„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Czym różni się kino amatorskie od profesjonalnego

Niczym.

Dzisiaj kino amatorskie od kina profesjonalnego nie różni się niczym.

Już widzę, jak pukasz się w czoło drogi czytelniku, już wyobrażam sobie, jak ronisz łzę nad biednym reżyserem Wereśniakiem, który zwariował, pisze na swoim blogu oczywiste brednie i najprawdopodobniej jest już nie do uratowania.

A ja zamierzam iść w tej sprawie w zaparte.

Niczym się nie różni Hollywood od Pcimia Dolnego, niczym się nie różni pięćdziesięcioosobowa ekipa od jednego upartego hobbysty z kamerą z AGD, niczym się nie różni sto milionów dolarów od zera dolarów. Niczym.

Bo to wszystko w filmie się nie liczy. Nie liczy się kasa, blichtr, tony sprzętu, klimatyzowane przyczepy i najwspanialsza nawet optyka przyczepiona do najdroższej na świecie kamery. To wszystko ściema, bujda na resorach i farmazoniarstwo.

W filmie liczy się opowieść, emocje, zaskoczenia, dramaturgia, postacie, nadzieja, miłość, gniew, strach, śmiech, styl, piękno i parę innych podobnych rzeczy, które można mieć bez pieniędzy.

Liczą się jeszcze sklepy AGD. Liczą się dużo bardziej niż jeszcze piętnaście lat temu. Bo dzisiaj w odróżnieniu od niedalekiej przeszłości w sklepach AGD w całej Polsce i świecie można tanio kupić profesjonalny sprzęt do kręcenia filmów.

Spokojnie, nie dzwońcie na pogotowie. Wiem co mówię. Sam mam taką kamerkę na chacie. Kosztowała grosze.

A pamiętam czasy, kiedy sprzęt o rozdzielczości kinowej był dla normalnych śmiertelników niedostępny (35 mm, 16 mm). Potem pojawiły się kamery w AGD, ale nadal były to zabawki, które nie nadawały się nawet do emisji w TV. Przejście z analogu (VHS) na cyfrę (DV) nie dało znaczącego skoku jakościowego. Nadal wstyd było puszczać taki materiał w kinie.

A teraz większość hollywoodzkiej produkcji to rozdzielczość zaledwie 2k. W porywach, raz na jakiś czas zdarzają się skany 4k. Różnicy i tak nie widać. A skoro 2k stało się standardem w kinach, to przecież jest to tylko ciut lepiej od HD. A różnicy normalni widzowie i tak nie zobaczą.

I tak doszedłem do sedna tego tekstu.

Sprzęt do kręcenia kinowych filmów można mieć za kilka tysięcy złotych. Kamera, albo lustrzanka plus zwykły komputer, plus software do montażu. Wystarczy popracować trochę przez wakacje na zmywaku i można robić kinowe filmy. Tym bardziej, że kina gwałtownie kupują projektory cyfrowe. Taśma filmowa wielkimi krokami odchodzi do lamusa. Wyświetlenie cyfrowego obrazka HD w kinie jest dziecinnie proste i tanie.

Chłopak, który nakręcił „Paranormal Activity” kupił kamerę w AGD, wymyślił historię, napisał scenariusz, zaprosił do swojego domu paru aktorów, którym regularnie zamawiał pizzę i nakręcił film. Potem zmontował film na domowym pececie, na Sony Vegas i już. Macie receptę na światowy hicior. Teraz wychodzi „Paranormal Activity 2” tym razem nakręcony już pewnie nieco droższą technologią.

Takich przykładów jest dużo więcej. Na Vimeo pełno jest małych arcydzieł nakręconych za darmo. O „Blair Witch Project” nie wspomnę, bo ten przypadek jest szeroko znany.

Czyli da się.

Jest tak naprawdę tylko jeden problem. Ten problem mają wszyscy filmowcy od Hollywood poprzez Lagos aż po Bombaj.

To tekst. Scenariusz. Pomysł. Opowieść. Historia. Narracja.

Nakręcić Avatara to pestka. Wystarczy trochę kasy i paru fachowców. Prawdziwa trudność polegała na WYMYŚLENIU Avatara.

No może z Avatarem to nie najlepszy przykład, bo jednak sama opowieść jest dość wtórna ;-) ale kumacie, o co mi chodzi.

Sztuka polega na wymyśleniu, nie na nakręceniu. Kręcenie filmu jest proste i nieskomplikowane. Każdy może się tego nauczyć.

Poza wymyśleniem jest z filmem jeszcze jeden kłopot. Film trzeba umieć SPRZEDAĆ. A to jest niełatwe i kompleksowe zadanie. Chyba, że film nic nie kosztował, nie wydaliśmy na niego ani złotówki i pokażemy go wyłącznie u cioci na imieninach. Wtedy produkcja nie musi się zwrócić.

I to jest jedyna różnica między kinem amatorskim, a kinem profesjonalnym ;-)


67 Komentarzy on “Czym różni się kino amatorskie od profesjonalnego”

  1. Andrzej pisze:

    Zgadzam się z Pańską tezą, Panie Piotrze, odkąd usłyszałem o pierwotnej wersji filmu „Desperado” z Banderasem i Hayek. 3 lata wcześniej za 2 tys. USD Rodriguez zrobił prawie taki sam film pod tytułem „El Mariachi”. Tyle że bez Antonia i Salmy.

