Media mają grypę
Opublikowane: 13 Maj 2009 Filed under: Media | Tags: Esej, Media, Telewizja 2 KomentarzeKorporacyjne media złapały grypę i już jej nie puszczą. W każdym razie nieprędko. Tym razem jest to grypa świńska. Jakiś czas temu była ptasia i wtedy koniec świata był już bardzo blisko. Teraz jest jeszcze bliżej.
W międzyczasie był koniec cywilizacji w związku z największym kryzysem finansowym w dziejach i totalna zagłada z powodu z godziny na godzinę postępującego globalnego ocieplenia. Wszystko to wyglądało tym gorzej, że co chwilę na świecie jakiś autobus miał wypadek, jakieś niemowlę było porzucane przez swoich wyrodnych rodziców i jakaś biedna, wielodzietna rodzina była wyrzucana z domu na mróz za niepłacenie czynszu. Jednym słowem PANDEMONIUM.
Co to wszystko ma wspólnego z rzeczywistością, którą rzekomo mają nam relacjonować programy informacyjne? Niestety nic.
Piszę o tej przedziwnej sprawie z jednego zasadniczego powodu. Otóż czuję, że programy informacyjne i publicystyczne wchodzą na moją działkę. Zupełnie bez pytania, nieproszone, bezczelnie włażą na pole fikcji, bajki, horroru, melodramatu, komedii i emocji. Dlaczego? Dla zysku.
W wyniku świńskiej grypy zmarło dotąd na świecie najwyżej (bo wciąż nie są to dane ścisłe) pięćdziesiąt parę osób. To tyle, ilu zginęło Polaków na drogach w majowy weekend. Jest to oczywiście wielka tragedia tych ludzi i ich rodzin, ale to jeszcze nie koniec świata. O świńskiej grypie mówi się codziennie od tygodni, o ofiarach na polskich drogach powiedziano tylko raz, w poniedziałek.
Kryzys finansowy jak na razie nie wypala. Sporo huku, sporo szumu, wybitni eksperci wyrażają na antenie całkowicie sprzeczne opinie, a jak na razie nic wielkiego się nie dzieje. Przynajmniej u nas. Żadnej apokalipsy nie zauważam.
Kwestia globalnego ocieplenia wciąż jest mocno dyskutowana w środowiskach naukowych i racje tych, którzy są za, wcale nie są bardziej przekonujące niż argumenty tych, którzy żadnego ocieplenia nie stwierdzają. Ostatnio pojawiło się nawet sporo doniesień o gwałtownie malejącej aktywności słonecznej (cyklicznie zmieniająca się ilość plam na słońcu), co może spowodować ochłodzenie klimatu.
Skąd zatem ta apokaliptyczna histeria? Skąd festiwal makabresek, epatowania tanimi wzruszeniami i ściskającymi w dołku opowieściami o ludzkich dramatach dziejących się czasem na drugim końcu świata?
Na to pytanie odpowiedział już Ryszard Kapuściński, wnikliwie analizując współczesny model dziennikarstwa. Ja tylko skromnie dorzucę do tego trzy grosze z mojej fikcyjno-bajkowo-fabularnej działki.
Media korporacyjne mają ZARABIAĆ, nie informować. Na informowaniu nie da się tyle zarobić co na ZABAWIANIU. Więc media zaczęły bawić publiczność. Bawić w znaczeniu angielskiego „entertainment”. Innymi słowy stały się takim nowym Hollywoodem, tylko niestety dużo gorszym.
Ponad sto lat temu, niedługo po tym, jak wynaleziono kinematograf, kilku utalentowanych ludzi w Kalifornii odkryło, że na rozrywce zapisanej na celuloidzie można zrobić doskonały interes. I zrobili. Tak powstało Hollywood. Fabryka wzruszeń, marzeń, strachów, emocji, komedii i fikcji.
Przez te sto lat filmy fabularne bawiły ludzi czy to ich strasząc, czy to ich wzruszając, czy po prostu rozśmieszając. Ale zawsze miały jedną wadę. Były tylko fikcją. Bajki opowiadane przez dzisiejsze programy informacyjne podawane są nam jako prawda, jako wiadomość z ostatniej chwili, jako news. Wielu ludzi w nie wierzy, przejmuje się nimi i przeżywa je zupełnie na serio. W międzyczasie oglądając reklamy.
