„Uległość” Michel’a Houellebecq’a — czyli prorocza komedia ponuraka
Opublikowane: 21 stycznia 2016 Filed under: Książki, Polityka | Tags: indywidualizm, islam, kolektywizm, Literatura, Polityka, Powieść, Recenzja, religia, rewolucja, społeczeństwo 1 komentarz(W tekście możliwe są daleko idące spoilery, więc czytasz Czytelniku na własną odpowiedzialność :)
Z tym pisarzem zawsze miałem problem. Pisarstwo Michel’a Houellebecq’a nieodmiennie i za każdym razem wprawiało mnie w depresyjne smuteczki.
Czytało mi się jego powieści świetnie, przewracalność stron zazwyczaj była całkiem wysoka; ciekawość, co będzie dalej również. Facet jest błyskotliwy i dobrze opowiada, jego przemyślenia są interesujące i całkiem miło przebywa się w obecności jego oryginalnej osobowości. Zawsze jednak po skończeniu jego kolejnej książki ogarniał mnie refleksyjny pesymizm, pojawiała się jakaś znienacka nadchodząca depresyjka, troska o upadający świat i wspaniałą cywilizację Zachodu, która nieubłaganie chyli się ku końcowi.
Dlatego dozowałem sobie Houellebecq’a ostrożnie. Tłumaczyłem, że francuscy intelektualiści już tak mają, zazwyczaj są pesymistami i lubią dołować, we Francji od wieków taka postawa należała do dobrego tonu wśród tak zwanych „poważnych” pisarzy. Moda na elitarny smutek to jedno, a moje osobiste samopoczucie to co innego. Dlaczego mam się zbyt często smucić za własne pieniądze?
Długo zatem wahałem się, czy czytać „Uległość”. Szczególnie po zamachach w Paryżu i po tym jak skrajnie prawicowy Front Narodowy zwyciężył w pierwszej turze wyborów lokalnych we Francji. Mówiło się, że Houellebecq wszystko to w pewien sposób przewidział w swojej najnowszej książce, mówiło się, że musiał zniknąć, że jest zagrożony i francuskie władze przydzieliły mu ochronę. Wszystko wskazywało na to, że „Uległość” będzie jeszcze bardziej pesymistyczna, jeszcze ciekawsza i niestety mocno depresyjna.
Okazało się jednak, że Michel Houellebecq tym razem napisał KOMEDIĘ. Oczywiście można się jak najbardziej ze mną spierać w tej subiektywnej ocenie, ale tak właśnie myślę, po przeczytaniu z przyjemnością „Uległości”. I jest to bardzo pyszna oraz przewrotna komedia, muszę przyznać.
Opowiada o wojnie między indywidualizmem a kolektywizmem, która rozgrywa się we Francji za kilkanaście lat. Jesteśmy w niedalekiej przyszłości, odbywają się wybory, które wygrywa „umiarkowanie” islamska partia wyznaniowa. I zaczyna się ogólnokrajowa jazda bez trzymanki.
Głównym bohaterem, jak to u Houellebecq’a, jest człowiek bardzo samotny, mężczyzna w sile wieku, wykładowca literatury, ateista, umiarkowany nihilista, zdeklarowany hedonista zajmujący się głównie romansowaniem ze studentkami, piciem różnorakich trunków i obserwowaniem, jak współczesna, zachodnia, indywidualistyczna, ponowoczesna cywilizacja ulega powolnemu rozkładowi.
Zachodzi jednak zmiana („dobra zmiana” :). Do władzy we Francji dochodzi Bractwo Muzułmańskie i zaczyna się kolektywistyczna rewolucja. Znowu zaczynają liczyć się grupy, a nie jednostka i jej wolności. Od teraz najważniejsza jest rodzina (muzułmańska), wspólnota (muzułmańska), społeczność (muzułmańska) i naród (muzułmański). Jest tylko jedno „ale” — trzeba przejść na Islam. Trzeba zadeklarować ULEGŁOŚĆ islamskiemu Bogu.