    Ja też zrobię film. Oczywiście, że film bez gwiazd, bo na nie nie będzie mnie stać. Chociaż… podobno są gwiazdy, które chętnie wezmą udział w fajnym projekcie za przysłowiową „skrzynkę piwa”… Zobaczę.

    Pański wpis podnosi na duchu i dziękuję za takie słowa wsparcia! :)

    Ale… ja widzę jeszcze jeden problem. Częściowo dotykający kwestii sprzedaży. Chodzi mi o monopol amerykańskich produkcji. Trudno go przełamać. I dotyczy on nie tylko rynku filmowego, ale także muzycznego.

    Pewnie dlatego pisany przeze mnie scenariusz powstaje od razu w dwóch wersjach językowych.

    Kamerka jest. Komp jest. Soft do montażu jest. Historia powstaje :)

    Pozdrawiam serdecznie,

    Andrzej

  2. Dzięki Piotrze za ten wpis. Faktycznie – historia jest najważniejsza a na brak dobrej, ciekawej historii cierpi większość filmów.

    No nic – zabieram się za szukanie dobrego scenarzysty :)

  3. Artur N pisze:

    Zgadzam sie z tym absolutnie choc w dziedzinie kina jestem absolutnym amatorem.A co do „gwiazd” to dla mnie nie ma zadnych kazdy w jakims stopniu gra swa role w zyciu czy to kelner ktory sie usmiecha podajac zamowienie czy maz ktory oklamuje swa zdradzana zone.Z przecietnej kobiety mozna by bylo zrobic nieprzecietna „gwiazde” wystarczy tylko ja pokazac paru milionom oczywiscie pod warunkiem jesli gra zgodnie ze swym uczuciem w orginalnym SCENARIUSZU.
    Pozdrawiam……

  4. No, ja obok opowieści dodałbym jeszcze reżyserię – bo że fatalna reżyseria może skopać najlepszą opowieść, chyba nie trzeba dowodów.

    Poza tym się zgadzam, zerkam na amatorskie filmy, zamieszczane na YT i Vimeo, oglądam wolne animacje (Big Buck Bunny, Sintel – choć tu akurat włożono nieco kasy, od sponsorów) i widzę, że świat zmierza w stronę nieograniczonych możliwości dla zwykłego człowieka. Między innymi dzięki takim technologiom: http://bit.ly/MovieReShape

  5. Onas pisze:

    A ja się nie zgodzę, kasa się liczy … więc bez przesadyzmu proszę, emocje to jedno, ale całe zaplecze oparte jest na zasobnym portfelu, jesli już uda się zrobić, polski ciekawy (emocje) film, to i tak nikt nie będzie chciał go oglądać, poza grupką ludzi, którzy zapinają się łańcuchami w lasach tropikalnych i niecierpią komerchy.

    Takie rozumowanie (Pana) jest potwierdzeniem, dlaczego Polskie kino jest tak masakrycznie skopane, proste i do DUP… Rodzime produkcje, które aspirują do miana „głębszych” obrazów, zawsze są przesadnie nudne, dołujące i nie trafiają do nikogo, poza twórcami.

    Pozdrawiam.

    • NW pisze:

      „Głębszy” (cudzysłów jest tu istotny) nie znaczy lepszy. Dobre kino to takie, które ma swoją głębie i trafi do inteligentnych ludzi, ale jednocześnie nie nuży, nie jest przeintelektualizowane i zwyczajnie potrafi wzruszyć (emocje, emocje! śmiech, łzy to przecież w gruncie rzeczy to samo). Jeśli polskie kino „ambitne” jest nudne to nie z powodu braku pieniędzy, ale kulawego scenariusza (alkoholizm wciąż na topie) i sztampowości realizacyjnej. Zdecydowanie da się zrobić dobry film za małe pieniądze. Jeśli film będzie mądry i poruszający a przy tym nie będzie mędrkował to jest duża szansa, że o nim usłyszymy.

  6. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    A ja się nie zgadzam, raczej instynktownie, ponieważ nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Ale ciekawa jestem ile POLSKICH projektów zrealizowanych za pomocą kamery ADG się przebiło. Ameryka to co innego – to kraj wspaniałych możliwości, jeśli ktoś naprawdę chce. Polska nie. W Stanach żyłam przez 10 lat i tam można robić co się chce i jeśli się naprawdę chce, to można znaleźć na to środki. W Polsce nie. I dobrej woli też często brak.

    Przepraszam za poranny pesymizm.

    Monika

  7. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    Mam pomysł. Tym razem optymistyczny. Skoro jest nas kilkoro, to oprócz wymiany wpisów, coś zróbmy. Dlaczego nie my? Każdy ma jakiś pomysł, porozmawiajmy o nich. A może właśnie coś z tego wyniknie? Co Wy na to?

    Monika

    • Łukasz CP pisze:

      No pewnie,że warto coś zrobić, szczególnie jeśli zbierze się grupa zainteresowanych i uczciwych ludzi. Ale co Pani proponuje?

  8. kacper pisze:

    Ok. Zróbmy :). Jest tu ktoś z dobrą historią, scenariuszem? Chętnie zajmę się operatorką. Próbki na blogu.
    Pozdrawiam!

