Najważniejszy polski film
Opublikowane: 17 listopada 2010 Filed under: Filmy | Tags: charakter narodowy, dusza narodowa, film, hit, komedia, naród, polacy, polska, sami swoi 15 KomentarzyJest taki polski film, z którym żaden inny film nie może się równać. Jest to film puszczany w polskich telewizjach na okrągło. Co miesiąc, a nawet czasami częściej.
I wciąż jest oglądany. (co jest oczywistą oczywistością, bo gdyby nie był oglądany, to nikt by go nie puszczał)
To całkowity ewenement jeśli chodzi o filmy fabularne. Może nawet w skali światowej. Film ten ma już 43 lata i wciąż jest w czołówce najlepiej oglądanych filmów puszczanych w polskich telewizjach.
Wczoraj znowu leciał w pierwszym kanale Telewizji Polskiej. Znowu go obejrzałem po raz nie wiem już który. I znowu mi się podobał. Paru milionom moich rodaków zapewne też (inaczej nie byłoby go w programie).
Niezwykłe.
I tą właśnie niezwykłością postanowiłem się w tym wpisie zająć.
Na pierwszy rzut niewprawnego oka nie ma w tym filmie nic, co mogłoby zrobić z niego telewizyjny hit wszechczasów. Nie wyszedł spod ręki żadnego ze światowej sławy polskich reżyserów typu Wajda, Has, Zanussi, Żuławski, Skolimowski, Polański czy Kieślowski. Nie ma w nim epickich scen, historycznego rozmachu, elektryzującego napięcia, uwodzącego erotyzmu, czy zapierających dech w piersiach scen akcji.
Co w tym filmie zatem jest takiego niezwykłego, że Polacy wciąż chcą go oglądać (gdyby nie chcieli nikt by go…)?
- jest w tym filmie głęboka PRAWDA o Polakach i ich zbiorowej podświadomości (nie wiem, czy jest coś takiego, ale zaryzykuję, że jest)
- jest o tym skąd Polacy pochodzą, a skąd nie (z roli, z ziemi, ze wsi)
- jest o tym jak Polacy myślą i dlaczego właśnie tak dziwnie
- jest metafora polskiego tułaczego losu wiecznych emigrantów nawet we własnym kraju, który nie wiadomo gdzie jest, a gdzie go nie ma
- jest kawał historii społeczeństwa chłopskiego wiecznie szukającego swojej ziemi, nawet na niemieckim Dolnym Śląsku
- jest potężna dawka humoru i komedii (to Polacy lubią)
- jest dawka liryzmu i typowo słowiańskiego sentymentalizmu (do tego Polacy nie chcą się przyznawać)
- jest miłość po grób (MIŁOŚĆ!!!)
- jest konflikt (KONFLIKT!!!)
- jest wojenka (… cóżeś ty za pani…)
- jest brat-emigrant z Ameryki, który oczywiście nic a nic nie kuma i którego trzeba przekonać, jak to u nas jest fajnie i jaka ta nasza bidna Polska kochana
- jest rodzina, a właściwie dwie rodziny (najważniejsza rzecz dla Polaka)
- jest płot i miedza, o którą zawsze warto przelewać krew, a nawet warto zginąć
- jest bańka bimbru (druga najważniejsza rzecz dla Polaka)
- jest koń i karabin (ważne rzeczy dla Polaka) – o dwóch granatach w świątecznym ubraniu nie wspomnę
- jest kłótnia nie-wiadomo-o-co (największa namiętność Polaka)
- jest jarmark (ulubione miejsce spacerów Polaka)
- jest władza, którą zawsze można oswoić i wyprowadzić w pole (normalka dla Polaka)
- są dobrzy Rosjanie (największe marzenie Polaka)
- jest ziemia (żywicielka Polaka)
- jest krowa (największa przyjaciółka Polaka)
- jest kot na sznurku i myszy (to bez znaczenia dla Polaka)
- jest zgoda (największe i najrzadsze święto Polaków)
- jest wypróbowany schemat fabularny rodem z fredrowskiej Zemsty, która jest rodem z szekspirowskiego Romea i Julii, który jest rodem z… (na pewno Szekspir sam tego nie wymyślił)
Krótko mówiąc w tym filmie jest WSZYSTKO, co Polakowi potrzeba. Dlatego wciąż, i wciąż, i wciąż chce ten film oglądać.
Ja również chcę ten film oglądać. To największe arcydzieło jakie wydała polska kinematografia. I są na to MATERIALNE dowody, nie tylko czcze gadanie jakichś mądrali.
