„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

„Uległość” Michel’a Houellebecq’a — czyli prorocza komedia ponuraka

(W tekście możliwe są daleko idące spoilery, więc czytasz Czytelniku na własną odpowiedzialność :)

Z tym pisarzem zawsze miałem problem. Pisarstwo Michel’a Houellebecq’a nieodmiennie i za każdym razem wprawiało mnie w depresyjne smuteczki.

Czytało mi się jego powieści świetnie, przewracalność stron zazwyczaj była całkiem wysoka; ciekawość, co będzie dalej również. Facet jest błyskotliwy i dobrze opowiada, jego przemyślenia są interesujące i całkiem miło przebywa się w obecności jego oryginalnej osobowości. Zawsze jednak po skończeniu jego kolejnej książki ogarniał mnie refleksyjny pesymizm, pojawiała się jakaś znienacka nadchodząca depresyjka, troska o upadający świat i wspaniałą cywilizację Zachodu, która nieubłaganie chyli się ku końcowi.

Dlatego dozowałem sobie Houellebecq’a ostrożnie. Tłumaczyłem, że francuscy intelektualiści już tak mają, zazwyczaj są pesymistami i lubią dołować, we Francji od wieków taka postawa należała do dobrego tonu wśród tak zwanych „poważnych” pisarzy. Moda na elitarny smutek to jedno, a moje osobiste samopoczucie to co innego. Dlaczego mam się zbyt często smucić za własne pieniądze?

Długo zatem wahałem się, czy czytać „Uległość”. Szczególnie po zamachach w Paryżu i po tym jak skrajnie prawicowy Front Narodowy zwyciężył w pierwszej turze wyborów lokalnych we Francji. Mówiło się, że Houellebecq wszystko to w pewien sposób przewidział w swojej najnowszej książce, mówiło się, że musiał zniknąć, że jest zagrożony i francuskie władze przydzieliły mu ochronę. Wszystko wskazywało na to, że „Uległość” będzie jeszcze bardziej pesymistyczna, jeszcze ciekawsza i niestety mocno depresyjna.

Okazało się jednak, że Michel Houellebecq tym razem napisał KOMEDIĘ. Oczywiście można się jak najbardziej ze mną spierać w tej subiektywnej ocenie, ale tak właśnie myślę, po przeczytaniu z przyjemnością „Uległości”. I jest to bardzo pyszna oraz przewrotna komedia, muszę przyznać.

Opowiada o wojnie między indywidualizmem a kolektywizmem, która rozgrywa się we Francji za kilkanaście lat. Jesteśmy w niedalekiej przyszłości, odbywają się wybory, które wygrywa „umiarkowanie” islamska partia wyznaniowa. I zaczyna się ogólnokrajowa jazda bez trzymanki.

Głównym bohaterem, jak to u Houellebecq’a, jest człowiek bardzo samotny, mężczyzna w sile wieku, wykładowca literatury, ateista, umiarkowany nihilista, zdeklarowany hedonista zajmujący się głównie romansowaniem ze studentkami, piciem różnorakich trunków i obserwowaniem, jak współczesna, zachodnia, indywidualistyczna, ponowoczesna cywilizacja ulega powolnemu rozkładowi.

Zachodzi jednak zmiana („dobra zmiana” :). Do władzy we Francji dochodzi Bractwo Muzułmańskie i zaczyna się kolektywistyczna rewolucja. Znowu zaczynają liczyć się grupy, a nie jednostka i jej wolności. Od teraz najważniejsza jest rodzina (muzułmańska), wspólnota (muzułmańska), społeczność (muzułmańska) i naród (muzułmański). Jest tylko jedno „ale” — trzeba przejść na Islam. Trzeba zadeklarować ULEGŁOŚĆ islamskiemu Bogu.

Dla mężczyzny takiego jak bohater Houellebecq’a decydującym argumentem okazuje się możliwość posiadania kilku żon, które wszystkie bez wyjątku muszą być ULEGŁE mężowi. To przekonuje zdeklarowanego ateistę, nihilistę, hedonistę i sybarytę do nowego, kolektywistycznego ładu.

Przyznacie, że pyszny pomysł na komedię. Jeśli ktoś tego we Francji szybko i kompetentnie nie sfilmuje, to będzie wielka strata dla kinematografii tego kraju. Tym bardziej, że ostatnia (i jedyna) komedia filmowa z udziałem pisarza („Porwanie Michel’a Houellebecq’a”) okazała się zaskakująco urocza i zabawna (polecam Wam ten film).

Niesamowite jest, że Houellebecq w pewien sposób wywieszczył przyszłość. Wywieszczył kolektywistyczną rewolucję nadchodzącą nie tylko w swoim kraju, ale przeczuł ogólny trend i wyniuchał wiatr nadchodzących zmian w całym prawie zachodnim świecie (i nie tylko).

Otóż, zwróćcie uwagę, że kolektywistyczne, wrogie indywidualizmowi rewolucje nadchodzą prawie wszędzie w Europie i okolicy. Na Węgrzech (Orban), w Turcji (Erdogan) i w Rosji (Putin) trwa to już od kilku lat, w Polsce (Kaczyński) właśnie się zaczęło, we Francji (Le Pen) lada chwila się zacznie, w USA prawicowi kolektywiści (Donald Trump) zdobywają kolejne serca i głosy w prawyborach.

