„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Czego warto nie wiedzieć siadając do pisania

pisarzJest to problem stary jak samo pisanie. Czy siadając do pracy lepiej jest znać zakończenie opowiadanej historii, czy też nie? Czy najpierw wymyślić całą opowieść i potem ją opisać, czy może lepiej jest rzucić się w żywioł pracy twórczej bez planu i zdać się na intuicję, refleks i zmysł improwizacji?

Większość podręczników scenopisarstwa (łącznie z moim) zgodnie twierdzi, że każdą historię fabularną należy przed napisaniem najpierw wymyślić. Adeptów sztuki scenopisarskiej uczy się, że treatment (czyli konspekt) to jeden z najważniejszych etapów pracy nad scenariuszem. Wielu znanych scenarzystów i pisarzy przyznaje, że spędza dużo czasu nad wymyślaniem struktury dramaturgicznej swojego dzieła przed rozpoczęciem właściwego pisania.

Ja też tak robiłem. Ale przestałem. Teraz pisanie sprawia mi dużo więcej frajdy i efekty wydają mi się lepsze. A ponieważ sam sobie muszę wyjaśnić to dziwne zjawisko, dlatego piszę ten tekst.

Wyobraźcie sobie, że wybieracie się w podróż. Rozważmy dwa skrajne podejścia do tej kwestii.

1. Podejście Rozważne — Całą podróż dokładnie planujemy. Wyznaczamy trasę, wynajdujemy miejsca, w których zatrzymamy się na nocleg, rezerwujemy hotele, pola namiotowe, czy co tam jeszcze. Zapoznajemy się dokładnie z zawartymi w przewodnikach poradami. Robimy listę miejsc wartych zwiedzenia i trzymamy się tej listy. Robimy dokładny plan wydatków, żeby nie wydać za dużo i żeby na wszystko nam wystarczyło. Trzymamy się tego planu kurczowo i dzięki temu czujemy się bezpieczni.

2. Podejście Romantyczne — Nic nie planujemy. Nie potrzebujemy nawet celu podróży. Opuszczamy po prostu dom i jedziemy gdzie oczy poniosą. Czekamy, co się zdarzy. Reagujemy spontanicznie na to, co przynosi kolejny dzień. Zwiedzamy to, co nam wpadnie w oczy. Śpimy tam, gdzie nas akurat zastanie noc. Pełna improwizacja.

Jak myślicie, z której podróży przywiezie się więcej wrażeń, wspomnień i niezapomnianych emocji?

Jestem pewien, że z tej drugiej. Z romantycznej. Sam tak często podróżuję i wiem co mówię.

Pisanie dużej opowieści fabularnej jest bardzo podobne do podróżowania. Nieważne, czy jest to scenariusz filmu fabularnego, powieść czy sztuka teatralna. Zaczynając pisać wyruszamy w daleką drogę. Spotykamy na tej drodze różne miejsca i postacie, czają się na nas różne niebezpieczeństwa i problemy, mają miejsce różne nieprzewidziane wydarzenia. Jeśli wcześniej opracowaliśmy szczegółowy plan (konspekt), to czujemy się bezpieczni. Ale poczucie bezpieczeństwa, chociaż wygodne dla autora, nie jest dobre dla samego procesu pisania, a już na pewno nie dla efektu końcowego.

„Pisarz to człowiek, któremu pisanie przychodzi trudniej niż innym ludziom.” (Tomasz Mann)

Dlaczego?

Bo nasze mózgi z jakiegoś tajemniczego powodu lepiej, wydajniej i kreatywniej pracują, jak znajdą się pod presją. Jak sytuacja zewnętrzna stworzy im silną motywację do rozwiązania jakiegoś palącego problemu. Jeśli wszystko mamy wcześniej zaplanowane, to przy pisaniu nasz mózg przysypia. Nie musi się starać, bo jest bezpiecznie. Jeśli planu (konspektu) nie ma, to mózg jest w ciągłym napięciu: Co będzie dalej? Jak zareagować za chwilę na to, co się właśnie napisało? Gdzie mnie doprowadzi dany pomysł? Jak go spuentuję? itd. itd.

Poczucie bezpieczeństwa nie sprzyja kreatywności. Niestety.

Teraz do rozpoczęcia pisania potrzebuję tylko dobrego, nośnego pomysłu na punkt wyjścia. Muszę tylko wiedzieć, od czego zacząć. Jeśli to wiem, to zaczynam pisać i wyruszam w drogę bez żadnego przygotowania. To emocjonująca przygoda.

Często natrafiam na trudności. Często staję w miejscu, albo najzwyczajniej w świecie błądzę. Wtedy idę na długi spacer. To zazwyczaj pomaga. Kiedy wracam ze spaceru zaczynam pisać dalej, aż do następnego problemu, który muszę pokonać.

