„The Interview” (Wywiad ze Słońcem Narodu) – bezlitosna siła komedii.
Opublikowane: 4 stycznia 2015 Filed under: Filmy, Polityka | Tags: dyktatura, film, kino, komedia, Korea Północna, Polityka, Sony Pictures, The Interview, USA 5 KomentarzyBardzo głośno zrobiło się wokół tej komedii, więc oczywiście musiałem ją zobaczyć. Sporo wcześniej czytałem o tym filmie i przyznam, że do oglądania siadałem mocno skołowany. Chodziły słuchy po sieci, że jest to nieśmieszny gniot, że jest niewarty oglądania, że to porażka, syf, kolejna głupia, nieśmieszna komedyjka itp. Czyli wszystko to, co nabzdyczeni, zakochani we własnym wysublimowaniu, wysnobowani „intelektualiści” z Bożej Łaski zwykli pisać o każdej niemal komedii.
Na szczęście znowu się pomylili. Hurra!
„The Interview” to świetny film. Jeden z ważniejszych, które zobaczyłem w ostatnich latach. Tym większe było moje zdziwienie, że poprzednia komedia tych twórców (Evan Goldberg, Seth Rogen i James Franco) zatytułowana „This Is the End” ( To już jest koniec) niespecjalnie do mnie trafiła.
Nie sposób zrozumieć całej mega-afery z atakiem hakerskim na serwery Sony Pictures bez obejrzenia „The Interview”. Nawet przez chwilę podejrzewałem, że to wszystko ściema i sprytnie wymyślona kampania marketingowa filmu. Teraz wiem, że sprawa jest poważna i zamieszanie polityczne wokół tego filmu jest jak najbardziej zasadne.
Komedia uderza mocno, celnie i bezlitośnie w reżim Kimów w Korei Północnej. Po raz kolejny ten film pokazuje, że nie ma skuteczniejszej broni na świecie niż śmiech. Nic nie jest w stanie uderzyć tak skutecznie w dyktaturę, jak komedia.
Pokazał to wcześniej Charlie Chaplin w swoim pierwszym dźwiękowym filmie „Dyktator” z 1940 roku. Jego uderzenie w Hitlera i faszyzm było tak celne, że w Niemczech pokazano go dopiero w 1998 roku, a w Hiszpanii był zakazany do 1975.
Stanisław Bareja robił u nas dokładnie to samo. Uderzał komedią w komunę i robił to tak pięknie, że w końcu komuna się rozleciała. Kto wie, jak by ten koniec komuny u nas wyglądał, gdyby Bareja jej wcześniej nie obśmiał. Na pewno byłoby gorzej.
„The Interview” to komedia krawędziowa. Chłopaki jadą ostro po bandzie i hamulców nie używają wcale. Nie każdemu się spodoba humor fekalno-genitalno-erotyczny, którego w tym filmie jest sporo.
Mnie się podoba. Bo służy ważnej sprawie. Służy do przekłucia nadętego, boskiego prawie wizerunku dyktatora w najbardziej opresyjnym reżimie we współczesnym świecie. Nic dziwnego, że reżim się wkurzył. Dawno nikt ich tak mocno nie kopnął w doopę ;-)
Nie widziałem ale słyszałem moźe zobaczę
Witam w Nowym Roku, Panie Piotrze. Roku, który ponoć dla raków (jak my) ma przynieść sukcesy w zawodach artystycznych (jak Pan), a dla ludków, którzy piszą dla przyjemności (jak ja) może to ich hobby, zamienić w źródło dochodu (sprawdźmy wiarygodność horoskopów). Fajnie, że znowu Pan jest, bo już miałem poinformować prokuraturę o pańskim zaginięciu (podobnie, jak lekarze z PZ o zaginięciu pani premier) Filmu jeszcze nie widziałem, więc na ten temat się nie wypowiem, chciałbym natomiast odnieść się do dwóch kwestii zawartych w tym wpisie.