Sami Swoi!
Święte słowa i nic już dodać się nie da, ale skoro temat rozpoczęty, to może warto tutaj porozmawiać o filmach, które są dla nas równie ważne, albo prawie tak ważne jak Sami Swoi i co w nich takiego jest?
dobre jest to, że każda z części jest dobra a nie zawsze to filmowcom wychodzi
ten film oglądałem jak byłem mały i pewnie będę oglądał jak będę stary
Nie nazwałbym tego najważniejszym polskim filmem i choć jest to dobra seria to jednak szkoda, że obarczona piętnem oswajania komunistycznej rzeczywistości
i w ten sposób przekłamywania historii :(
Jest to tym bardziej szkodliwe, że perfidnie zamaskowane, przesiąka się tym mimo woli.
Podobni są „Czterej Pancerni i Pies”, czy z książek seria „Pan Samochodzik”. Nie wiem jak wielkim zaprzańcem trzeba było wtedy być by walnąć tekstem w scenariuszu a potem filmie:
„Przed nami Bug… a za Bugiem już jest Polska”.
Istotnie. Ale mnie przypomniało się w związku z tym coś innego. Przypomniało mi się, że zmieniająca się osobista recepcja jest (może być?) probierzem dystansu (postrzeganego przez rodaków jako wynarodowienie). Uwielbiałem kiedyś ten film. Po 15 latach spędzonych poza Polską (tzn. konsekwentnie w odrębnym kulturowo środowisku intelektualnym, nie w diasporze) obejrzałem „Samych swoich” ponownie. I było to niebywale smutne doświadczenie, bo uświadamiające bezmiar naszych kompleksów i ułomności. Kalectwo w oczach świata. Nie pojmowałem, jak można się śmiać z tak smutnych rzeczy jak własne zacietrzewienie, agresywna głupota, pochwała cwaniactwa i nieuczciwości, apoteoza pijaństwa, strach przed obcymi udający patriotyzm. Ale najgorszy był ten nieustanny rechot z czyjegoś nieszczęścia. Poczucie humoru zredukowane do Schadenfreude, do tego, że to temu drugiemu pękły na dupie spodnie, krowa wlazła na zaminowane pole, córka w ciążę zaszła, zupa się rozlała- ani śladu pogodnego lub przedziwacznego humoru anglosasów, autoironii (lub czarnego humoru) francuzów, intelektualnych półuśmieszków skandynawów. To było traumatyczne.
Gdy jeszcze później oglądałem ten film jeszcze raz, znów w Polsce, wśród Polaków – ponownie zaczął mnie śmieszyć. I to mnie do dziś niepokoi.
…”ani śladu pogodnego lub przedziwacznego humoru anglosasów, autoironii (lub czarnego humoru) francuzów, intelektualnych półuśmieszków skandynawów. ..”
Mimo wszystko wolę Kargula i Pawlaka od głupkowatego Benny Hilla (UK ) i Louisa De Funes (France)grajacego policjanta – idiotę.O skandynawskich komediach sie nie wypowiem bo nie znam takowych .Aha było coś – „Leningrad kowbojs”.Moze Finowie się z tego śmiali ,ja nie.
Panowie ,bez przesady.To tylko filmy.
Telemach
jestem 30 lat na emigracji w Australii i tez mnie ten film juz nie bawi.
http://terraustralis.wordpress.com
x jest prostota (korzenna potrzeba i tęsknota, wbrew temu co mówią i myślą niektórzy yntelygenci)
W filmie, prostota pomyślunku postaci pozwala nam śmiać się z siebie. Mówię też o bazowych emocjach i znanej strukturze reakcji, które są bez przeszkód sczytywane przez kolejne pokolenia. Bo dziś, jak wiecie, trzeba mocno trzymać się w siodle kultury, by w masowym galopie memów wyjść z kina oświeconym.
@Telemach, chodzi o „nieustanny rechot” z siebie, nie z i n n y c h. Skąd ta kontra? Już tłumaczę.
Powiedzmy sobie; cóż nas najbardziej śmieszy? Oprócz podstawy – czyli zaskoczenia jako elementu wysoce wzmagającego rozbawienie – to kluczem wzbudzenia w widzu emocji jest jego poziom identyfikacji z bohaterem. Oczywista.
