„Lubię to!” Czyli kilka refleksji o społecznościach w sieci
Opublikowane: 3 czerwca 2010 Filed under: Internet | Tags: Content, facebook, Internet, lubię to, rekomendacja, sieci społecznościowe, treść 15 KomentarzySieci społecznościowe okrzepły. To już dzisiaj nic nowego, nic ekscytującego, nic o czym warto by mówić z wypiekami na twarzy.
Każdy mniej więcej wie, czym jest Nasza Klasa, Facebook, czy Twitter. Ci bardziej zorientowani dorzuciliby do tego jeszcze garść innych – Digg, Linkedin, Buzz, Blip, YouTube. Prawdziwi fachowcy mogliby je wymieniać całymi godzinami. Bo jest ich mnóstwo.
Śmiało można by powiedzieć, że cały Internet staje się powoli jedną, wielką siecią społecznościową. Cały internetowy kontent obrasta jak bluszczem infrastrukturą łączącą go z największymi, średnimi i całkiem małymi społecznościówkami.
Po co? Dlaczego? Skąd ta moda?
To nie moda. To konieczność.
Sieci społecznościowe dają sieci coś bardzo cennego – identyfikację użytkowników i, co się z tym wiąże, dostarczają systemu rekomendowania treści.
„Bądź w kontakcie ze swoimi znajomymi.” „Odnajdź starych kumpli z podstawówki.” – To już przeszłość. Jak już odnalazłeś tych swoich znajomych, jak już się z nimi skontaktowałeś i pochwaliłeś nowym samochodem, żoną, dziećmi i wczasami w tropikach, to co dalej? Nic. Nuda.
I tu pojawia się niewielki, ale bardzo ostatnio modny przycisk „Lubię to!”. Ten przycisk zmienia wszystko. Zmienia nudną sieć społecznościową w sieć rekomendowania treści. Czyli dokładnie to, czego świat właśnie BARDZO w sieci potrzebuje. Bez czego właściwie już nie może się obejść.
Ale po kolei (uwaga będzie metafora):
Wyobraźmy sobie Internet jako wielką, ogromną, nieskończoną bibliotekę. Na tysiącach półek leżą miliony książek, a my stoimy, patrzymy i nie wiemy, po którą sięgnąć. Jak wybrać z tego nadmiaru coś ciekawego? Jak trafić w tym bezmiarze kontentu na coś, co się nam spodoba? Przecież na przyswojenie wszystkiego nie starczy nam życia.
Po pierwsze mamy Google. Czyli internetowy katalog i wyszukiwarkę. Jeśli szukamy czegoś KONKRETNEGO, to algorytm googlowski nam to przyniesie. Bez problemu.
A jeśli nie szukamy niczego konkretnego, chcemy się po prostu zabawić, rozerwać, spędzić miło czas w sieci? Kto nam, bidulkom, pomoże?
Pomogą nam znajomi.
Znamy ich, wiemy kim są, co lubią, jakie mają gusta. Część z nich wypracowało sobie nawet u nas pewną REPUTACJĘ. Tym ufamy bardziej niż innym, ich rekomendacje będą dla nas kluczowe. Wystarczy, że klikną gdzieś przycisk „Lubię to!”, „Podoba mi się!”, „Polecam!”, czy coś podobnego. I już wiemy, że jeśli im się spodobało, to nam też może się spodobać.
I nagle przepastna biblioteka z milionami anonimowych tomów treści staje się całkiem przyjazna i użyteczna. Bo mamy przewodnika.
Tym bardziej, że w sieci można rekomendować nie tylko film na YouTubie, obrazek na Flickerze, czy wpisy na blogu. Można rekomendować towary, które chcemy kupić, usługi z których chcemy skorzystać, polityków, miejsca, filmy, muzykę i całą masę innych rzeczy. Można rekomendować WSZYSTKO.
To będzie zupełnie inny świat niż „stare media”.
W telewizji oglądamy to, co nam rekomenduje nadawca. W gazetach czytamy to, co rekomenduje wydawca. W reklamach oglądamy rekomendacje towarów i usług wprost od ich producenta. I czasami nie są to rekomendacje godne zaufania ;-)
Powszechny przycisk typu „Lubię to!” całkowicie zburzy ten porządek. Dostaniemy rekomendacje od tych, których znamy, lubimy i uważamy za wiarygodnych.
I oczywiście sami też możemy rekomendować.
Stąd nagle taki wysyp przycisków „Lubię to!”, bo wszyscy je lubią. Wszystkim są przydatne.
Chociaż zauważyłam, że ostatnio po”lubienie tego” na fb nie jest już tak interaktywne jak było kiedyś, bo informacja o tym zdarzeniu nie wyświetla się już na tablicy polubiającego i tym samym nie odsyła jego znajomych w tym kierunku.
Jedynie pozostawianie komentarza pod cudzym postem pozostawia ślad na tablicy komentującego i umożliwia śledzenie postów, które go zainteresowały nawet na profilach osób które nie są naszymi znajomymi, o ile ich ustawienia prywatności na to pozwalają. :)
Tak, prawda.
Czemu jednak niektózy oczekują, byśmy klikali, a sami nie klikają? Bo jeśli się coś im podoba, to przecież też chcemy wiedzieć.