Dla mężczyzny takiego jak bohater Houellebecq’a decydującym argumentem okazuje się możliwość posiadania kilku żon, które wszystkie bez wyjątku muszą być ULEGŁE mężowi. To przekonuje zdeklarowanego ateistę, nihilistę, hedonistę i sybarytę do nowego, kolektywistycznego ładu.
Przyznacie, że pyszny pomysł na komedię. Jeśli ktoś tego we Francji szybko i kompetentnie nie sfilmuje, to będzie wielka strata dla kinematografii tego kraju. Tym bardziej, że ostatnia (i jedyna) komedia filmowa z udziałem pisarza („Porwanie Michel’a Houellebecq’a”) okazała się zaskakująco urocza i zabawna (polecam Wam ten film).
Niesamowite jest, że Houellebecq w pewien sposób wywieszczył przyszłość. Wywieszczył kolektywistyczną rewolucję nadchodzącą nie tylko w swoim kraju, ale przeczuł ogólny trend i wyniuchał wiatr nadchodzących zmian w całym prawie zachodnim świecie (i nie tylko).
Otóż, zwróćcie uwagę, że kolektywistyczne, wrogie indywidualizmowi rewolucje nadchodzą prawie wszędzie w Europie i okolicy. Na Węgrzech (Orban), w Turcji (Erdogan) i w Rosji (Putin) trwa to już od kilku lat, w Polsce (Kaczyński) właśnie się zaczęło, we Francji (Le Pen) lada chwila się zacznie, w USA prawicowi kolektywiści (Donald Trump) zdobywają kolejne serca i głosy w prawyborach.
I nie ma specjalnego znaczenia, czy jest to kolektywizm islamski, katolicki, protestancki, czy prawosławny. Ważne, że każdy z nich wyżej stawia „Dobro Narodu®” od dobra jednostki. Dla każdego z tych ruchów politycznych grupa i jej prawa jest DUŻO WAŻNIEJSZA od jednostki i jej osobistych wolności.
Co kolektywiści dają jednostce w zamian za uległość?
Ewidentnie muszą dawać coś fajnego, wartościowego i kręcącego, skoro tak bardzo rośnie w świecie moda na tę formę organizacji społecznej. Może właśnie Michel Houellebecq ma rację, że ULEGŁA ŻONA to pokusa, której żaden facet nie może się oprzeć.
Tym bardziej, że bohaterowi „Uległości” przysługiwały aż trzy takie uległe żony. Na tyle było go stać z uniwersyteckiej pensyjki.
Teraz Houellebecq powinien napisać drugą część „Uległości”, w której główną bohaterką byłaby współczesna, wyzwolona, zachodnia kobieta zmuszana przez kolektywistów do uległości.
To dopiero jest materiał na pyszną komedię.
VIMEO ON DEMAND – Rewolucji ciąg dalszy
Opublikowane: 14 marca 2013 Filed under: Filmy, Technologia | Tags: dystrybucja, film, filmowanie, Internet, kino, lowbudget, produkcja filmowa, rewolucja, Telewizja, vimeo, vod 2 KomentarzeRewolucja w kinematografii światowej postępuje. I jest to rewolucja dużo głębsza niż wcześniejsze przełomy. Kino dźwiękowe, kino kolorowe czy nawet kino 3D to nic w porównaniu z tym, co dzieje się teraz. Bo teraz prawdziwe KINO wchodzi pod strzechy. Teraz prawdziwe kino demokratyzuje się na skalę nieznaną dotychczas w stuletniej historii tej sztuki.
O tym, że dzisiaj każdy może być światowej sławy filmowcem z własną wytwórnią filmową w plecaku pisałem już we wcześniejszym wpisie. Nie będę się powtarzał. To już fakt. To się dzieje od kilku lat. Rewolucję zapoczątkował Canon swoimi lustrzankami, do których dodał możliwość filmowania. To zmieniło wszystko. Teraz w plecaku mieści się kamera (albo lustrzanka), statyw (albo monopod), mikrofon (albo rejestrator), obiektyw i laptop z całym softem do profesjonalnej postprodukcji.
Powstało w ten sposób mnóstwo filmów. Kłopot zaczynał się później. Co z dystrybucją? Co z dotarciem do widza? Co z otrzymaniem zapłaty za swoją filmową robotę przy konkretnym projekcie?
