„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Gdzie warto ryzykować a gdzie nie warto

W ciągu ostatniego tygodnia widziałem dwa wypadki na drodze. Oba były poważne, oba wydarzyły się w okolicach miejsca gdzie mieszkam.

Nie były to zwykłe stłuczki. Za pierwszym razem rowerzysta został potrącony na pasach. Nie dawał znaków życia. Nie wiem czy przeżył.

Wczoraj widziałem wypadek z udziałem motocykla. Była karetka. Zabrała go, więc pewnie jeszcze żył. Karetki nie zabierają trupów.

Polskie drogi są bardzo niebezpieczne.

Wiem, że to banał. Wiem, że teraz powinienem przytoczyć mrożące krew w żyłach statystyki wypadków na dowód tego oczywistego faktu.

Nie będę jednak przytaczał statystyk. Nie interesują mnie one. Interesuje mnie moje własne, prywatne doświadczenie. A w ostatnich dniach jest ono bardzo smutne. Nie lubię patrzeć na nieprzytomnych ludzi leżących na asfalcie.

Jestem kierowcą. Jeżdżę dość sporo. Na dalekie trasy. Wiem jak jest na naszych drogach. Wiem aż za dobrze, że na trasie trzeba walczyć o życie. Trzeba robić wszystko, żeby nie dać się zabić.

Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele: alkohol, nieuwaga, brawura, stan dróg, ble, ble, ble…

Ja coraz częściej widzę jeden podstawowy powód: RYZYKO.

Użytkownicy dróg zbyt często podejmują wysokie ryzyko wykonując jakiś manewr. Czasami jest to ryzyko tak wysokie, że wydaje się na granicy szaleństwa. I czasami się udaje, a czasami nie.

Zastanawiam się dlaczego tak ryzykują przy wyprzedzaniu, braniu zakrętu, wjeżdżaniu na skrzyżowanie czy przejeżdżaniu przez teren zabudowany.

Są dwa powody: czas i adrenalina.

Znam je z własnego doświadczenia, bo sam niestety nie jestem bez winy. Nie miewam wprawdzie wypadków, ale czasami jak mnie poniesie zachowuję się na drodze zbyt ryzykownie.

Bo mi się spieszy. Bo chcę dojechać kilkanaście minut wcześniej. Bo wydaje mi się, że warto zaryzykować, by zyskać te parę chwil.

Nie warto.

A jeśli ktoś lubi adrenalinę, to są dużo lepsze metody jej podnoszenia niż polskie drogi. Można skoczyć na spadochronie, na banji, można sobie ponurkować w Morzu Czerwonym, można pograć w paintball. Ryzyko śmierci jest dużo mniejsze.

Racjonalne zarządzanie ryzykiem to ostatnio bardzo modna dziedzina wiedzy. Każdy powinien się nad tym w swoim życiu poważnie zastanowić. Bo ryzykując można nie tylko stracić, można też i zyskać.

Polecam na przykład kasyno. Tam ryzyko może się opłacić. Można sporo wygrać, ryzykownie obstawiając. Podobnie na giełdzie papierów wartościowych i w ogóle w biznesie. Czasami grając ostro i ryzykownie można zarobić duże pieniądze. Życia na pewno tam nie stracimy.

Ryzykując na drodze zyskujemy bardzo niewiele, a możemy stracić wszystko. Wiem, bo widziałem ostatnio dwa poważne wypadki.


3 Komentarze on “Gdzie warto ryzykować a gdzie nie warto”

  1. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    Dzień dobry,

    Smutny temat na taki pogodny dzień. Jednak to prawda. I wszyscy mamy zasługi na polu ryzykanckiego i nieuprzejmego jeżdżenia. Ale nie ma co tylko i wyłącznie bić się w piersi, bo dochodzi jeszcze dramatycznie zły stan polskich dróg. I w miastach i pomiędzy nimi. Apogeum to Krajowa Siódemka i właśnie przejścia dla pieszych, których używają lokalni mieszkańcy, kiedy idą do kogoś w odwiedziny, albo prowadzą dzieci do szkoły…