Ci bardziej i mniej nam znani – jedni coś piszą, inni wlepiają zdjęcia, jeszcze inni podlinkowują ciekawe strony. Interakcja jest chyba konieczna – ja czytam to, co inni lubią, ale i coś lubię, by inni mogli wiedzieć, że to warte polecenia.
To fajny, spontaniczny sposób wyrażania sympatii do jakiejś części Internetu. Czasem nadużywany zdaje mi się, ale dokładnie tak jest – dziś nie da się tego uniknąć.
Kolega ostatnio powiedział: „Wiesz, chyba jestem nienormalny. Gdy idę na imprezę, spotykam fajną dziewczynę, to nie pytam jej, czy da mi swój numer telefonu. Pytam: Jak znajdę Cię na Facebooku? A gdy odpowiada, że jej tam nie ma, jestem zszokowany”.
Czasy się zmieniły…
Lubię to !
Dobre spostrzeżenie… Nie raz zastanawiałam się nad całym tym mechanizmem „lubienia w sieci”. Nasuwa się przy tym jeszcze jedna prawda: nie koniecznie lubienie tego, co lubi znajomy jest ok. Bo znajomy powie „hm… lubi to co ja, bo nie ma własnych zainteresowań. Zgapia moje!” I tak oto znajomy lubiący jako pierwszy -staje się samozwańczym guru, czego radośnie nieomieszka rozgłosić pośród innych. I tak oto – po jakimś czasie stajemy się osobą nie mającą własnego zdania, zainteresowań, tudzież papugą. Bo to niestety jest tak, że każdy portal społecznościowy trochę obdziera nas z tajemnicy i trochę przerabia na miałki produkt XXI wieku, który w łatwy sposób można zaszufladkować, wsadzić do jednego worka, ocenić na podstawie kliku…
Czasami brakuje mi wajchy w drugą stronę: „nie lubię tego!” ;-)
Ale gdzie jest przycisk „lubię to” na Pana blogu? :)
@dariabielska
Hmm, wydaje mi się, że to naturalne, iż podzielamy część zainteresowań naszych znajomych, w końcu dobieramy ich sobie tak, aby mieć z nimi o czym pogadać. Z drugiej strony -interesując się tym samym – możemy szukać informacji w bardzo różnych miejscach, więc niekoniecznie wszystkie materiały, które my lubimy będą się pokrywać, z tymi które wyróżnią nasi znajomi. Właśnie o to, w tym całym „lubię to” i ogólnie we wszystkich narzędziach do dzielenia się chodzi: łączymy siły, aby wynajdować ciekawe informacje i polecać je sobie wzajemnie. Nie sądzę, aby to sprzyjało jakiemuś zatraceniu swojej indywidualności.
powoli te wszystkie społeczności stają się nudne bo ile czasu mozna sledzić swoich znajomych i patrzeć co oni lubią, osobiście to już dla mnie strata czasu i normalna nuda, i powoli wszyscy to zauwazają bo ruch na fb czy nk bardzo się zmniejszył ,jestem tylko ciekawa co teraz wymyślą i na co będzie moda w nastepnych latach
Rozwój techniki, globalizacja tylko pozornie zbliżają nas do siebie. Tak naprawdę tracimy kontakt z realnym światem, oddalamy się, uciekamy, tracimy tradycje. Portale społecznościowe to tylko miejsce do generowania zysków z reklam.
Zacytuję jeden z moich ulubionych tekstów: „Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach.” Z filmu „Fight Club”.
Nie potrzebuje przycisku „lubię to”, mam swój indywidualny gust. Prosto i elegancko.
Pozdrawiam!
Kacper
Słowo „internet” jest stosunkowo nowe, a „lubię to” znamy od dawna. Wszystko wywodzi się od zwykłego spotkania ludzi i rozpoczęcia rozmowy. Ciekawe jaki wynalazek przebije komunikacje internetową? Ciekawe co nam się jeszcze w głowie nie mieści…?
FB drogi Piotrze akurat rozpoczął swe umieranie. Modne jest „niebycie” na facebooku, ba, tworzą się społecznościowe serwisy tych którzy „wysiedli” z serwisów społetcznościowych, ot na wzór anonimowych alkoholików. Podtrzymują się nawzajem i dodają otuchy! To nie jest żart:
http://www.quitfacebookday.com/
http://www.byebyefacebook.com/
http://www.pledgebank.com/leavefacebook
http://prospect.org/cs/articles?article=farewell_facebook
itd, itd. Potężny ruch :)
Mam wrażenie, że na tym właśnie polega logika zmian – poszczególne sieci społecznościowe zanikną, wtopią się w sieć, zostaną w nią wbudowane. I jedną wielką siecią społecznościową będzie po prostu Internet :-)
Niewykluczone. Chociaż ostatnie doświadczenia każą mi raczej wierzyć w postępującą atomizację sieci. Powstają „internety”.
W kwestii towarów i usług przycisk „lubię to” jest niezwykle silną bronią wykorzystywaną do promocji – dobrze o tym pamiętać, kiedy rozpływamy się w zachwycie nad nim (nie mówię, że bezpodstawnie :>).
U mnie na stronie przycisk „Lubię to” kieruje na strony Radia Maryja. Tak z przekory. A „śledzę to” na stronę wręcz przeciwną. Nie będą na mnie dranie zarabiać.
„Lubię to!” można też dodawać bez posiadania komputera – w wersji analogowej :) Można sprawdzić i zaopatrzyć się tutaj: http://www.ja-lubie-to.pl Polecam :)