Rzeź
Opublikowane: 21 stycznia 2012 Filed under: Filmy | Tags: film, kino, komedia, Polański, Recenzja, teatr 20 KomentarzyByłem na „Rzezi”. Dawno się tak nie uśmiałem na komedii. Wyszedłem z kina zadowolony, usatysfakcjonowany i syty wrażeń. To bardzo miłe i niestety nie za częste w moim przypadku uczucie.
A sprawa nie była wcale taka pewna. Mimo, że od zawsze lubię Polańskiego, trochę bałem się teatralności w tym filmie. I rzeczywiście teatru, słowa, dialogu, popisowego aktorstwa i statyczności jest tutaj sporo. Ale teatr w kinie nie musi być nudny. I ten film to udowadnia.
Rzadko się zdarza, żeby takie filmy wychodziły. Jedność czasu, miejsca i akcji to coś, od czego już mocno odwykliśmy. Współczesne kino lubi coś wręcz odwrotnego – różne czasy, mnogość miejsc i skróty akcyjne.
Tu jednak się udało. Potrzebna była pewna ręka wybitnego reżysera. Potrzebny był doskonały tekst. Potrzebna byla wirtuozeria czwórki aktorów.
Rzeź to komedia. To adaptacja znanej i przebojowej sztuki teatralnej. To film bardzo “polański” z całą jego drobiazgowością i niezwykłością w patrzeniu na świat. Ci, co lubią delektować się smaczkami stylu Polańskiego będą usatysfakcjonowani. To wreszcie film dla dorosłych, dzieciom i młodzieży może się nie spodobać.
Polański dba o swojego widza i szanuje go. Czułem to wyraźnie przez cały seans. I dlatego polecam tę komedię, bo takie kino to już dzisiaj rzadkość.
Mnie trochę w tym filmie zabrakło kulminacji. Był doskonały, był sobie był i nagle się skończył. W sumie to bardzo życiowo, ale w filmie mnie to zaskoczyło i pozostawiło z odrobiną niedosytu.
Fakt, finał trochę dziwny, ale nie odebrało mi to satysfakcji z oglądania.
Aż przypomniał mi się kultowy „Easy Rider” i jego zakończenie, które tak mnie wbiło w fotel, że siedziałem w nim jeszcze przez długi czas trwania napisów końcowych i nie mogłem przestać o nim myśleć przez kilka najbliższych dni.
Ale fakt, „Rzeź” godna polecenia, jednak z filmów zachowujących zasadę trzech jedności najbardziej podobało mi się „Sunset Limited”
Pozdrawiam
Finał nie taki dziwny. Myślałam, że dzieciaki na końcu filmu po prostu wejdą do mieszkania jak najlepsi kumple. Myliłam się,. Byli w parku :)
Czy oglądał pan „Boga Mordu” w teatrze?
Nie. Ale mam tekst tej sztuki. Przejrzę sobie w wolnej chwili.
Ja niestety wybrałem najgorzej jak tylko mogłem … zdecydowałem się na SZTOS 2. SZTOS 1 nie był dziełem wybitnym, ale miał, ba on ma wciąż swój klimat, urok … 2-ka to nuda, nieświeży kotlet, szkoda się rozpisywać. Źle wybrałem. Muszę się poprawić.
A ja wybrałam
Sherlock Holmes: Gra cieni
Polecam !!!
Robert Downey Jr. „odlordowiony”, niekonwencjonalny w tym dziwnym i cudownym stanie umysłu pomiędzy geniuszem a wariatem :)
No i „niewidzialna” a wszechobecna ręka’ Guya Ritchiego.
Ubawiłam się. Dobrze wydane dwie dychy :)))
A ja tak dawno nie byłem w kinie!!! :(((
Panie Piotrze,
a co jest Pana zdaniem jest lepsze/łatwiejsze do spróbowania dla początkujących: pisanie scenariuszy filmowych, czy sztuk teatralnych. Pewnie Pan powie, że jedno i drugie jest trudne, że to dwa różne światy, ale w jednym trzeba się koncentrować na akcji, a w drugim na aktorze. Może łatwiej jest zacząć od pisania dialogów w statycznym otoczeniu, bez skakania po scenach?
Ciężko mi powiedzieć, bo nigdy nie pisałem dla teatru. Ale pewne jest, że dla początkującego autora najlepszą szkołą pisania jest pisanie ;-) Innej drogi nie widzę.
Byłem, obejrzałem. Bardzo mi się podobał. Minimalna dawka efektów specjalnych, tylko samo czyste, soczyste aktorstwo.
Poszłam, popatrzyłam, pośmiałam się ;)
A koniec świetny. Katalizator zdarzeń, a właściwie katalizator i zapalnik pokazany na końcu w zewnętrznej, chłodnej narracji.
Przez cały film zastanawiałam się jak „włączą” Christoph’era Waltz’a – Alana …. no i ładnie go wybili z kolein prawniczej poprawności ;)
Niestety, byłam sama na seansie ! Znaczy ja, film i ………… pusta sala kinowa. Noo, mieszane uczucia.
Z jednej strony – poprawiło się !
W czasach komuny dla jednego kinomana nie puszczali filmu, musiałam robić łapankę na ulicy przed kinem, żeby puścili mi film.
A dziś ? puścili dla mnie. ale żeby nikt więcej nie chciał zobaczyć …….. hmm. smutno.
Amelka ale Ty się ciesz … bo mogłaś trafić na mało śmieszną rodzimą pseudo – komedię , pełną salę „szeleszcząco – mlaszczących” i to dopiero jest dramat.
No wiem, wiem……. ale mam ostatnio całkiem pozytywne doświadczenia.
Wybrałam się na „W ciemności” , na poranny seans. Pomyślałam, że tak właśnie wymanewruje tę mlaszczącą publiczkę. Będę sama albo prawie sama. I o to chodzi !
Sala kinowa była pusta do momentu kiedy weszły trzy klasy z popcornem, colą, komórkami i generalnie „we want have a fun”.
Poprzysięgłam sobie, że wyjdę jak po skończonych reklamach jeśli nic się nie zmieni. Zostałam.
Ta młódź „PRZESTAŁA ODDYCHAĆ” po pięciu minutach filmu. Wychodzili z pełnymi kubłami popcornu i niedopitymi colami, jacyś jakby zamyśleni …..
Jak Piotr poleca. Trza się wybrać do kina.
polecam wcześniej najeść się zimnej szarlotki i popić ciepłą colą :))
Mnie nie przekonał, zabrakło wiarygodności w bohaterach, choć miło popatrzeć na obie panie, ulubione aktorki ;-) miałam wrażenie, że oglądam nieudaną podróbkę Woody Allena :-)
…tyle, że Allen – z nielicznymi wyjątkami (jak rewelacyjne Crimes and misdemeanors) – swoich bohaterów lubi;) Ale poza tym się zgadzam. Nie do końca rozumiem ten koncert zachwytów…dla mnie wygląda to jak syndrom ‚nazwiskopatii’. Znaczy się: film jest dobry, ponieważ nakręcił go Polański.
Dla mnie to przyzwoity, zachowawczy, mistrzowski w formie przykład czarnej komedii, której jednak zabrakło pewnej poezji i szaleństwa cechującej najlepsze przykłady tego gatunku. Dr Strangelove, Żywot Briana, większość Coenów (choc oni akurat czasem popełniają ten sam błąd) czy nawet Heathers…to są dopiero czarne komedie!
Mnie czeka dziś „Rzeź” w Cinema City Katowice:)