„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Walkiria (Valkyrie)

walkiria_plakatTrudno piekarza zachwycić chlebem, szewca butami, czy stolarza meblem. Ja mam podobny problem. Niewiele filmów z ostatnich lat mnie rzeczywiście zachwyciło. Niewiele było takich, które naprawdę zrobiły na mnie wrażenie perfekcyjną robotą filmową, dramaturgią, reżyserią i aktorstwem. Niestety, taki fach (i takie czasy dla filmu).

Kiedy więc trafia się rodzynek, zasługuje na to, żeby o nim napisać. Dlatego piszę o „Walkirii”. Nie sądziłem, że ten film mi się spodoba. Nastawiałem się na kolejny historyczny bryk opowiadający o jednym z najjaśniejszych momentów w mrocznej historii hitlerowskich Niemiec. Tymczasem obejrzałem pasjonujący dramat o ludziach, którzy stanęli przed najważniejszym wyborem w swoim życiu. Obejrzałem świetny film.

Od samego początku wszystko jest na najwyższym poziomie i absolutnie na swoim miejscu. Od napisów początkowych nie można od tego filmu oderwać oka. Dramat gęstnieje z każdą kolejną sceną, napięcie rośnie z minuty na minutę. To dziwne, zważywszy, że znałem wcześniej historię zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu i postać spiskowca, pułkownika Clausa von Stauffenberga. Ale właśnie na tym polega klasa scenarzysty — opowiedzieć znaną powszechnie historię tak, żeby nic nie straciła ze swojej atrakcyjności. Christopher McQuarrie zrobił to świetnie.

To co wyczyniają aktorzy w tym filmie zwala z nóg. Żadnego efekciarstwa, żadnych umizgów do widza. Począwszy od Toma Cruisa aż po najmniejszy epizod wszyscy grają uważnie, sugestywnie i spójnie. Prawdziwe, filmowe aktorstwo — delikatne, wycieniowane i niezwykle drobiazgowe. Mamy tu całą plejadę anglojęzycznych mistrzów pierwszego i drugiego planu: Kenneth Branagh, Tom Wilkinson, Terence Stamp, Bill Nighy. Są też świetni aktorzy z Niemiec i grają równie dobrze. Aż miło patrzeć.

Przyznam, że reżysera Bryana Singera wcześniej nie znałem. Obejrzałem kiedyś jego świetnych „Podejrzanych”, ale X-Menów i Supermena już nie. Teraz patrzyłem na jego pracę z wielką przyjemnością. Doskonałą reżyserię w tym filmie widać w każdym niemal ujęciu i jest to jeden z ważniejszych elementów „Walkirii”.

Na koniec jeszcze muszę wspomnieć o scenografii. To po scenariuszu, reżyserii i aktorstwie najważniejszy element filmu. Tutaj scenografia jest świetna. Dawno już nie widziałem w filmie tak wyraziście, dobitnie, klarownie i intensywnie pokazanych nazistowskich Niemiec. Koszmarna hitlerowska architektura jest tak dobrze wybrana, że staje się niemal jednym z głównych bohaterów dramatu.

Filmów o drugiej wojnie światowej nakręcono tysiące. Wydawałoby się, że teraz po ponad sześćdziesięciu latach nic nowego już się nie wymyśli. Twórcy „Walkirii” pokazali, że wcale nic nowego nie trzeba wymyślać. Trzeba tylko porządnie opowiedzieć znaną powszechnie historię zamachu na Hitlera.


One Comment on “Walkiria (Valkyrie)”

  1. Logos Amicus pisze:

    Historia, podobnie jak cała otaczająca nas rzeczywistość, jest jedynie naszą interpretacją, motywowaną zresztą przez całą złożoność kontekstów, które nas określają: ideologię, światopogląd, narodowość, interes, konformizm, oportunizm, niewiedzę, manipulację, złudzenia, nadzieje… etc.
    Zaś historia prezentowana przez kino jest w zasadzie tylko filmem. I mając jedynie to ostatnie na uwadze, można stwierdzić, że „Walkiria” jest filmem bardzo dobrym: wielkoformatową produkcją, z pięknie sfotografowanymi kadrami, ze znakomitym aktorstwem (zaskakująco świetny w głównej roli Tom Cruise), sprawną reżyserią, inteligentnie rozpisaną i trzymającą w napięciu dramaturgią…
    Kłopoty zaczynają się wtedy, kiedy zaczynamy wszystko odnosić do tego, co naprawdę motywowało zamachowców, jakim człowiekiem był – i jakie reprezentował poglądy – Stauffenberg w rzeczywistości. (Chodzi naturalnie o nieudany zamach na Hitlera w lecie 1944 r., którego Stauffenberg był głównym wykonawcą.)
    Na ekranie widzimy wszak herosa: jedynego Sprawiedliwego, szlachetnego rycerza, który poświęcając własne życie ratuje honor „Świętej Germanii”. Nic natomiast nie ma o jego elitarystycznym nacjonaliźmie, dość podejrzanym mistycyźmie (przejawiającym się w nim w jakimś dziwnym stopie mesjanizmu z militaryzmem); nic nie usłyszymy o jego poparciu dla głównej linii polityki nazistów, o rasistowskich skłonnościach i uznaniu dla „rasy panów”, o akceptacji okupacji Polski, o przyjaźni jaka łączyła go z ewidentnymi faszystami i zbrodniarzami… itp.
    Dlaczego?
    Otóż wydaje mi się, że nie tylko dlatego, iż zburzyłoby to dramaturgiczną tezę filmu – zaburzając szlachetny wizerunek głównego bohatera – ale również dlatego, że taki obraz Stauffenberga jaki widzimy w filmie, potrzebny jest większości widzom… i to nie tylko Niemcom, ale i nam wszystkim.


Twój komentarz nie ukaże się od razu, moderacja chwilę trwa :)

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s