Potem ludzie chodzą po ulicach smutni, przygnębieni, nieszczęśliwi i zatroskani. Przejmują się świńską grypą w Meksyku, kurczącym się gwałtownie grenlandzkim lodem, wypadkiem autobusowym w Pakistanie i ginącym gatunkiem motyla w amazońskich lasach. Media zarażają ich nie grypą, ale czymś znacznie niebezpieczniejszym — STRACHEM. Siejąc strach i trwogę przykuwają uwagę do tego co dla nich najważniejsze — do reklam emitowanych w sąsiedztwie programów informacyjnych.
Wystarczy zrobić prosty eksperyment, żeby sprawdzić jak na prawdę wygląda rzeczywistość. Zazwyczaj w czasie zdjęć do filmu, czy kolejnego serialu nie mam czasu na oglądanie telewizji. Czasami nie oglądam programów informacyjnych przez miesiąc albo dłużej. WCALE! I co? I życie staje się piękne. Żadnych zagrożeń, żadnych tragedii, żadnych afer. Rzeczywistość dozuje nieszczęścia dużo mądrzej niż korporacyjne media. Dozuje również przyjemności. Nagle zauważam piękną pogodę, słońce, zieleń, śpiewające ptaszki. Życie bez strachu jest naprawdę przyjemne.
Tym bardziej, że nie ma się czego bać. Medialne tragedie są albo monstrualnie wyolbrzymione, albo dzieją się tysiące kilometrów stąd i wcale nie muszą mnie obchodzić. Często są po prostu medialną fikcją inspirowaną Hollywoodem.
Przecież apokaliptyczne newsy o nadchodzącej zagładzie to czystej wody horrory, thrillery i opowieści katastroficzne. Polityka relacjonowana wyłącznie przez konflikt to odpowiednik dramatu, kryminału czy opowieści wojennej. Do tego wzruszające do łez informacje o biedzie, niesprawiedliwości i chorobach — to melodramaty, wyciskacze łez.
Czy to nie jest przypadkiem arsenał środków właściwych dla kina, powieści, fabuły i teatru? Co to ma wspólnego z dziennikarskim rzemiosłem? Przecież to Hollywood w najczystszej postaci. Czy naprawdę w przekazie dziennikarskim najważniejsze są EMOCJE?
Myślę, że nie. Jak mam ochotę na emocje, to idę do kina.
Jak ktoś ma smaka na dobry horror, polecam świetny hiszpański „Rec.” albo doskonały amerykański „Cloverfield”. Jak mam ochotę się pośmiać oglądam „Jaja w tropikach” — tańczący Tom Cruise w roli producenta filmowego jest naprawdę niezapomniany. Jak mam ochotę na wzruszenia wracam do starych dobrych „Czułych słówek”. To dużo lepsza rozrywka niż telewizyjne wiadomości.
Jak potrzebuję najświeższych informacji z kraju i ze świata to wyłączam telewizor, siadam do komputera i wchodzę do Internetu. Można tam znaleźć rzeczowo zredagowane informacje. Trzeba tylko trochę poszukać.
Jak mam ochotę na rzeczywistość to idę na spacer. Tym bardziej, że wiosna tego roku jest piękna i żal byłoby ją przegapić.
Gwoli uzupełnienia: otoż media funkcjonują tak, jak Pan opisał nie tylko dlatego, że chcą jak najwięcej zarobić (choć po części jedno z drugiego wynika). Innym powodem jest to, że media w Polsce cierpią na ciągły głód nowych informacji. A w Polsce nie dzieje się, aż tyle, żeby wypełnić np. całodobowe pasmo telewizji informacyjnej. Stąd biorą się trzydniowe relacje z przykuwania się do drzewa jakiegoś pseudoekologa w dolinie Rospudy. Po prostu media nie mają o czym informować. Więc rozdmuchują wszelkie sprawy, a gdy to nie wystarcza biorą się za kreowanie rzeczywistości. I ten produkt jest robiony metodami z „Pana działki”, bo taki rzeczywiście najlepiej się sprzedaje – konflikty, czyli np. kłótnie polityków to to, na co widzowie czekają. A dodatkowo takie programy robi się najławiej i najszybciej, a przy tym gwarantują wysoką oglądalność. No i każde medium, chcę podać oryginalną wiadomość lub mieć je jako pierwsze.
[…] 23 maj 2009 autor: Karol Kostrzewa O tym w co i jak grają media ciekawie pisze na swoim blogu Piotr Wereśniak. Warto przeczytać, aby być świadomym jak działają media. https://piotrweresniak.com/2009/05/13/media-maja-grype/ […]