  9. Andrzej pisze:

    @monika kowaleczko-szumowska – COUNT ME IN, Monika :)

  10. jack pisze:

    12 stycznia 1945roku wojska radzieckie rozpoczęły wielką ofensywę nad Wisłą.

    Opuszczający Kraków Niemcy zaminowali miasto.
    Ładunki miały być odpalone w chwili wkroczenia wojsk sowieckich.
    Błyskawiczny szturm pokrzyzował plany niemieckie.Ładunki nie zostały odpalone.Niemcy nie zdązyli.
    Kraków ocalał a żołnierze przystąpili do rozminowania miasta.Usunięto podłożone materiały wybuchowe.
    ALE CZY WSZYSTKIE?

    Historia Piotra- przewodnika po Krakowie ,który wpada na trop fanatycznego SS- mana żyjącego w Krakowie.Kilkadziesiąt lat , pod przybranym polskim nazwiskiem ,czekał na moment wykonania swojego ostatniego rozkazu – wysadzenia Krakowa. I taki moment nadszedł – atak 11 września na WTC w Nowym Yorku.
    Wina spadnie na Al-kaidę.

    Piotrek napisał że ryzykowne jest opisywanie pomysłów
    w sieci,ale co tam i tak nie ma szans żeby przeczytał to jakiś producent.

    To tylko kilka zdań.Szczerze mówiąc cały scenariusz leży gdzieś w szufladzie.
    Ocenę pomysłu zostawiam WAM.JACEK.

    • NW pisze:

      Polecam wizytę w muzeum historycznym w dawnej fabryce Schindlera na krakowskim Zabłociu (gdzie mieści się stała ekspozycja o Krakowie w latach okupacji). Można poznać kilka prawdziwych faktów dotyczących wyzwolenia Krakowa i jak propaganda radziecka je zniekształciła. Kraków nie był w całości zaminowany (jedynie obiekty o znaczeniu militarnym, co Niemcy wycofując się zresztą wykorzystali – wysadzili mosty na Wiśle).

  11. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    Super! Sorry, że się wczoraj nie odezwałam. Domowe urwanie głowy.

    1. Robimy i wypełniamy szablon (pomóżcie ustalić kategorie…):
    scenariusz/pomysł: Jacek, Monika
    operatorka: Kacper
    reżyseria
    montaż

    Andrzej, gdzie wpisujemy Ciebie?

    2. Ustalamy spotkanie i na spotkaniu omawiamy pomysły wcześniej przedstawione przez ludzi od pomysłu, np. pomysł Jacka.

    3. Decydujemy się na jakiś plan działania: wniosek do Instytutu Sztuki Filmowej, gdzieś indziej.

    No i co Wy na to?

    Monika

  12. jack pisze:

    Do NW :
    Wiem , że Niemcy zaminowali tylko niektóre obiekty w Krakowie. Zanim zabrałem się za pisanie
    mojej historyjki liznąłem trochę tematu.
    Z założenia moja „opowieść” to nie tekst do filmu dokumentalnego,historycznego czy jakiegoś reportażu. To wyssana z palca historia z gatunku sensacji. A fakt zaminowania miasta przez Niemców był takim (no nie wiem jak to nazwać) punktem wyjściowym czy tłem historycznym.
    A w sensacji jak w sensacji trochę picu nie zaszkodzi.

    Do Moniki:
    Ciszę się,że mój pomysł Ci się spodobał. .
    Jak juz zbierzesz ekipę i coś się wykluje,to chętnie oddam swoje teksty w Twoje ręce.
    Ale poczekajmy. Może ktoś przedstawi ciekawszy pomysł.

    No i jestem ciekaw opinii naszego GOSPODARZA – PIOTRKA ,ale ten milczy jak zaklęty.

  13. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    Co do naszego Gospodarza, to mi go szkoda, bo pewnie po nocach
    czyta te nasze wpisy i wstawia je na stronę i pewnie „pluje sobie w brodę że wywołał to zamieszanie…

    Co do naszej inicjatywy, to uważam, że warto próbować coś zrobić, wyjść z własnej skorupki i przedyskutować swój pomysł z innymi. To niełatwe, ale inaczej chyba nic się nie zdziała.

    Byłam na wykłądzie gościa ze Stanów, który nazywa się Robert Porter Lynch i
    on mówił, że według niego drogą do osiągnięcia sukcesu jest „collaborative innovation”, czy to w transferze technologii biomedycznch czy w sztuce. Bardzo mi się to spodobało. Oznacza to, że jak się zbierze grupa ludzi, która chce rzetelnie, dobrze i uczciwie coś zrobić i w dodatku obdarzą się zaufaniem, to powinno im się udać.

    Jacek: Twój pomysł mi się podoba, ale najbardziej do momentu: ALE CZY WSZYSTKIE? nie jestem ekspertem od pomysłów i z pewnością mogę się mylić, ale w drugiej części Twojego pomysłu widziałabym raczej chłopca, który usiłuje rozwiązać jakąś tajemnicę i uratować dom/ludzi/zoo (żeby było trochę śmieszniej). Nie łączyłabym Krakowa z Alkaidą, wydaje mi się to trochę nierealne i chyba nie ma do tego żadnych przesłanek. Ale być może wynika to stąd, że mnie najbardziej interesują filmy dla dzieci/młodzieży i wszystkie moje pomysły takich filmów, bądź książek dotyczą. Mój własny pomysł polega na tym, że dorastający chłopak/dziewczyna znajduje, ku swojemu zaskoczeniu drogę, którą można przechodzić do Powstania Warszawskiego i z powrotem. Ta podróż w czasie wiele w jej/jego życiu zmienia. I co Wy na to? Przecież to super pomysł ;)

    Pozdrawiam,
    Monika

    • Z Gospodarzem wszystko w porządku. Nie pluje sobie wcale w brodę.

