Ludowe afro-latynoskie granie do tańca – Cesaria Evora
Opublikowane: 20 czerwca 2011 Filed under: Aktualności, Inne | Tags: Cesaria Evora, folk, folklor, koncert, muzyka, sztuka ludowa, wrażenia 13 KomentarzyByłem wczoraj na warszawskim koncercie Cesarii Evory w Sali Kongresowej.
Sala była pełna, koncert bardzo udany, ludzie bawili się świetnie, Cesaria w dobrej formie, wypaliła jednego papierosa, dała jak zwykle jeden bis, jak zawsze nie miała butów i dostała owację na stojąco.
Pyszny był również surrealizm całej sytuacji. Bosa, ludowa artystka z portowych tawern Wysp Zielonego Przylądka występowała w kapiącej marmurem, plafonami i zdobieniami Sali Kongresowej. Grała starą, folkową muzykę taneczną dla ludzi uwięzionych w ciasnych rzędach foteli. Śpiewała dla ludzi, którzy mimo, że bardzo chcieli, nie mogli tańczyć.
A szkoda. Bo to muza z prowincjonalnych potańcówek i z wiejskich wesel. To proste, żywiołowe, czasami sentymentalne granie, przy którym trzeba się bawić, jeść, pić, szaleć i tulić się do partnerki w tańcu. Taki jest rodowód tej muzyki. Taka jest funkcja każdej muzy ludowej, folkowej, wsiowej, folklorystycznej bez względu, z której części świata pochodzi.
Sztuka ludowa, folkowa, wsiowa, folklorowa zawsze musi być użyteczna. Nie zawsze użytkowa, ale zawsze użyteczna. Tu nie ma miejsca na „sztukę dla sztuki” tak częstą na salonach elit. Zwykli, prości ludzie nie mają po prostu czasu na takie głupoty.
Sztuka ludowa zawsze służy czemuś konkretnemu. Muzyka jest potrzebna do tańca na weselach i zabawach, plastyka służy do przyozdabiania codziennego, zwykłego życia, taniec spełnia swoje ważne funkcje społeczne i obrzędowe. Sztuka ludowa nigdy nie jest bezinteresowna. Nigdy nie jest bezsensowna i pusta.
I było to wczoraj słychać w Sali Kongresowej. Każdy kawałek Cesarii porywał do tańca, był prosty, rytmiczny i zaprawiony w bojach. Każdy rytm, akord i pasaż był wcześniej zagrany tysiące razy na kreolskim weselu, w portowym barze i na prowincjonalnej potańcówce. Każdy kawałek był sprawdzony w najtrudniejszych możliwych warunkach bojowych – przed zwykłą, ludową, pijaną publiką, która chce się bawić i nie toleruje ściemy. Za ściemę na wiejskiej zabawie można dostać po gębie. Bez względu na to, w której części świata znajduje się wieś.
Cesaria Evora ma to wszystko dobrze przetestowane w swojej długiej karierze. Wie, że jej muzyka działa. Szanuje swojego słuchacza, nie mizdrzy się, nie udaje, nie uprawia taniego efekciarstwa tak powszechnego w sztuce salonowej.
I tym się właśnie różni sztuka ludowa od salonowej.
Nie ważne, co sądzisz o Cesarii, jak ją interpretujesz, jak ją oceniasz, co ci się wydaje i jak analizują jej fenomen fachowcy. Jak Cesaria zaczyna śpiewać, ty zaczynasz tańczyć. Kropka.
Piotrze, to chyba Twój najlepszy wpis, obserwacja tyleż zdumiewająca, co zaskakująca i prawdziwa, dwa światy zupełnie nieprzystające do siebie.
Naprawdę miło czytać, że „a diva dos pés descalços” wróciła do formy po ubiegłorocznym zawale serca. Uwielbiam ją! Właśnie za tą autentyczność.
Ja tam Babki za bardzo nie kojarzę, coś tam niby o niej słyszałem, ale nie miałem z nią większej styczności.
Disco Polo to też Wiejska muzyka, też nogi ( podobno ) rwą się do tańca. Też nie słucham. Ale skoro Pani Cesaria Evora wystąpiła w tak prestiżowym lokalu, znaczy że jest kilka poziomów wyżej od zespołów grających we wsiowych remizach.
Ale się złożyło …
Pierwsze … zaliczyłem film „Maraton Tańca” — miało być pięknie bo swojsko, klimatycznie, bo disco polo … niestety twórcy polecieli stereotypami … film kicha, nie polecam, szkoda kasy.
Drugie … a klimaty jakie prezentuje fenomenalny i (co boli wszystkich poprawnych) niezależny W.Cejrowski … jak w radiu zapoda meksykańskim (i nie tylko) folklorem to serce z radości wyskakuje, i jeszcze jak doda swój komentarz to człowiek ma rogala na twarzy cały dzień. A sjesta M.Kydryńskiego w radiowej trójce, trójka poszło w politykę co boli i rani, ale te dwie godziny w niedzielne popołudnie … plaster miodu na duszę.