Z całym szacunkiem, ale nie wiem, gdzie jeszcze stoją chłodnie ze zmarzlinami – stereotypami, bo rzeczywistość jest taka, że my nie śmiejemy się z innych, tylko z siebie. My nie cieszymy się, że sąsiadowi stłukli szybę, ale, że nam nie stłukli. I nie czujemy się lepiej, gdy komuś jest gorzej – dlatego, że mu jest gorzej. Ale dlatego, że jemu jest tak samo źle, że nie bywamy w tym odczuciu osamotnieni. Wydaje się to banalne, ale w istocie nie jest.
Może lepiej to zwizualizuje przykład – obejrzyjcie najpierw ów eksperyment z kotem i wróćcie do czytania: http://www.youtube.com/watch?v=2XID_W4neJo
Filmik zabawny, dla niektórych nawet bardzo zabawny, ale pomyślcie – dlaczego się śmialiście – (jeśli tak nie było – o tym potem) – więc dlaczego Was rozbawiły poczynania zwierzęcia? I czy jesteście dalej pewni, że śmialiście się z kota, a nie z siebie?
Mam wrażenie, że mówię o oczywistościach.
Czy postrzegacie niewerbalny sygnał – w przypadku zwierząt trudno mówić o artykulacji myśli, ale analogicznie do komunikacji międzyludzkiej – koci ogon – zwróciliście uwagę na koci ogon najmocniej zdradzający prawdziwą emocję?
Czy wiecie, ile konkretnie straciłby film, gdyby kot miał niezbyt ruchawą kitę? Przerwana zostałaby ta silna więź – bo oto widz traci, czyli kto – pan, pani – my wszyscy tracimy – bo nie jesteśmy już w stanie tak mocno zidentyfikować się ze zwierzęciem:
– które, przecież, ewidentnie jest robione w konia (w kota), a ono o tym nie wie, nie potrafi objąć tego swoim móżdżkiem (tu możecie sobie wstawić milion konotacji – do polityki, mediów, relacji damsko męskich et cetera)
– które reaguje spokojem na pysku, ale zdradza się ogonem – no skąd to znamy, zwłaszcza Panowie – i nie chcę tu haczyć o rubaszność, a podkreślić multipłaszczyznę, nie tylko mentalności ale i atawizmów.
Ci, którzy nie śmiali się – mogę tylko przypuszczać, że bardziej identyfikowali się z „oprawcą” niż z kotem. Bezradność i głupota ofiary nie bywa zabawna.
PS Rzadko komentuję z braku czasu, ale wciąż z przyjemnością czytam, uszanowanie.
No więc, moje podejrzenia są podobne. Mam wrażenie, że w całej trylogii „Samych Swoich” Polak po czechowowsku śmieje się sam z siebie. A to najszlachetniejszy rodzaj śmiechu. A filmik z kotem uroczy :-)
Piotrze,
genialni aktorzy dostali wybitny scenariusz i zrobili co do nich należało. Ilekroć patrzę na Wacława Kowalskiego w tej roli, ale też w innych, to myślę, że ludzie w osławionych amerykańskich studiach aktorskich próbują nauczyć się za pieniądze tego, co Wacław Kowalski miał dane od Najwyższego (?).
Piotr
Hańcza też był świetny.Zresztą nie tylko w tej roli.Epizody w „40-latku” ,”Potopie”,”Noce i Dnie”…
Co tu duzo gadać .”Stara gwardia” doskonałych polskich aktorów.
cyt ..jestem 30 lat na emigracji w Australii i tez mnie ten film juz nie bawi.
Wcale mnie to nie dziwi.Po 30 latach patrzenia na żonę można się znudzić a co dopiero patrzenia na film.
To prawda, jest możliwa taka sytuacja, że można śmiać się z samego siebie, nie zdając sobie z tego sprawy. Chyba właśnie dlatego A. Czechow napisał swoje słynne zdanie NA KOŃCU „Rewizora”, gdy Horodniczy w scenie finałowej informuje zdumione osoby dramatu (i publiczność) – „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!”
To jedna z lepszych komediowych puent jakie znam ;-)
Oczywiście, że sami z siebie się śmiejemy. Mamy wiele z Kargula i Pawlaka bez względu na to gdzie mieszkamy. Ja jestem na emigracji w Ameryce Północnej od ponad dwudziestu lat, i nadal mnie ten film bawi. To jest komedia ponadczasowa.
Panie Piotrze, ale „Rewizora” to napisał bardziej Gogol niż Czechow;)
Ma Pan całkowitą, słuszną rację. Autorem rewizora jest bez wątpienia Gogol nie Czechow. Mój błąd, moja pomyłka. Dzięki za poprawienie.