      Pozwólcie jednak, że Wam coś doradzę. Otóż filmy lowbudget’owe i zerobudget’owe powinny być mierzone na siły. To znaczy, nie ma co się, moim zdaniem, porywać na sensację z Al Kaidą w tle albo na S-F o podróżach w czasie. To bardzo trudne do nakręcenia, jak się nie ma kasy.

      Obejrzyjcie uważnie „Paranormal Activity”. To kameralny horror w jednym obiekcie zdjęciowym z dwójką aktorów. Podobnie „Blair Witch Project” – kilkoro ludzi idących przez las.

      Takich pomysłów trzeba szukać – skromnych, oryginalnych i mocnych. Z paroma zaledwie aktorami, z paroma miejscami akcji, najlepiej dostępnymi za darmo. Nie ma co naśladować hollywoodzkich produkcji. Trzeba robić dokładnie odwrotnie – kameralnie, prosto i oryginalnie.

      To trudne, ale nie niemożliwe ;-)

  14. Stary piernik pisze:

    Problemem może być geolokalizacja, chyba że spotkanie będzie wirtualne, ale na początku jednak chyba lepiej spotkać się w realu

  15. jack pisze:

    Wniosek nasuwa się taki.
    Filmy z gatunków – sensacja,kryminał,historia,S-F,fantasy,thriller,przygoda,kino młodzieżowe ,itd,itd…- odpadają.POTRZEBNA KASA .
    Pozostaje jeden jedyny gatunek filmu w którym amatorzy mogą popróbować szczęścia -HORROR .Kamera z AGD,jedna żarówka,jeden pokój (ewentualnie krzaki),dwoje,-troje aktorów.
    No chyba jednak jest różnica między kinem amatorskim a profesjonalnym.
    Monika,chyba nic z tego nie będzie.

    • Nie. Źle mnie zrozumiałeś. To nie jest kwestia gatunku filmowego. To tylko sugestia, żeby nie rzucać się z motyką na słońce. Na rowerze nie da się wygrać wyścigów formuły 1, ale można się wybrać na wspaniałą wyprawę w miejsca, gdzie bolid Kubicy nawet nie wjedzie.

      Chodzi mi tylko o to, by mieć świadomość własnych ograniczeń, jakie daje mały budżet i by z tych ograniczeń zrobić siłę, walor, zaletę.

      Nie ma sensu bez kasy imitować kina zawodowego. Trzeba zrobić coś, czego to kino jeszcze nie zrobiło ;-)

  16. ZiKo pisze:

    Z dystrybucją (sprzedażą) tych amatorskich filmów, to byłby chyba największy problem?!

  17. ZiKo pisze:

    Zapytam przekornie. Panie Piotrze, a czy Pan myślał (kiedyś)/myśli nad zrobieniem filmu offowego, amatorskiego, czy jak go tam… ?
    – Nie – i wszystko jasne, ale prosimy o sprecyzowanie „why?”
    – Tak – no i też czekamy na szczegóły (tutaj też się mieści „tak, ale …”: kamera mi wpadła do wanny, mam inne zobowiązania, brakuje mi dobrego scenariusza, sąsiad z 2go piętra, który grałby głowną rolę jest teraz sąsiadką, itd…)

  18. kacper pisze:

    Mi nie zależy na sprzedaży filmu, tylko na tym, żeby ludzie do oglądali. Pobierali za darmo z internetu, kopiowali i podawali dalej. :)

    Podoba mi się ten temat z ładunkami w Krakowie. Jeśli spotkanie, to może w tym mieście? A co?! Można spróbować… W najgorszym wypadku zostaną kontakty na przyszłość.

    Tanio można zrobić dramat.

    Pozdrawiam ambitnych :),
    Kacper

  19. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    To może jednak spotkamy się w realu i porozmawiamy?
    Żaden projekt nie zaczyna się od oficjalnego zaproszenia
    na galę Oscarów. Ustalimy datę, godzinę, każdy przemyśli
    kilka swoich pomysłów, pogadamy i w razie czego szybko się
    rozjedziemy.

    Monika

  20. kacper pisze:

    Ja w Krakowie będę 6 listopada (sobota) cały dzień. Jestem z Częstochowy.

  21. td pisze:

    jak się ma dobry pomysł to i film o wojnie można zrobić. przykładem „Ziemia niczyja” Danisa Tanovicia. jeśli mnie pamięć nie myli zdecydowanie większa część filmu, jeśli nie całość, dzieje się w okopie. więc do pracy rodacy;)

  22. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    Ja 6 listopada mogę przyjechać do Krakowa. Jestem z Warszawy. Zgadzam się, jeśli chodzi o „Ziemię Niczyją”.

