ogląda ani nie czyta.
Jeśli piszemy, tworzymy nasze myśli o tym krążą jak sępy nad padliną.
Trudny temat. W zasadzie trudno się nie zgodzić, zauważyłem jednak, że to nie jest takie proste. Bo to nie książka się gryzie z książką, obraz z obrazem, sztuka ze sztuką, a film z filmem. Gryzą się takie same (lub zbliżone) rodzaje narracji. Np. pisanie sensacji gryzie się z czytaniem sensacji. Ale nie z czytaniem eseju filozoficznego, monografii historycznej lub zbioru reportaży. Albo poezji. Doświadczenia typu cross over mogą być( w przypadku ewentualnej blokady) wręcz inspirujące.
Jak dla mnie temat jest za trudny na wolną dyskusję. Co człowiek do podejście i sposobów otwierania się i zamykania na świat zewnętrzny jest zbyt wiele. I co gorsza! Na każdego ten świat zewnętrzny inaczej działa. Podobnie jak każdy inaczej czuje się w tym „swoim świecie”…
Ja tylko mogę napisać, jak miałem z tworzoną przez siebie fabułą. Zacząłem w 2008 od ulotnej wizji, która powoli obrastała zdarzeniami. Po kilku tygodniach powstał szkielet filmu, który zarzuciłem. I gdy po upływie roku znów zabrałem się do pracy, pomysły zaczęły napływać całymi grupami. Im dalej, tym bardziej pochłaniała mnie wymyślana opowieść. Nie liczyły się książki, inne historie; o dziwo, nawet muzyka po raz pierwszy w życiu przestała mnie zajmować. Pod koniec pracy nad swą historią, praktycznie „wchłonęła” mnie w stu procentach.
I tylko mam jeden problem: nie umiem spojrzeć obiektywnie, nie umiem jej ocenić. Widzę tylko kilka naprawdę udanych scen (oczywiście w/g mnie), lecz nie potrafię stwierdzić, czy jako całość jest to dobre czy złe. Dodam, że jeszcze nikt nie poznał jej w całości. Pzdr.