Co dobrego ma Madera
Opublikowane: 31 marca 2010 Filed under: Miejsca | Tags: Funchal, Madera, Wakacje, wrażenia, wyspa 12 KomentarzyWyspy mają coś czego kontynenty nie mają. Są to małe, zamknięte, często odizolowane krainy, które dla swoich mieszkańców stanowią odrębny i kompletny wszechświat. Chyba właśnie z tego powodu lubię wyspy.
Madera to wielki, wygasły wulkan wznoszący się z dna Atlantyku na ponad pięć kilometrów. Nad wodą widać tylko tysiąc osiemset metrów tej wielkiej góry. Ale to że Madera powstała w wyniku serii potężnych erupcji wulkanicznych widać na każdym kroku. Jest to istotą tej wyspy, jej sercem, jej duszą, jej bogactwem, jej wadą i zaletą jednocześnie.
Wszystko co tu jest, bierze swój początek w wulkanie. A jest tu sporo dobrych rzeczy. I zamierzam wam teraz te rzeczy wymienić.
Widoki – zapierają dech w piersiach. Co jest zupełnie zrozumiałe jeśli się połączy ocean, bardzo strome góry i niezwykle bujną roślinność. Dla kogoś z lękiem wysokości może to być problem. Przyznam się, że parę razy ten problem miałem.
Woda – jest wszędzie. I nie mówię tu o wodzie morskiej. Woda szumi w strumyczkach, ryczy w potokach, kapie ze zboczy, płynie w lewadach. Właśnie lewady są czymś wartym zobaczenia na Maderze. To niewielkie, kamienne kanały budowane przez setki lat przez mieszkańców wyspy w poprzek gór. Łapią wodę i kierują ją tam gdzie jest potrzebna – czyli na poletka tarasowe. Przy okazji stanowią doskonałe drogi spacerowe, bo przy każdej lewadzie biegnie utwardzona ścieżka. Jak ktoś lubi spacerować po wysokich górach w komfortowy sposób, to na Maderze jest w raju.
Niestety woda plus strome zbocza równa się kłopot. Taki właśnie kłopot Madera miała niedawno. Media mówiły o powodzi, ale to nie była powódź. Były to lokalne, niezwykle gwałtowne lawiny wodno-błotne, które niszczyły wszystko na swojej drodze. Widziałem efekty tych lawin i muszę przyznać, że to żywioły, nie ludzie, wciąż rządzą na tej wyspie.
Powietrze – widać je na Maderze na każdym kroku. Jest tak wilgotne, że po prostu świeci w słońcu. Doskonale się tym powietrzem oddycha, świetnie roznoszą się w nim zapachy, jest świeże, rześkie i bardzo smaczne.
Ocean – wielki, spokojny, błękitny Atlantyk. Na północnym wybrzeżu ryczy, na południowym nie. Mieszka w nim wszystko – począwszy od wielorybów, przez żółwie, foki, tuńczyki, a na sardynkach i krewetkach kończąc. Większość z tych mieszkańców Atlantyku jest na Maderze podawana w restauracjach. I jest pyszna.
Rośliny – mają na Maderze raj. Woda, słońce, czerwona, wulkaniczna gleba i zawsze dodatnie temperatury sprawiają, że rośnie tu wszystko. WSZYSTKO! Jak ktoś ma fioła na punkcie roślin, kwiatów, drzew, krzewów, ogrodów, to na Maderze znajdzie się w raju ogrodników. I trzeba przyznać, że ogrody mają piękne. Wieczorami kwiaty na ulicach pachną lepiej niż u nas w kwiaciarniach.
Jarzyny i Owoce – są tu wszystkie. Wszystkie jakie sobie można wyobrazić. Są też takie, których wyobrazić sobie nie można. Wiele z nich widziałem po raz pierwszy w życiu, ale przyznaję, że nie jestem koneserem tego typu jedzenia. W każdym razie smakują świetnie, mają w sobie słońce i smak. A w dzisiejszych czasach nie jest łatwo znaleźć SMACZNĄ jarzynę, czy owoca, który smakowałby nie tylko cukrem.