  23. witka pisze:

    Przykładem też może być „Once”. Film zrobiony za niewielkie pieniądze stał się nieoczekiwanym sukcesem. Zrealizowany za jedynie 75 tys. funtów zarobił prawie 3.5 tys. funtów, w przeciągu kilku tygodni.

    Wychodzi nato, że trzeba działać, działać i jeszcze raz działać:)

    • Łukasz CP pisze:

      Coś się tu chyba pomyliło. Film zrobiony „tylko” za 75 tys zarobił „aż” 3,5 tys? Tu chyba przecinki się wpisały nie w tych miejscach.

  24. ZiKo pisze:

    A ja mam taki pomysł: Przygasła gwiazda telewizji, zostaje zatrudniona przez podrzędną, niszową stację telewizyjną. Jego misją jest podniesienie oglądalności i uratowanie stacji, która jest w tarapatach finansowych. Realizuje w niej swój autorski program, idiotyczne (z założenia) show, którego celem jest znalezienie kogoś, kto zrobi najzabawniejszą minę. Wysoka nagroda, ma zachęcić do wzięcia udziału w programie. Prowadzący program, co tydzień wybiera losowo kogoś ze sterty nadesłanych zgłoszeń i wraz z ekipą odwiedza zwycięzcę selekcji w jego środowisku, żeby widzowie bliżej poznali uczestnika, druga część programu ma miejsce w studio. Po krótkiej rozmowie z prowadzącym, uczestnik robi śmieszną minę. Widzowie, mają głosować sms’ami na najlepszą, ich zdaniem minę. Program przerasta oczekiwania producentów i samego prowadzącego. Okazuje się, że do show zgłaszają się ludzie bardzo nieszczęśliwi, borykający się z ogromnymi problemami, ale z poczuciem humoru, mocni, twardo stąpający po ziemi, dla których wygrana, byłaby ratunkiem, co budzi sympatię widzów. Program zyskuje ogromną popularność, a prowadzący, który kiedyś był sławnym showmanem, a ostatnio mu się jakoś nie układa, odkrywa, że są ludzie, którym jest naprawdę źle na świecie. Początkowo zdystansowany do uczestników, nawet trochę cyniczny, zmienia się pod wpływem programu. Zakochuje się w jednej z uczestniczek, która samotnie wychowuje gromadkę małych dzieci i pomimo przeciwności losu, stara się stworzyć normalny dom. Prowadzący odkrywa, że właśnie za czymś takim całe życie tęsknił…

  25. jack pisze:

    Monika ,Kacper -WSTRZYMAJCIE KONIE.
    Pomysł ze spotkaniem jest niezły ,ale może trochę na to za wcześnie.
    Po za tym wszyscy zainteresowani powinni wymienić się mailami,bo to tak trochę nieładnie wykorzystywać blog Piotrka do takich prywatnych wycieczek.
    Może mu to nie odpowiadać.
    Chociaż z drugiej strony,jak odniesiemy sukces to Piotrek będzie chodził po Warszawie dumny jak paw , bo wszystko zaczęło się od jego bloga .O czym oczywiście nie omieszkamy wspomnieć w każdym wywiadzie prasowym ( hłe,hłe,hłe).
    A teraz na poważnie.
    Przemyślałem sprawę. Ten mój pomysł z Krakowem z al-kaidą w tle może nie jest najlepszy dla kina amatorskiego. Faktycznie ,to temat na wielką produkcję i wielki ekran.
    A tera zupełnie już na serio.
    Temat na blogu fajnie się rozwinął.
    Jest sporo wpisów ( i oto chodzi), dlatego pozwolę sobie na
    przedstawienie jeszcze jednego pomysłu. Tym razem takiego bardziej na czasie ,takiego trendy. Gatunek – sensacja – kryminał.
    „NASZA KLASA”
    Grupa 40-latków ,absolwentów liceum, odnajduje się po 20 latach na popularnym forum internetowym.
    Wymiana zdań zdjęć ,informacji. Okazuje się że blisko połowa już odeszła i to w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Jeden z zalogowanych nalega na spotkanie – w górach ,w wynajętym oddalonym od cywilizacji hoteliku… Przyjaciele zjeżdzają się w wyznaczonym miejscu i czasie.
    Organizator spotkania dosypuje do wina narkotyku. Nadszedł czas na wyrównanie rachunków z czasów szkolnych…
    Oczywiście mamy też gliniarza przed emeryturą , który równolegle prowadzi dochodzenie.

    • Łukasz CP pisze:

      To już było. 12 małych Indian – postument na stole w jakimś odciętym od świata górskim schronisku. Kiedy któryś z Indian zostawał stłuczony ginął kolejny uczestnik tego spotkania. Czy możesz coś dodać do tego starego pomysłu?

  26. jack pisze:

    Aha.Mój mail dla zainteresowanych tekstami : jacoo67@o2.pl

  27. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    A ja się chyba z rana nie zgodzę, że w filmie najważniejszy jest pomysł. Ponieważ właśnie na tym blogu okazało się, że my sami pomysłów mamy już kilka i to chyba coraz lepsze. Jestem przekonana, że dałoby się na ich podstawie opracować ciekawe scenariusze. Pomysł nie jest wcale takim problemem. Ten z nasza klasą ma potencjał, nie uważacie? Każdy z nas (tych od pomysłów) ma kilka koncepcji. I razem jesteśmy w stanie dopracować jeden z nich do prefekcji. Tylko co dalej?