Trzecie … fenomen disco polo … dziesiątki tysięcy, setki tysięcy ludzi na koncertach, wciąż, nie słabnie siła disco polo, co boli grupki dyletantów i malkontentów. Zwłaszcza uwielbiam te płacze „artystów tych prawdziwych” … boli jak się porówna liczby ludzi na koncertach i ilości sprzedanych płyt. Ciekawostka — tylko wydawcy i producenci disco polo od lat nie obniżają granic dla statusu złotej i platynowej płyty. Każda inna muza opuszcza poprzeczkę regularnie w dół. Ja fanem disco polo nie jestem ale … szczerze i bez krępacji, nie jedna imprezka do białego rana pękła przy Jesteś Szalona i etc. Żadna inna muza nie przebiła, a słucham przekrojowo gatunków bardzo różnorakich.
Folklor, swojskość, wsiowość — fenomenalna sprawa, ale … na pełną „integrację” trzeba zapracować … jak się od siebie nie da, nie wyjdzie do, nie otworzy na — to można co najwyżej w remizie w łeb dostać (oj zaliczyłem kilka takich remizowych „awantur” … takich wrażeń i wspomnień nic nie zastąpi :) … szklanka bimbru bez przepijania i na całe gardło „Daj mi tę noc” z zespołem „Różowa Pantera” :D:D
Hej Śliwku, a pamiętasz może taki film o Disco Polo sprzed ładnych paru lat, też się na niego napaliłem bo wtedy byłem fanem Disco Polo, a teraz za Ch****ę nie mogę go sobie przypomnieć a bym obejrzał.Nikt ode mnie nie kojarzy ( żyje w środowisku wyjątkowo nie filmowym ). Też pamiętam wiejskie zabawy w remizie, między wsiowe porachunki … Fajnie było. Dziś mało tam chodzę, … Tylko odpustowej nie opuszczam, bardzo swojskie klimaty, dla tych co wiedzą.
Z tego co wiem czasy bimbru i kwasów minęły, sam zaliczyłem kilka szklanek bez przepity —– po tym szybki nokaut
Patryk,może”Kochaj i rób co chcesz”Roberta Glińskiego?(1997).Śmignął taki kiedyś przez ekrany.
Może chodzi Ci o film „Kochaj i rób co chcesz” jakoś tak 97 lub 98 rok ubiegłego wieku – jak dla mnie to ten film bije na głowę co niektóre współczesne „nie-komedie nie-romantyczne” . Gdzieś mam soundtrack, muszę poszukać, będzie wesoło w długi „łik” :):)
PS. Ja na „zabawy do remizy”dojeżdżałem z miasta … 50 km w jedną stronę … prosto z pks-u wpadałem do remizy i szklanka czegoś mocniejszego :):) oj działo się … żadna dyskoteka w mieście się nie umywała, kumple się dziwili co ja w tym widzę … a te dziewczyny :):):):) raz widziałem jak jedna panna tak zdzieliła swojego Romea kuflem w ucho, że tylko rączka jej w dłoni została od tego kufla :D
Integracja była pełna … nigdy nie dane mi było odczuć żem miastowy ćwiek :D
Disco polo to muzyka przaśna, jak samogon bez przepitki, a najlepiej jedno i drugie współgra na…podlasiu. Od kilkunastu lat spędzam tam wakacje i konia z rzędem, że nigdzie indziej nie ma takich klimatów, kontrastów, krajobrazów…jak tam. :)
Dokładnie tego filmu szukałem : ) Ja do remizy miałem około 50 Metrów.
Cesaria Evora raczej mi przywołuje klimaty z filmu Buena Vista Social Club. Treści, nostalgia i spokojna mądrość. To raczej nie tak jak w disco polo ;)
Disco polo ma się tak do Cesarii Evory jak wyroby cepeliowskie do sztuki ludowej.
Jest w klimacie. który tworzy jakiś cudny spokój.
Ona śpiewa, a ja jej wierzę.
Wszystko pięknie, tylko że morna i coladera nie są ani „wiejskimi” ani „weselnymi” gatunkami muzyki Cabo Verde, choc ich początków można doszukiwać sie w dawnym tańcu weselnym „lundum” z wyspy Boa Vista. Evora nie była więc „muzą z prowincjonalnych potańcówek i z wiejskich wesel”. Śpiewała w portowych barach Mindelo, wówczas najwiekszego miasta archipelagu, czy na cumujących statkach, w domach bogatych portugalskich kolonów.Weselny i wiejski rodowod należy przypisać raczej batuco, ale to już zupełnie inna historia.A o muzycznych gatunkach Cabo Verde najlepiej poczytać w książce V.Mortaigne „Cesaria Evora, głos Wysp Zielonego Przylądka”.
Świetnie śpiewa, koncert był bardzo przyjemny oraz udany.