„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Lokale w których nic nie podają

Wakacje w pełni, więc nie będę pisał o pracy, pisaniu, opowiadaniu, konstruowaniu, kombinowaniu, scenopisarstwie, dramaturgii i budowaniu skomplikowanych struktur narracyjnych.

Będę pisał o wszystkim innym (równie pysznym).

Będę pisał, albo i nie pisał, bo są wakacje.

A wakacje to czas, kiedy można robić (i pisać), co tylko się komu podoba, albo i nie podoba. Bo na tym właśnie polegają wakacje.

Dziś będzie o lokalach, barach, kawiarniach, w których nic nie podają. Nie ma kelnera, nie ma barmana, nie ma kuchni. Nie ma również wszystkiego innego, co z lokalem się kojarzy. Nie ma krzeseł, nie ma stolików, nie ma podłogi, nawet sufitu nie ma.

Nic nie ma.

Wszystko jest niematerialne.

Tylko klienci są prawdziwi.

Jeden lokal nazywa się Facebook.

Druga kawiarenka to Twitter.

Trzeci lokal nazywa się Nasza Klasa, czwarty to dogasający MySpace, a piąty właśnie powstał i nazwany został Google+ (nawiasem mówiąc, do tego ostatniego jeszcze nie mam wstępu, bo jest w budowie).

To wielkie kawiarnie o zasięgu ogólnoświatowym. Codziennie wpadają tam miliony ludzi pogadać, pochwalić się czymś, coś ogłosić, coś zareklamować, czymś zahandlować. Jak to w życiu.

Świat do tej pory nie znał tak wielkich kawiarni. Kawiarnie to w ogóle wynalazek stosunkowo młody. Do Europy dotarł jakieś pięćset lat temu z Bliskiego Wschodu i od razu mocno namieszał. I wcale nie chodziło o kawę, czy inne napitki.

Lokale tego typu od razu stały się miejscami gdzie ludzie zaczęli wymieniać się ideami. Z czasem w kawiarniach zaczął rodzić się ferment. Stamtąd wychodziły rewolucje, przewroty i powstania. Tam żywo dyskutowano, spierano się i knuto, jak pozbawić władzy tyranów.

Tam urodziła się rewolucja francuska, przemysłowa, bolszewicka i faszystowska. Każda właściwie duża i ważna dyskusja w nowoczesnym świecie miała swój początek w jakiejś kawiarni, gdzie paru ludzi rozochoconych alkoholem, kofeiną i tytoniem postanawiało zmienić losy świata.

Dziś Twitter i Facebook pełnią bardzo podobną rolę. Nie podają tam jednak kawy. Napitki i prowiant trzeba sobie zapewnić samemu. Jednak natychmiastowa wymiana idei jest dokładnie ta sama.

Z jedną różnicą – media społecznościowe są o wiele szybsze i o wiele większe niż jakakolwiek ze znanych w historii kawiarni. I mają już na swoim koncie pierwsze rewolucje – w Iranie co prawda (jak na razie) się nie udało, ale udało się w Tunezji i Egipcie. A nowe powstania zapewne już kiełkują.

Działa to jak w klasycznej kawiarni. Wchodzisz, podchodzisz do jakiegoś towarzystwa, do któregoś ze stolików, przyłączasz się do dyskusji, rzucasz ideę, przekonujesz do niej innych i po chwili pół kawiarni masz po swojej stronie. Ktoś rzuca hasło, wyskakujecie na ulicę i rewolucja gotowa.

Ta kawiarniana metafora mediów społecznościowych ma też inny ciekawy aspekt – modę.

Od zawsze popularnością (lub klęską) danej kawiarni rządziła moda. Nie ten lokal pękał w szwach, w którym dobrze dawano jeść i pić, ale ten który był modny. Tam, nie wiedzieć czemu, zawsze chodziło więcej ludzi.

Kawiarenka MySpace przestała być modna. Duża kawiarnia Facebook wciąż jest w modzie (ale już niedługo). Na modową falę wznoszącą wszedł zupełnie nowiutki, jeszcze nie otwarty lokal Google+. Kawiarenka krótkich pogaduszek Twitter wciąż jest w modzie.

A w sprawie mody jedno jest pewne – wszystko kiedyś wyjdzie z mody.

(UZUPEŁNIENIE: Już mam wejście do nowej kawiarenki Google Plus. Oto mój profil. Zapraszam jakby co ;-)