    Co sprawia, że człowiek przechodzi od pomysłu do realizacji: zaplecze? pewność siebie? kontakty? wsparcie? ludzie? pieniądze? determinacja?

    Zrobic ten krok to trochę tak, jakby podejść do okna i wyskoczyć.

    Monika

  28. ZiKo pisze:

    Praca – trzeba złapać za kilof, łopatę, długopis, laptopa i naginać aż po ból dupy, czy innego organu.
    Pokora – słuchać, patrzeć, pytać, bez maski nadentego bufona, co to wszystkie rozumy zjadł i o świecie/życiu wie wszystko, bo sie wtedy nie jest obiektywnym.
    Coś jeszcze? Pomysł i talent i kow how to, już chyba oczywista oczywistość… Panie Piotrze, a Panu jak się udało zabić, zagłuszyć, oszukać, w sobie …lenia, którego wszyscy mamy pod skórą?

  29. glodnytrampek pisze:

    Też się nie zgodzę że tylko pomysł się liczy. Takowych już od pół roku mi sie zbiera,a wiele z nich zapadły w niepamięć. Były całkiem ciekawe. Dlaczego nie zrealizowane?
    Brak chętnych, brak czasu, brak normalnego sprzętu, brak finansowego wsparcia. I już wszystko poległo.

  30. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    Cieszę się, że glodnytrampek się zgadza, ale trochę śmiać mi się chce, bo dwa lata temu mieliśmy w domu włamanie i włamywacz zostawił ślady trampek na śniegu, więc od tej w domu mówimy o nim per Trampek. Moje najmłodsze dziecko przez pewien czas mówiło o nim nawet PAN Trampek.

    Do rzeczy: Ostatnio w wypożyczalni zwróciłam uwagę, że fabuły wielu filmów to NIC wyjątkowego. Może czasem pomysł leży w innej sferze: realizacji, interpretacji aktorskiej. A czasem wychodzi film przecięty i dobrze, nie wszystko musi być zaraz arcydziełem.

    Ale mam też wrażenie, obserwując siebie, że wiele moich/naszych pomysłów to po prostu marzenia. Siedzimy sobie, każdy w swojej pracy, która zapewnia utrzymanie i marzymy sobie, dla odprężenia i lepszego samopoczucia o scenariuszach, filmach, itd.

    Monika

  31. jack pisze:

    Brrr…Nie chciałbym zobaczyć śladów Pana Trampka pod swoim oknem.Widać że cienko z nim było ,skoro w zimie chodził w trampkach.Ciekawe co buchnął Wam z mieszkania.Niech zgadnę.Buty zimowe zostawił, bo preferuje trampki.Lodówka !!!Jestem przekonany że opróżnił lodówkę , no i barek.
    A wracając do tematu na blogu.
    Sam juz nie wiem co jest ważne.Pomysł ,realizacja ,reżyser…?
    Wiem jedno.Musi istnieć PRZEMYSŁ FILMOWY.Podkreślam jeszcze raz to słowo – PRZEMYSŁ.
    W Polsce jest jakaś manufaktura ,jakieś rzemiosło.Mówiąc krótko – dziadostwo.
    Wystaczy spojrzeć na strony producentów filmowych w naszym kraju.Jeden ( góra dwa filmy ) rocznie ).
    I to ma być przemysł? I gdzie tu wysyłać pomysły ?
    Do kogo ?

  32. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    Nie znam się na przemyśle filmowym, ale jeśli przypomina polski rynek wydawniczy, to nie jest dobrze. Średnio-duże polskie wydawnictwa książek dla dzieci publikują jedną nadesłaną (niezamawianą) propozycję wydawniczą rocznie. Reszta ich planu wydawniczego to tłumaczenia, książki zamawiane (wymyślane przez wydawnictwo i zlecane) i tłumaczenia. Jak tu się przebić? Jest to naprawdę trudne. Polskich wydawców nie stać na wydawanie polskich debiutów.

    No, ale dość pesymizmu.

    PS Trampek wziął czystą gotówkę. Przestrzegam przed trzymaniem kasy w lewej górnej szufladzie biurka w sypialni. Jak powiedział policjant jest to standard i wszystkie Trampki o tym wiedzą.

    Monika

  33. ZiKo pisze:

    Pomysłów to chyba nigdzie nie ma sensu wysyłać (wróć, do Munka na konkurs był sens wysłać, bo to był konkurs na sam pomysł) Zamiast samych pomysłów, pomimo tego, że jest głód na dobre pomysły, to najlepiej chyba elegancko zestandaryzowany, sprawdzony przez script doctora, polecony przez znajomego reżysera (Pana Piotra?) i zastrzeżony scenariusz wysłać…

  34. ZiKo pisze:

    Panie Piotrze, czy Pan czyta czasem scenariusze nowicjuszy, amatorów, żółtodziobów? Jeśli tak, to czy mógłby Pan wypunktować najczęściej popełnie błedy? Gdzieś wyczytałem, że nowicjusze piszą rozlazłe scenariusze, bez zasad dramaturgii, jakieś autobiograficzne historie lub na tematy, o których nie mają pojęcia, bez przyygotowania (research’u).