Prawdziwa, szeroka dystrybucja wciąż była zamknięta dla amatorów, półamatorów i profesjonalistów filmujących w systemie „low-budget”. Zdarzały się oczywiście wyjątki, ale były to TYLKO wyjątki. Czasami produkcja niskobudżetowa trafiała do szerokiej, światowej dystrybucji i miała szansę spotkać się z widzami na całym świecie. Tylko czasami.
Od paru dni wszystko się zmieniło. Serwis Vimeo uruchomił usługę „Vimeo on demand”. I ta usługa zmieni w kinie światowym WSZYSTKO.
Co to jest Vimeo? Jest to serwis podobny do YouTuba. Możesz tam za darmo umieścić swoje video i cały świat może je za darmo obejrzeć. Czym Vimeo różni się od YouTuba? Vimeo od samego początku oferował znacznie wyższą jakość projekcji (bitrate, rozdzielczość) i od zawsze preferował rozdzielczość HD. Dlatego szybko stał się ukochanym serwisem wszelkiej maści filmowych amatorów, entuzjastów, młodych filmowców i profesjonalistów chętnie pokazujących tu swoje portfolio.
Vimeo dostępne jest wszędzie w sieci: przez przeglądarkę, przez smartfony, tablety aż po rodzące się właśnie SmartTV, przystawki i wszystko inne, co służy do oglądania cyfrowego „contentu” z sieci.
Na czym polega usługa „Vimeo on demand”? Zasada jest prosta. Zakładasz konto na Vimeo. Umieszczasz w serwisie swój film i wyznaczasz cenę za każde obejrzenie. Zazwyczaj jest to od 2 do 9 dolarów. TY decydujesz, ile widz ma zapłacić za projekcję. Serwis Vimeo bierze 10% tej kwoty. 90% dostajesz ty. Proste, klarowne i uczciwe. Możesz zastrzec na jakich terytoriach film może być oglądany, możesz też wybrać opcję „worldwide” i wtedy będzie można go obejrzeć wszędzie.
Na razie w serwisie dostępnych jest zaledwie siedem filmów. Są to w większości pełnometrażowe dokumenty na różne tematy. Ale oczywiście można tam umieścić każdy gatunek filmu – fabułę, dokument, kreskówkę, czy co się komu podobało nakręcić.
Czyli ostatni bastion runął. Światowa, płatna dystrybucja filmu w systemie VOD, na uczciwych zasadach jest już dostępna dla każdego. KAŻDY, kto nakręcił film, jest zaledwie kilka klików myszką od prawdziwej, szerokiej dystrybucji w porządnej jakości HD, na uczciwych finansowych zasadach. I to jest rewolucja. Bo teraz każdy filmowiec w swoim plecaku mieszczącym przenośną wytwórnię filmową, będzie miał również światowego dystrybutora, który pobiera zaledwie 10% ceny projekcji. Jeśli to nie jest rewolucją w światowym kinie, to co nią jest?
Jeszcze kilka słów o samym VOD („video on demand”).
Otóż, telewizja umiera. Ludzie urodzeni w czasach Internetu nie akceptują czegoś takiego jak „telewizyjna ramówka”. Chcą oglądać to, co lubią, w wyznaczonym przez SIEBIE czasie. Coraz więcej ludzi nie ma klasycznego telewizora. Do oglądania filmów i seriali telewizor już nie jest potrzebny. Potrzebny jest dobry monitor (projektor, laptop, tablet, smartfon) i dostęp do Internetu. Za kilka lat telewizja jaką znamy odejdzie do lamusa. Wszystko będzie VOD – czyli „na żądanie”.
Teraz do zdania: „Każdy może być filmowcem.” Należy jeszcze dopisać: „…i każdy może pokazywać swoje filmy całemu światu ZA PIENIĄDZE.”
Koniec zazdrości filmowców
Opublikowane: 23 lutego 2013 Filed under: Filmy | Tags: film, film dokumentalny, filmowanie, kino, koszty produkcji, lowbudget, pieniądze, produkcja filmowa, rewolucja, Sugar Man, twórczość 11 KomentarzyFilmowcy zawsze zazdrościli pisarzom, poetom, malarzom i muzykom. Od zarania filmu istniała ta głęboko skrywana, ale zawsze obecna zazdrość.