    Miłego dnia,
    Monika

  2. Piotr pisze:

    Dzień dobry,
    jeśli co miesiąc ubywa obywateli, jak przy okazji lokalnej wojny (a np. na Święto Zmarłych te liczby rosną!) jest to sprawa poważna. Ale cóż, nasi władcy z namaszczenia Boga i Narodu nie mają czasu na sprawy naprawdę poważne. Wydaje mi się, że trzeba rozróżnić dwa wątki: człowiek a motoryzacja, Polak a motoryzacja. Kiedyś TVP pokazała ciekawy film dokumentalny, bodaj angielski. Wypowiadali się w nim fachowcy, którzy analizowali skutki wypadków samochodowych (jakie elementy pojazdu sprawiły, że kierwoca i pasażerowie nie przeżyli katastrofy itp). Zastanawiano się nad bezpiecznym autem, pokazywano ewolucję techniczną – od zmiany klamek, po deskę rozdzielczą. Jednak najbardziej zaskakująca była konkluzja. Jeden ze specjalistów powiedział, że bezpieczny samochód powinien mieć na desce rozdzielczej zamontowane brzytwy i zawieszone granaty, co zmusi kierowcę do ostrożnej jazdy. Narzekamy na nasze drogi, i słusznie. Ale w cytowanym serialu był również wniosek, że im więcej dróg, autostrad, tym więcej jest pojazdów pędzących z niebezpieczną prędkością. Ergo, tym więcej ofiar. Natomiast temat Polak a motoryzacja wymaga jeszcze innego spojrzenia. Mój przyjaciel z Austrii, który musiał, załatwiając rodzinne sprawy, przejechać przez kawał Polski, czuł się tu jak na wojnie. Odetchtnął dopiero po wjechaniu do Niemiec. Mówi, że marka jego samochodu (jaguar) i zagraniczne tablice rejestracyjne działały na innych kierowców jak płachta na byka. Kierowcy stawali na głowie, żeby pokazać, kto tu rządzi.
    Kierowcy nienawidzą motocyklistów i rowerzystów (z wzajemnością), wszscy w swoich pojazdach i na nich gardzą pieszymi i wzajemnie. Chociaż sam jeżdżę rowerem (najwspanialszy pojazd!), często chodnikiem, bo nie chcę ryzykować, że trzaśnie mnie jakiś facet w BMW, rozmawiający przez komórkę, nie cierpię gówniarzy, którzy pędzą po chodnikach z pełną prędkością, często oglądając się na kolegę lub nie trzymając rąk na kierownicy. Jako rowerzysta na chodniku jestem gościem pieszych, i tak też się zachowuję. Ale z kolei co można powiedzieć o mauśkach (tatuśkach) z dziećmi paradujących środkiem ścieżki rowerowej. Przecież nie trzeba się znać na znakach, nie trzeba umieć czytać – tam jest stosowny znak graficzny, że to ścieżka rowerowa. Itp. itd.
    Ale czy tak naprawdę chodzi tylko o nasze relacje na drogach?

  3. śliwek pisze:

    cóż z tego, że zminimalizuję ryzyko ze swojej strony, jak np. trafię 80 latka jadącego obwodnicą lub autostradą pod prąd (i nie jest to odosobniony przypadek, jedyna kolizja drogowa jaka mi się przydarzyła w trakcie 18 lat jazdy samochodem, to właśnie staranowanie przez dziadka, który postanowił sobie ot tak pas jazdy zmienić i oczywiście mimo ukarania mandatem i zatrzymaniem prawa jazdy, dziadek z uporem maniaka twierdził że wina jest po mojej stronie, bo jestem młody to i jeżdżę jak wariat), lub trafię na idiotę za kierownicą tira, który wyprzedza po 10 samochodów na raz, nie patrząc na jadących z przeciwka (a takich wariatów bardzo często spotyka się jeżdżąc nocą po drogach krajowych) …

    wyniku, rezultatu podjętego ryzyka nie da się przewidzieć … można analizować składowe, ale zawsze będzie ta pewna niewiadoma, to nie do przewidzenia … przeważnie liczymy że na plus dla nas … niestety czasami się przeliczamy …


Twój komentarz nie ukaże się od razu, moderacja chwilę trwa :)

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s