  35. ZiKo pisze:

    No, jak już się rozpisywać, to do bólu, a co? Chyba, że mnie Pan Piotr zbanuje. Mam pomysł na film niskobudżetowy – amatorski. Wszystko się dzieje w jednym budynku, najchetniej pałacyk w parku ze starodrzewem i stertami liści, potrzebne są też rekwizyty tzn. stroje. Inspiracją jest trochę „Lot nad kukułczym gniazdem”, a trochę któryś odcinek Dr Housa, jak go zamknęli w wariatkowie. Niby pałac, niby król, królowa, dworzanie, stroje z epoki, dworskie intrygi, itd, ale wszystko jakieś takie dziwne, zakręcone, jednym słowem zwariowane. Dopiero pod koniec filmu, okazuje się, że to wszystko, to chore wizje młodego człowieka, który zostaje zamknięty w miejscu, typu Tworki, pałac to szpital, mieszkańcy, to personel i pacjenci, rzeczywistość miesza się z fantazją…

  36. glodnytrampek pisze:

    ZiKo
    Ciekawa koncepcja.
    A gdyby dodać jeszcze nutkę psychodelicznego klimatu i abstrakcyjnego myślenia. (np.”Metropia”-jesli chodzi o klimat, szarości i melancholiności)i „film psychologiczny”(uh, jak to poważnie brzmi) gotowy.
    Może być też swoistą metaforą, metaforą przez duże M że ludzkie pragnienia, fantazje i marzenia są blokowane przez system, przez co Masowo psychicznie się wykańczają i trafiają do „wariatkowa” co prowadzi do całkowitego wyniszczenia organizmu zwanego ładnie „Społeczeństwem”
    Choć nie wiem czy to trafia dobrze w Twój koncpet.

    A co do samych trampków, to są bardzo stylowe i wygodne. : )
    Jeśli wie się z czym sie je je.

  37. jack pisze:

    Jeszcze zdanie na temat Pana Trampka.
    Pomyślałem sobie Monika ,że mogliście zrobić gipsowy odlew podeszwy trampka.Tak na pamiątkę.
    Oczywiście żart.sorry

    Przypomniała mi się historia z mojego miasteczka.
    Dwa miejscowe lumpy włamały się w nocy do sklepu monopolowego.
    Stamtąd trafili prosto do kicia. I to nie dlatego że nasi policjanci wykazali się szybkoscią działania.
    Oni po prostu nie byli w stanie wyjść o własnych siłach.
    Wypili ile mogli i zasnęli za ladą.

  38. ZiKo pisze:

    Trampek, może być psychodelicznie, ale musi być wszystko strasznie zakręcone, jak we śnie, bez jasnych motywów, niespójne, z domieszką czarnego humoru. Ostanio widziałem taką operę Wozzek. U głównego bohatera pogłębia sie schizofrenia i zaczyna się gubić mieszać to co realne, z tym, co się rodzi w jego chorej głowie, wszystko wiruje, zewsząd głosy. Doprowadza to głównego bohatera do morderstwa, itd. Kameralne otoczenie, przytłaczające, klaustrofobiczne…

  39. glodnytrampek pisze:

    Mi się ta koncpecja bardzo podoba. I zaiste spodobałaby się większej ilości osób. Ale tak czy siak, przecież nie zostanie zrealizowana…

  40. witka pisze:

    Mi też się ów pomysł podoba.
    Smutkiem zawiało, iż proza życia zwyciężyła, a plany i zamiary zostały zdominowane przez tak słodko brzmiące słowo – marzenia.

  41. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    A mnie to bardzo męczy, że te koncepcje nie zostaną zrealizowane, ponieważ nie rozumiem dlaczego.

    Skoro wszyscy sypią pomysłami jak z rękawa, to ja też. Napiszmy wspólnie scenariusz. Każdy po kolei dopisze jedna scene (kilka okrążeń) która będzie posuwała akcję o krok dalej i będzie spójna z poprzednią – założę się, że wyjdzie bardzo zakręcony tekst. W psychodelicznym pałacyku pojawią się dzieci, faszyści, znajomi z naszej klasy…

    Monika

  42. ZiKo pisze:

    Myślę, że pisanie przez wszystkich naraz, spowoduje, że będzie to zlepek jakiś gagów, jak w komedii Hi-way, i nie bedzie dramaturgii i kazdy bedzie chcial zrobic to wg. swojej koncepcji. W zespolach scenariuszowych, to jest chyba tak, ze jest naczelny scenarzysta (p. Łebkowska), ktory pilnuje, zeby wszystko mialo rece i nogi, ciaglosc akcji, itp., a pozostali maja przydzielone zadania, typu dialogi i rozbudowuja, rozpisuja jeden pomysl…vJrden bedzie chcial, zeby to byl dom wariatow i wizje krola, krolowej, dworzan, a drugi wsadzi w to faszystow i nie daj Boze jescze dzieci! :)

  43. NW pisze:

    Moniko, zdaje mi się, że podchodzisz do tematu zbyt idealistycznie. W filmie nie ma miejsca na demokrację. To raczej oświecona dyktatura. Tylko konkretne pomysły, realizowane konsekwentnie i prowadzone silną ręką (ale przy otwartości na dobre rady) mają szansę na udany finał.