Wino – to od wieków najważniejszy towar eksportowy tej wyspy. Nie jest to zwykłe wino. To wino wzmacniane brandy, potem podgrzewane przez jakiś czas w temperaturze 50 stopni, a na końcu leżakowane w beczkach. Mocne, aromatyczne, smaczne i jedyne w swoim rodzaju. Po prostu madera. Piłem głównie gatunki wytrawne, choć słodkie też są pyszne.
Kawa – nie widziałem upraw kawy na wyspie. Myślę, że mają jakiś dobry deal z Brazylią i stamtąd wożą kawę. Ani razu, nawet w najmniejszej pipidówie nie zdarzyło mi się dostać złej kawy. Nawet średniej. Nawet lepiej niż średniej. Zawsze dostawałem DOSKONAŁĄ kawę. Sami Maderczycy piją jej bardzo dużo i po prostu się na niej znają. Piją oczywiście „cafe” – czyli coś, co Włosi nazywają „espresso”, ale nie potrafią przyrządzić tego tak dobrze jak Portugalczycy.
Mięso – chodzi na Maderze po łąkach. I na tym polega cała tajemnica smaku tamtejszej wołowiny i baraniny. Przyrządzają je bardzo prosto. Wołowinę wręcz pieką na żywym ogniu nabitą na stalowy pręt (szpadę). I muszę przyznać, że takiego mięsa w Polsce nie jadłem. A jestem koneserem mięsa. Jednak przemysłowa hodowla zabija prawdziwy smak. Szczególnie baranina zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Mistrzostwo świata.
Bułki – podstawa diety miejscowych. Można tu o dowolnej porze dnia i nocy dostać świeżą bułkę w dowolnym kształcie i z dowolną zawartością. Upraw pszenicy, czy żyta nie widziałem ani razu, więc nie wiem skąd mają mąkę. Jedzą tego mnóstwo. Ja nie jadam bułek, ale parę razy spróbowałem i muszę przyznać, że to pieczywo pierwsza klasa.
Mieszkańcy – są tu od niedawna. Od jakichś sześciuset lat. Wcześniej, przed portugalską kolonizacją, wyspa była niezamieszkana. Niscy, krępi, przysadziści rolnicy. Kobiety mają jedne z większych pup jakie w życiu widziałem. Zapewne od bułek i słodyczy. Są bardzo mili, sympatyczni i przyjaźni. Co ciekawe, w odróżnieniu od innych nacji południa Europy, nie są hałaśliwi. Masowa turystyka to wciąż świeża sprawa na Maderze i mieszkańcy sprawiają wrażenie jakby zadziwionych, po co ci dziwni, bladzi ludzie tu przylatują. Trzy najważniejsze rzeczy dla Maderczyków to rodzina, piłka nożna i katolicyzm. Prawie tak jak u nas.
Miasteczka i wioski – małe, zapyziałe, urokliwe i senne. Typowo rolnicza okolica. Z wyjątkiem stołecznego Funchal, w którym są nawet korki na drogach. Nie ma tu zbyt wielu zabytków i dobrze. Wszystko czyste, zadbane, zasiedziałe. Kościółek, kawiarnia, sklep, ukwiecony cmentarzyk i domki rozsiane po stokach. Ludzie nigdzie się nie spieszą, bo nie bardzo jest gdzie.
Drogi – najspektakularniejsze po jakich zdarzyło mi się jeździć. Wąskie serpentyny nad przepaściami, stare, kapiące wodą tunele, które wyglądają jak jaskinie, punkty widokowe z miniparkingami pół kilometra nad wodą – to tutaj normalka. Są też nowe drogi. Wygodne, proste, z oświetlonymi tunelami przecinającymi góry. Widać, że mieszkańcy Madery mają fioła na punkcie dróg. Co nie dziwi po setkach lat życia w izolacji w niedostępnych dolinach.