I nie ma specjalnego znaczenia, czy jest to kolektywizm islamski, katolicki, protestancki, czy prawosławny. Ważne, że każdy z nich wyżej stawia „Dobro Narodu®” od dobra jednostki. Dla każdego z tych ruchów politycznych grupa i jej prawa jest DUŻO WAŻNIEJSZA od jednostki i jej osobistych wolności.

Co kolektywiści dają jednostce w zamian za uległość?

Ewidentnie muszą dawać coś fajnego, wartościowego i kręcącego, skoro tak bardzo rośnie w świecie moda na tę formę organizacji społecznej. Może właśnie Michel Houellebecq ma rację, że ULEGŁA ŻONA to pokusa, której żaden facet nie może się oprzeć.

Tym bardziej, że bohaterowi „Uległości” przysługiwały aż trzy takie uległe żony. Na tyle było go stać z uniwersyteckiej pensyjki.

Teraz Houellebecq powinien napisać drugą część „Uległości”, w której główną bohaterką byłaby współczesna, wyzwolona, zachodnia kobieta zmuszana przez kolektywistów do uległości.

To dopiero jest materiał na pyszną komedię.


Jeszua z Nazaretu

Grota Narodzenia, srebrna gwiazda w miejscu narodzenia. Fot. Berthold Werner (Wikipedia)

Nie wiadomo tak naprawdę. kiedy się urodził. Nie jest pewne, gdzie się urodził. Tradycja chrześcijańska mówi, że miało to miejsce 25 grudnia pierwszego roku przed naszą erą w Betlejem. Ale nie ma na to mocnych dowodów historycznych.

Naukowcy przekonują, że mogło to mieć miejsce kilka lat wcześniej. Spierają się również co do miejsca narodzin. Jedni skłaniają się do wersji ewangelistów piszących, że Jeszua (imię w języku aramejskim) przyszedł na świat w Betlejem, inni za równie prawdopodobne miejsce uznają Nazaret.

O dzieciństwie Jeszui wiadomo niewiele. Zachowały się wprawdzie apokryfy opisujące ten okres życia Jeszuy, ale apokryfy, mimo że literacko są to teksty bardzo ciekawe, trudno uznać za wiarygodne źródła historyczne.

Wiele wskazuje na to, że Jeszua przyszedł na świat jako dziecko panieńskie. Nie był w każdym razie synem cieśli Józefa związanego z matką Jeszui. Dorastał w niewielkiej wsi Nazaret zamieszkanej przez konserwatywną społeczność żydowską. I zapewne nie było mu tam łatwo. Tego typu społeczności z trudem tolerują dzieci pozamałżeńskie. Chyba że fakt ten był przez rodzinę trzymany w tajemnicy przed sąsiadami.

Swoją działalność publiczną rozpoczął w okolicach trzydziestki. I przez te kilka lat, od kiedy przyszedł do Jana Chrzciciela po chrzest w Jordanie, aż do swojej egzekucji, zachowało się sporo przekazów o życiu Jeszuy z Nazaretu. Nie wszystkie są uważane za wiarygodne, wiele z nich to przekazy z drugiej ręki, niepochodzące od naocznych świadków, jest w nich sporo niespójności i fantazji. Są nawet do dzisiaj tacy, którzy uważają, że tego człowieka nigdy nie było. Że jest wymysłem swoich wyznawców. Ale to pogląd nieuprawniony i bardzo wątpliwy.

Jeszua był radykałem.

Jego radykalne idee społeczne i moralne były jednak odmienne od tego, co głosili inni radykałowie w jego czasach. A było ich wielu w Palestynie dwa tysiące lat temu.

Jeszua stronił od polityki. Nie chciał wszczynać powstania przeciw Rzymskiemu okupantowi. Nie organizował buntu i nie miał zamiaru walczyć z mieczem w ręku.

Wręcz przeciwnie. Mówił wiele o miłości bliźniego. Kazał miłować nieprzyjaciół, nadstawiać drugi policzek i był przeciwny wszelkiej przemocy. Szybko zyskał spore grono zwolenników. Jego idee stawały się popularne. Jego pozycja rosła.

Jego radykalizm moralny był bardzo niewygodny dla klasy rządzącej w ówczesnej Judei. Możne rody arcykapłańskie wystraszyły się Jeszuy z Nazaretu. Nie podobało się im, że charyzmatyczny człowiek z nizin społecznych zyskuje coraz większą popularność, głosząc swoje wywrotowe, nowatorskie i zupełnie niepasujące do ówczesnych czasów idee.

Pojmano go i w sfingowanym procesie skazano na śmierć. Okupacyjne władze rzymskie wykonały wyrok, bojąc się reperkusji politycznych działalności Jeszuy z Nazaretu.

Co po nim zostało? Co zostało po człowieku, o którym tak niewiele wiadomo?

Został jego radykalizm. Zostało jego nowatorskie i niezwykle śmiałe wyzwanie, jakie rzucił światu. Zostały jego bezkompromisowe i bardzo trudne do spełnienia idee moralne:

„Miłuj bliźniego jak siebie samego.” „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają.” „Lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi.” „Nie możecie służyć Bogu i Mamonie!” „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.” „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem.” „Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną.”

To brzmi BARDZO radykalnie nawet w naszych czasach. Dlatego tak wiele szacownych instytucji stara się ten radykalizm złagodzić.

Życzę Wam Wesołych Świąt Bożego Narodzenia.

I pomyślności w Nowym Roku.