  44. witka pisze:

    Mam takie samo wrażenie tak jak ty Ziko, że taka forma pracy nad scenariuszem może wprowadzic chaos, bowiem każdy może mieć inna wizję.
    Może się mylę nie jestem ekspertem, ciekawe co o tym sądzi p. Piotr?

  45. monika kowaleczko-szumowska pisze:

    OK, rozumiem. Może rzeczywiście się nie da.
    Miałam raczej na myśli wspólną pracę twórczą
    w ustalonym kierunku niż „każdy w swoją stronę”,
    ale nie upieram się.

    Monika

  46. ZiKo pisze:

    Wiecie co, ale byłoby super, gdybyśmy tak zmontowali grupę scenariuszową, ubłagali Pana Piotra, żeby zechciał zostać Ojcem Dyrektorem projektu. Co nam szkodzi? My piszemy, a Pan Piotr skreśla, wycina, przykleja. Skoro zespoły scenariuszowe potrafią produkować setki odcinków i jeszcze ktoś to ogląda, to czy my nie bylibyśmy w stanie zmontować 90-120 minut? Kiedyś słuchałem wykładu pana Saramonowicza (Lejdis), który mówił, że film Lejdis, to pierwotnie był blog grupy psiapsiółek i on je namówił, żeby zrobić z tego scenariusz. Tyle głów i pomysłów, odpowiednio pokierowanych, naprowadzonych, itd. i z jako takim pojęciem, Alchemią scenariusza w ulubionych, a Formatem scenariusza pod poduszką…

  47. monika pisze:

    Ja jestem za.

  48. ZiKo pisze:

    To może jak już Pan Piotr będzie nas miał dosyć i nas wywali, to wtedy… Dopóki profesjonalista ma do nas cierpliwość/humor itp. to…korzystajmy, że nas wpuścił do swojej piaskownicy, a nóż mu się spodoba któryś z naszych pomysłów i…

  49. glodnytrampek pisze:

    A może by tak stworzyć własne prywatne forum dla pomysłów,scenariuszy itp. Byłaby na początku to grupa zamknięta
    Paru osób. Każdy pisałby o swoich pomysłach, inni Ewentualnie dawali by poprawki lub swoje interpretacje danego pomysłu.
    Nowi użytkownicy aby móc pisac posty musieliby na to zasłużyć wysyłając do moderatora swój jakiś pomysł/scenarius lub już jakiś swój zrealizowany film a żeby nie bylo żadnego trolowania.
    Co Wy na to?

  50. monika pisze:

    Ja jestem za.

    Monika

  51. witka pisze:

    również jestem za.

  52. ZiKo pisze:

    No i co, ciągniemy ten temat dalej?

  53. jack pisze:

    Może pociągniemy dalej temat na stronie http://www.movieforum.pl. W odnośniku – „Kino amatorskie” jest sporo postów ,między innymi o pisaniu scenariuszy..

  54. ZiKo pisze:

    Już, linka nie podaję, szukajcie :) na stronie zaproponowanej przez jack’a

  55. ZiKo pisze:

    Bohater, to młody człowiek, który przypadkiem znalazł się na dworze króla. Stopniowo odkrywa, że nie jest tu gościem, tylko więźniem. A na dworze panują dziwne zasady, narzucone przez apodyktycznego króla i jego świtę. Bohater odkrywa, że większości dworzanom, rządy króla też nie są na rękę. Postanawia zawiązać spisek, którego celem będzie obalenie apodyktycznego monarchy, a przynajmniej uzyskanie pewnych swobód. Zadanie nie jest łatwe, bo spiskowcy, to banda irracionalnych…oszołomów = wariatów. Spiskowcy rozpoczynają małą rewolucję październikową, która polega głównie na łamaniu wszelkich zasad/regulaminu. Doprowadza to do ogromnego haosu, wściekłości króla i w konsekwencji wojny domowej. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy okazuje się, że głowny bohater zaczyna…zdrowieć. Fikcja zaczyna mu się mieszać z rzeczywistością…
    Bohater jest totalnie wyalienowany, zamknięty w swoim fantastycznym świecie paranoidalnych wizji. Nagle, ktoś stopniowo (z buciorami) włazi do tego jego świata i próbuje narzucić jakieś reguły, normy, wymusza powtarzanie jakiś czynności, zmusza do interakcji. Wywołuje to w głowie bohatera konflikt, bohater broni się przed brutalną ingerencją w swój wewnętrzny świat, walczy z ‚systemem’ , który nie jest jego. I przegrywa??? 1. Niestety nt. szpitali psychiatrycznych wiem tylko tyle, co widziałem na filmach (Lot nad kukułczym, Dr. House, Mniejsze zło, Ptasiek, itd. i z opowieści/książek
    2. Choroba psychiczna, to temat bardzo delikatny, nie chcę nikogo urazić/zranić, a w tym temacie też jestem laikiem.
    Punkt 1 & 2 wymagają researchu, ale z drugiej strony ja nie chce pokazywać klinicznego przykładu paranoi i sposobu jej leczenia. Mam wizję obrazu, który bardziej będzie Alicją w krainie czarów, niż kolejnym odcinkiem Na dobre i na złe…
    Panie Piotrze, co Pan o tym myśli?


Dodaj odpowiedź do Artur N Anuluj pisanie odpowiedzi