1.Kwestia opinii „nabzdyczonych, zakochanych we własnym wysublimowaniu, wysnobowanych „intelektualistów” z Bożej Łaski” (czyli wg mnie krytyków filmowych). Poczucie humoru jest jedną z najbardziej indywidualnych cech odróżniających ludzi. I już z tego powodu sytuacja, gdy jeden „nabzdyczony” udowadnia ogółowi, że co jest śmieszne, a coś inne nie, sama w sobie jest śmieszna. (i już mamy pomysł na komedię) O tym, czy film jest śmieszny czy nie, decyduje WIDZ (a nie krytyk czy napis na afiszu) bo przecież, (że zacytuję klasyka) to WIDZ jest w kinie najważniejszy.To on definiuje tak naprawdę z jakim gatunkiem filmowym mamy do czynienia. Jeśli twórca stworzył komedię, która w kinie nie rozśmiesza to wyszedł mu dramat – i odwrotnie. A już sytuacja, gdy „nabzdyczony” zarzuca komedii, że nie niesie za sobą żadnych innych wyższych wartości, że nie ma np. morału, który kazałby zastanowić się głębiej nad sensem istnienia to kpina w czystej postaci. Choć, z drugiej strony, empatia nakazuje ich trochę zrozumieć – sorry, taki mają zawód.
2. Druga rzecz która zwróciła moja uwagę to TWÓRCY filmu „The Intrerview”, i nie chodzi mi o to kim są, chodzi mi o to, że SĄ, że występują w liczbie mnogiej. Uważam (to mój własny osąd, choć zgadza się z nim wielu moich znajomych i b.wielu internautów), że polskie „komedie” z ostatnich lat nie są arcydziełami gatunku. Wydaje mi się, że w znacznej części powodem tego jest to, że tworzy je wąska grupa reżyserów-scenarzystów, a jak wiadomo co dwie głowy to nie jedna, nie mówiąc już o głowach trzech(„Ted”) czy czterech(„Bez smyczy” czy „Millerowie”) Mam wrażenie, że większość ciekawych zachodnich filmów jest jednak dziełem kilku twórców. Ileż fajnych, śmiesznych pomysłów może zrodzić się w głowach czterech kumpli z poczuciem humoru, którzy spotkają się by pogadać przy szklaneczce soku owocowego (sfermentowanego lub nie)? Tylko przyświecać im musi wspólny cel-stworzenie świetnego scenariusza a z tyłu głowy nie mogą im krążyć myśli, że w razie sukcesu gażę trzeba będzie podzielić na cztery, tylko przeświadczenie, że ich praca ma sens, że nie robią kolejnej miernoty, tylko dzieło, które przyciągnie do kin tłumy. Ku uciesze ich portfeli, ich własnych ego i WIDZA oczywiście. Pozdrawiam szczerze, Widz.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za fajny komentarz :)
Znowu majstersztyk w całej okazałości :)) Pomysł i jego rozwinięcie są fundamentem Pańskich komedii (te dialogi o matuś :))), a potem piękna nadbudowa ;) Mogłabym tu wyliczać, ujęło mnie piękne kadrowanie, zbliżenia (buzia Trzebiatowskiej jak morelowy promień, pełnokrwista Socha z apetyczną roladą ;), super kostiumy, doborowa muzyka (Królikowski- świety popis taneczny i aktorski oczyw.) no i ta pełna czaru, wdzięku i wszystkiego- Opolanka (!) Barbara Kurdej- Szatan, a Paweł Domagała nie do podrobienia artysta, stworzony do komedii i pewnie nie tylko, mnie nie znudził by się w całej serii komedii. Nie spodziewałam się aż takiej bomby, na ogół, niełatwo dorównać beniaminkowi, ale poszedł Pan jak ogień, jakiś wesoły anioł Panu sprzyja… Taka uśmiechnięta niedziela (choć już trzecia- sakreble, tak mi wypadło- a sala, tym razem w Gliwicach prawie pełna) i zaraz wszystko jasne i wiosenne :)) Dziękuję za te radosne chwile- najmilsze pozdrowienia- basia
Oczywiście „pierworodnemu”, a nie „beniaminkowi” ;)