Zazdrość o koszty tworzenia.
Poeta czy pisarz, żeby tworzyć, potrzebował tylko kartki papieru i ołówka. Podobnie plastyk. Muzyk potrzebował oprócz kartki i ołówka jeszcze gitary.
Filmowiec żeby tworzyć, przede wszystkim potrzebował pieniędzy. Dużych pieniędzy. Filmowanie było procesem skomplikowanym technologicznie i niezwykle kosztownym. Potrzebny był horrendalnie drogi sprzęt i wysoko kwalifikowani specjaliści. Dla normalnych śmiertelników była to zapora nie do przebycia. Kto nie miał góry złota, do świata filmu nie miał wstępu.
Tak było jeszcze do niedawna. Jeszcze jak zaczynałem, jak robiłem swoje pierwsze komedie, potrzebne były wielkie pieniądze i wytwórnie filmowe pełne dobrze opłacanych fachowców.
Teraz wszystko się zmieniło. WSZYSTKO!
Młody, szwedzki filmowiec Malik Bendjelloul pojechał w podróż po Afryce w poszukiwaniu inspiracji. Znalazł ją w RPA. Znalazł opowieść, którą uznał za wartą sfilmowania. I zaczął ją filmować. BARDZO niskim kosztem. Używał średniej klasy kamery HD Sonego, a jak już była naprawdę źle z kasą, to filmował iPhone’m. Trwało to pięć lat. Potem wrzucił cały materiał do laptopa, zmontował i wysłał gotowy film na wszystkie możliwe festiwale. Dziś jego film „Searching for Sugar Man” jest nominowany do Oskara. Jeśli go nie dostanie, to tym gorzej dla Oskara.
Bo film jest ŚWIETNY! Dawno już nie widziałem tak ważnego, mądrego i ciekawego filmu dokumentalnego.
Jeden facet, świetny temat, talent, pasja, średniej klasy kamera HD Sony i film wchodzi na ekrany kin całego świata. Również u nas.
Dzisiaj żeby dostać nominację do Oskara wystarczy średniej wielkości plecak. Kamera i laptop z odpowiednim oprogramowaniem powinny się zmieścić.
Kiedyś żeby nakręcić film potrzebna była cała Wytwórnia Filmów Fabularnych i Dokumentalnych na Chełmskiej.
Czujecie różnicę?
Dzisiaj filmowiec nie ma już zmartwień i dylematów finansowych. Ma wyłącznie te same kłopoty co pisarz, poeta, plastyk i muzyk. I są to wyłącznie kłopoty ARTYSTYCZNE – O czym? Jak? Dlaczego? Po co? Dla kogo?
Zazdrość filmowców minęła bezpowrotnie. Mogą sobie kręcić co chcą.
Polecam Wam gorąco film „Searching for Sugar Man”. To najlepszy film o sztuce, roli artysty i sile talentu, jaki ostatnio widziałem.
Niewidzialna rewolucja technokratów
Opublikowane: 30 stycznia 2010 Filed under: Internet, Polityka | Tags: dolina krzemowa, Internet, nowe media, rewolucja 11 KomentarzyZastanawiałem się ostatnio, gdzie jest rewolucja. Dlaczego jej nie widać, dlaczego zasnęła, zniknęła, zapadła się pod ziemię?
Od Rewolucji Francuskiej wszelkiego rodzaju przewroty myślowe zdarzały się w cywilizacji zachodniej często. Można się oczywiście spierać o ich owoce. Zawsze jednak siały ferment myślowy i skutecznie przepędzały stagnację.
Tymczasem już od blisko czterdziestu lat cisza.
Ostatnim wielkim fermentem była rewolta z końca lat sześćdziesiątych. Eksplodowała muzyka, film, zagotowało się na uniwersytetach, a na ulice Paryża powróciły barykady i butelki z benzyną. Widziałem parę dni temu w telewizji niezły dokument o tamtych wydarzeniach i zacząłem się zastanawiać, dlaczego teraz jest tak cicho.