Sporo tych dobrych rzeczy jak na jedną małą wysepkę na środku oceanu. Tym bardziej, że mógłbym jeszcze dorzucić parę pomniejszych drobiazgów. I to po zaledwie tygodniowym pobycie. Ale nie będę się rozpisywał. Wszystko jest w przewodnikach. Ja tylko dzielę się na gorąco wrażeniami i tym co najważniejsze – dobrymi rzeczami. Bo tylko dobrymi rzeczami warto się dzielić.
Piękno empiryzmu jakie płynie spod Pana pióra jest zachwycające. Poruszył Pan moją wyobraźnię, dodaję tę wyspę do miejsc, które muszę zobaczyć. Spodziewam się, że wyjazd się co najmniej udał :) Życzę zapierajacych dech w piersiach wrażeń, które będzie Pan mógł nam przekazać, chociażby krótkim tekstem :)
Wyjazd się oczywiście udał. Nawet bardzo. Dzięki za dobre słowo i pozdrawiam.
a dla mnie Madera, to przede wszystkim…. kolory : ) niebieski, zielony, biały, czarny, czerwony…. a potem wszystkie kwiatowe róże i owocowe żółcie :)
a potem ryby… właśnie espada, i wszystkie inne atlantyckie ….
a na baraninę… hm… serdecznie radzę odwiedzić środkową Azję…. gwaratuję niezapomniane wrażenia smakowo – wizualne ….. zreszta nie tylko baranina, ale wszystkie mięsa, oprócz świniny, maja tutaj niezapomniany smak…
pozdrawiam serdecznie i zazdroszczę oczywiście wyjazdu… : )
PS: byłam na Maderze w czasie wejścia Portugalii do Unii… wszystkie obecne estakady dookoła wyspy były dopiero w budowie… proszę sobie wyobrazić, co to było za ekstermum jeździć tam autem : )
Polecam norweskie fiordy. Będzie się Panu podobało.
No właśnie myślę o fiordach. Ale musi być lato i pojechałbym tam najchętniej samochodem. Na razie trzeba trochę popracować ;-)
:) Polecam miasteczko Molde – bardzo na północy. Jeśli dobrze pamiętam Molde znajduje się na półwyspie.
Zdecydowanie latem i zdecydowanie samochodem – widoki z drogi pamiętam do dziś.
Zgadzam się co do tych damskich pup ;-) Swoją drogą, ciekawi mnie, gdzie one się ubierają, bo w sklepach na wystawach same politycznie poprawne rozmiary 32-36. Ale za to jacy mężczyźni! A przynajmniej większość z nich. Prawdziwi konkwistadorzy, wyglądem przypominający muszkieterów prosto z powieści Dumas’a!
Wesołych Świąt Piotrek.Dla Ciebie i Twojej rodziny.
Dziękuję i na wzajem – wszystkiego dobrego.
Na Maderze byłem trzykrotnie, raz z biurem podróży na Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok, a potem dwukrotnie w sierpniu, ale już całkiem prywatnie na północy w Quinta Do Arco, w rzeczywistym raju na Ziemi połozonym na północy w Arco de Sao Jorge niedaleko od Santany, Sao Vicente i Port Moniz. Ogród różany Quinta do Arco zachwyca kolorami, zapachami i śpiewem ptaków. Mieszkanie w prawdziwym maderskim domu, a do wyboru jest ich 18 naprawdę jest duzo lepsze niż w najlepszym hotelu. Najważniejsze jest to, że ma się wszystko do życia – jedzenia i przygotowuje sie kiedy się chce i to co sie chce, a tak to zwiedza się, spaceruje, a wieczorami oczywiście wino madera, a miejscowi ludzie bardzo mili. Mniej więcej, jak to wyglada można pooglądać na stronie http://www.quintadoarco.com
Rozsmakowałam się w pana opisie. Zdjęcia są przepiękne. Zawsze chciałam pojechać do Portugalii i pooddychać Atlantykiem. Pojadę na Maderę. B.
Byłam na Maderze w Polto delgada mieszkałam a wypady na całą wyspę.To istny raj,a przejście przez 3 szczyty w górach zapiera widokami w piersiach!Kawa najlepsza na świecie!