To metoda niełatwa i wymagająca mocnych nerwów. Dla niedoświadczonego autora może być zbyt trudna. Czasem zdarza mi się utknąć na dłuższy czas i wtedy robi się nerwowo. Czasami pojawiają się problemy z dotrzymaniem terminu oddania tekstu. Nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć.

Ale kiedy już dobrnę do końca, mam poczucie, że pisanie było naprawdę niezapomnianą przygodą. A o to przecież chodzi.

Reklama

18 Komentarzy on “Czego warto nie wiedzieć siadając do pisania”

  1. MD pisze:

    Na Discovery był kiedys taki program „The Diceman” u nas chyba pt. „Podróże na chybił trafił” Genialny pomysł na spontaniczną i nie przewidywalną podróż. Ale czy o to chodzi w filmie? Idąc do kina na romantyczną komedię o motorniczym tramwaju nie oczekuję (a nawet chyba nie chcę) by film zmienił się w sensacje o spawaczu psychopacie. Pamiętam niesmak po obejżeniu filmu Dreamcetcher. Z drugiej strony spontaniczne pisanie powoduje wyjście z akademickich ram i tworzenie kina ciekawego i nieszablonowego. 10’cio minutowa szkoła filmowa Rodrigeza uczy własnie tego. Nie umiesz pisać? To świetnie. Napiszesz coś niezwykłego…
    Decyzja pomiędzy pisaniem Praktycznym czy Romantycznym zależy chyba o tego czy pisze się „typową komerchę” czy coś bardziej artystycznego? Co sądzisz?

    • Prawdę mówiąc nie ma znaczenia, czy się pisze „komerchę” (czyli kino gatunkowe), czy „coś bardziej artystycznego”. Pisanie bez planu nie oznacza pisania co ślina na język przyniesie. Jeśli się decydujemy np. na kryminał, to konsekwentnie trzymamy się przyjętej konwencji.

  2. MD pisze:

    Czyli z fantazją i z rozumem… :)

  3. Barfly pisze:

    Jednak pisząc kryminał musimy chyba wcześniej znać ogólny zarys intrygi. Dajmy na to opisuje się zbrodnie doskonałą, z która uporać się musi główny bohater. Trudno na poczekaniu wymyślić wskazówki i postaci, dzięki którym nasz protagonista zacznie odkrywać prawdę. Niemniej zgadzam się że większą radość przynosi pisanie w „nieznane”. Wiele razy po stworzeniu drabinki bądź treatmentu odechciewało mi się pisania samego scenariusza natomiast niezwykłą radość sprawiało mi tworzenie krótszych form bez żadnego planu.

    PS: Świetny blog. Pozdrawiam serdecznie.

  4. ony-x pisze:

    zastanawiam się, dlaczego pisanie powieści przychodzi mi łatwiej bez planu. siadam, piszę, efekt lubię.
    a scenariusz fabuły obwarowany jest potrzebą treatmentu. uczono mnie, że bez mocnej struktury i napisania „biblii” o bohaterach i sytuacjach, scenariusz po prostu NIE WYJDZIE i będzie ZŁY!
    muszę to przemyśleć.

  5. Aubrey pisze:

    Dzięki za tę notkę. Zrewidowałem trochę podejście do pisania opowiadań na moim blogu niż pierwotnie zakładałem. Historie teraz piszą się same w dużej mierze, ja je tylko zaczynam i trzymam mniej więcej kierunek.

  6. Jac pisze:

    Ale, ale… jedną uwagę trzeba tu poczynić. Czy nie zdarzyła się Wam sytuacja, że w trakcie pisania byliście zachwyceni swoim pomysłem -stroną-/sceną, a po kolejnej lekturze już na zimno to co było niby to fantastyczne okazało się miałkie i szare? Świadomość piszącego w trakcie aktu twórczego jest szczególnie wymodulowana. Autor patrzy po prostu na swój tekst przez różowe okulary. Moja metoda pisania jest taka, że notuję najpierw pomysły, potem piszę fragmenty scen z dialogami, na końcu dopiero pełne sceny. Ten etap pośredni to taka drabinka, której układ zawsze może być zmieniony. Mówię oczywiście o scenariuszu, choć powieści pisałem trochę podobnie.
    Namawiam czytających blog do rozwinięcia problemu „seksu w kinie” – zob. Kontakt – wpis z 25 XI. – temat może skrzesać dużo ognia.
    pozdrawiam
    Jacek

    • Aubrey pisze:

      Andrzej Sapkowski opowiadał kiedyś w wywiadzie, że po napisaniu jakiegoś tekstu wraca do niego po roku czasu, kiedy sam nie pamięta, co mógł chcieć powiedzieć, tylko widzi czysty tekst.

