„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Czego mnie nauczyła budowa za oknem

Najpierw przyjechało paru facetów. Chodzili, patrzyli, palili papierosy, spoglądali na plany, wskazywali sobie palcami różne kierunki i znowu pochylali się nad planami.

Potem zaczęli mierzyć. Długo, fachowo, drobiazgowo. Wytyczali punkty wśród traw, przeciągali cieniutkie linie proste z białego sznurka.

Następnie przyjechały spychacze i się zaczęło. Trawa zniknęła w jeden dzień. Potem pojawiła się wielka koparka i wykopała głęboki dół.

Dziś mam pod oknem dom. Minęło trochę ponad półtora roku. Piękny, wielki apartamentowiec z podziemnymi garażami, wielkimi tarasami i nowoczesnymi mieszkaniami. Lada chwila wprowadzą się ludzie.

Po co o tym piszę?

Bo nie ma lepszej nauki dla człowieka uprawiającego wolny zawód twórczy niż budowa za oknem. Nic lepiej nie uczy systematyczności i nic lepiej nie motywuje.

Zresztą dotyczy to nie tylko twórców i freelancerów. Dotyczy to każdego. Każdy może wyciągnąć prostą, bezcenną naukę z ciężkiej, codziennej harówki innych ludzi pracujących wprost pod swoimi oknami.

Obserwowałem ich codziennie. Silni górale, proste uśmiechnięte chłopaki na emigracji zarobkowej w dalekiej, obcej Warszawie. Czasami po paru piwach do śniadania śpiewali nawet góralskie piosenki przy robocie. Zaglądali do moich okien, mokli w deszczu, palili się na słońcu, marzli na mrozie. I krok po kroku budowali dom.

Krok po kroku. Powoli. Cegła za cegłą, piętro za piętrem, strop za stropem, aż po dach.

I uświadomiłem sobie, że wszystko, co ma w życiu jakąkolwiek wartość tak właśnie powstaje. Krok po kroku, słowo po słowie, ujęcie po ujęciu, dzień po dniu, literka po literce, element po elemencie.

Postanowiłem się z nimi ścigać i wygrałem. Napisałem książkę w pół roku, oni wtedy nie doszli nawet do dachu.

Ale nie o wygraną chodziło. Najważniejsza była nauka. Cokolwiek byś nie robił, czegokolwiek byś nie zaczął, musisz krok po kroku posuwać robotę do przodu. Konsekwentnie, systematycznie, uparcie i codziennie. Inaczej nic z tego nie będzie. Inaczej nie skończysz.

Jak się pisze pierwsze zdanie powieści, czy scenariusza ogrom czekającej nas jeszcze pracy jest porażający. Zakończenie jest tak odległe, że aż trudne do wyobrażenia. Zupełnie jak z budowaniem domu, kiedy wbija się w trawę pierwsze paliki.

To potrafi zdeprymować i pomieszać szyki najtwardszemu.

Ale moi koledzy za oknem mieli to w dupie. Przychodzili codziennie do roboty i układali kolejne cegły, lali stropy, wstawiali okno po oknie. I śpiewali góralskie piosenki. Wiedzieli, że kiedyś dojdą do końca i zbudują dom.

I zbudowali. Ja też zbudowałem.


9 Komentarzy on “Czego mnie nauczyła budowa za oknem”

  1. telemach pisze:

    „Jak się pisze pierwsze zdanie powieści, czy scenariusza ogrom czekającej nas jeszcze pracy jest porażający. Zakończenie jest tak odległe, że aż trudne do wyobrażenia.”
    Dobrze, że Georges Simenon tego nie wiedział.
    :-)

  2. Matt pisze:

    Przemoc, zabawa? Za każdym razem kiedy stosuję przemoc do siebie w pisaniu, o której pisałeś, mam wtedy duże wątpliwości po co to robię. Ale pytanie wciąż siebie „czy ja to lubię robić?” jest zgubne. Kończy się na fantazjach o przyszłości i najgorszych skutkach nieokiełznanej ambicji. Radość z tego co zostało skończone jest niesamowita. Nawet nie chce mi się teraz sobie tłumaczyć dlaczego.

  3. Marta pisze:

    To znaczy, że dzięki uśmiechniętym góralom, już w tej chwili możemy się cieszyć nową wciągającą lekturą. Systematyczność, motywacja, to się chwali. A nie ma Pan przypadkiem znowu jakiejś budowy w sąsiedztwie? Nie żebym życzyła zakłoceń typu betoniara i tak dalej, ale byłaby szansa na jeszcze jedną powieść… :-)

  4. Jac pisze:

    Jak się pisze pierwsze zdanie powieści, czy scenariusza ogrom czekającej nas jeszcze pracy jest porażający. Zakończenie jest tak odległe, że aż trudne do wyobrażenia.”
    Jest znakomite lekarstwo na ogrom pracy. Działa zawsze i u każdego. Nazywa się pasja.
    Pozdrawiam

  5. Jac pisze:

    Telemachu,
    przykład który podałeś robi wrażenie.
    Wikipedia podaje, że G. Simenon napisał 450 powieści. Sprawdziłem, ile spłodził nasz Kraszewski – o którym skądinąd wiadomo, że też był tytanem pracy. Okazało się że: „K. napisał i wydał około 600 tomów, nie licząc w tym pracy redakcyjnej, mnóstwa artykułów w czasopismach i olbrzymiej korespondencji prywatnej”.
    Ot, to tak ku zamyśleniu nad naszym dziełem…
    Pozdrawiam Jacek

  6. Andrzej pisze:

    JAC:

    „Jest znakomite lekarstwo na ogrom pracy. Działa zawsze i u każdego. Nazywa się pasja.”

    U Piotra Wereśniaka widać już nieco inne lekarstwo na ten ogrom pracy – dojrzałość…

  7. Cynthia pisze:

    A to wszystko pod warunkiem, że się wie co się robi, że ma się fach. Ja swój mam, za powieści się nie biorę, ani za domy. Chociaż to pierwsze dawniej kusiło, bo kocham książki. Dziś już wiem, że nie umiem pisać. Za to robię coś innego, co mi daje siłę, bo ma sens.

  8. Piotr Tadla pisze:

    Czy wraz z tą budową powstawała nowa książka, na którą tak długo czekałem?
    Jeśli Akson pomyli się w planowaniu i nie zdoła wypić całej krwi z ekipy to jeszcze zdążę sobie dzisiaj zakupić. Ale bez autografu to się nie liczy. Jestem przekonany, że jeszcze na tych autografach nieźle zarobię. A jaki masz widok z innych okien? Nie ma miejsca na inny apartamentowiec?

    • Cześć Piotr! Miło cię widzieć na moim blogu. Autograf oczywiście będzie przy okazji najbliższego spotkania. Jeśli chodzi o budowę to zasłoniła mi cały widok z okna. Ale jeszcze trochę miejsca zostało. Pozdrów znajomych z ekipy (jeśli są tam jacyś znajomi).


Twój komentarz nie ukaże się od razu, moderacja chwilę trwa :)

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s