  7. Matt pisze:

    Myślę, że początkujący scenarzyści mimo wszystko powinni częściej planować swoje historie, bo za dużo naciągania na koniec potem jest żeby zapiąć klamrę.
    To doświadczenie robi swoje, pewne sprawy zaczyna się czuć i wtedy podejście romantyczne jest wg mnie ok, jak u Piotra. Brnę w nieznane ale intuicja (z doświadczenia?) mówi mi gdzie się nie pakować. Takie pisanie to cudowne uczucie.
    Pomijam urodzonych przed ekranem geniuszy :)

  8. Integralny pisze:

    Bardzo fajny wpis. Też tak postępuję – pisząc bloga. Najważniejszy jest dla mnie pomysł na notkę, ogólny zarys. A później siadam i piszę.

  9. Cholera, muszę się tego nauczyć… :)

  10. Mateusz Konopacki pisze:

    Ja najpierw piszę kilka miernot. Potem wymyślam początek i zakończenie. Potem tworzę w głowie głównego bohatera i idę w podróż. Jestem strasznie ciekaw na co wpadnę i co mnie spotka, ale mam pojęcie dokąd idę. I to moim zdaniem jest fajne. Napisałem pierwszą wersję scenariusza (już nie miernota) i biorę się za najdłuższy etap, czyli poprawianie. Siedząc przed scenariuszem poczułem się niegotowy do tego i znalazłem się tutaj, i teraz chłonę wszystko co mogę. PS. Nie chciałem się tak rozpisywać, ale zrobiłem to z nadzieją że znajdzie się ktoś chętny na krytykę mojego scenariusza (ok. 15 stron), jeśli to piśnij słówko na konopackimateusz@gmail.com

  11. ZiKo pisze:

    Wydaje mi się, że Pan, jako „Stary Wyjadacz” może sobie pozwolić na improwizację, ale takie żółtodzioby jak my Broń Boże! Pan ma już w głowie całą strukturę , trzy akty i w ramach tego może Pan improwizować, bo i tak na koniec wszystko będzie się jako tako kupy trzymało. Nowicjusz musi mieć wszystko rozrysowane, cały schemat, żeby to było chociaż bliskie standardowemu scenariuszowi.

  12. tuta pisze:

    Dobrym sposobem na punkt wyjścia jest metoda opracowana przez Dwighta Swaina. Nie jest to konkretny plan rozłożony w fiszkach scena po scenie (rozdział po rozdziale) tylko odpowiedzenie sobie samemu na pytanie, o czym tak naprawdę chcemy pisać, przekazać. Jakie jest przesłanie. Najlepiej wszystkie te 5 punktów zamienić w dwa zdania które będą „LOGLINE”. I potem zacząć pisać :]
    METODA PONIŻEJ.

    Bohater – czyli ten, który walczy z niebezpieczeństwem (niebezpieczeństwo rozumiane jest jako wszystko to, co zagraża jego pragnieniu bądź celowi życiowemu)
    Sytuacja – czyli tło, zdarzenia zewnętrzne, które są udziałem bohatera.
    Cel – czyli to, do czego bohater dąży, a czego wcale nie musi osiągnąć.
    Przeciwnik – czyli coś lub lepiej ktoś, kto staje bohaterowi na drodze do osiągnięcia celu
    Katastrofa – czyli zagrożenie (najlepiej jak najgorsze), od którego zależy rozwiązanie akcji.

    Albo jeszcze Harlan Coben dał dobrą radę na temat pisania. 1.

    „Pierwszym jest natchnienie – to znaczy, że musisz być czymś zainspirowany do pisania. To chyba oczywiste, co mam na myśli?”

    2. „Drugim jest pot. Musisz posadzić swój tyłek na krześle i pisać. Musisz robić to codziennie. To nie znaczy, że masz leżeć na kanapie i zabawiać się swoim pępkiem. To nie znaczy, że masz iść na zakupy, gdy słowa nie przelewają się na papier w sposób, jaki według ciebie powinny. To nigdy tak nie działa. Masz usiąść tyłkiem na krześle i zabrać się do roboty. Żadnych wymówek. I żeby było jasne: tworzenie konspektu to nie jest pisanie. Wymyślanie pomysłów to nie jest pisanie. Zbieranie materiałów to nie jest pisanie. Tworzenie bohaterów to nie jest pisanie. Tylko pisanie jest pisaniem (o tak, to głębokie). Skończ więc z blokadą pisarką, czekaniem na muzę i artystycznymi pretensjami. To wszystko bzdury”.

    3. „Trzecie i najbardziej zaskakujące, czego potrzebujesz, żeby być pisarzem, to desperacja – czysta, naga, wywołująca panikę desperacja. Co bym ze sobą zrobił, gdybym nie pisał? Z czego bym się utrzymywał i wyżywił rodzinę? Czy jestem w czymś dobry? Albo byłem dobry, a teraz to straciłem?”


Twój komentarz nie ukaże się od razu, moderacja chwilę trwa :)

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s