Źródełko inspiracji, które nigdy nie wysycha
Opublikowane: 5 stycznia 2011 | Autor: Piotr Wereśniak | Filed under: Internet, Scenopisarstwo | Tags: blogi, blogosfera, charaktery, dramaturgia, inspiracja, Internet, ludzie, pisanie, postaci, sieci społecznościowe, social media |19 Komentarzy„Z pustego i Salomon nie naleje.” Znacie to porzekadło? Znacie. (Ale na pewno nie znacie: „Na pochyłe drzewo to i Salomon nie naleje.” albo: „Dopóki dzban wodę nosi, dopóty do niego Salomon nie naleje.” ;-)
Ale nie o trawestacjach znanych porzekadeł chciałem dzisiaj napisać, tylko o inspiracji. Znowu o inspiracji, bo to ważne.
Inspiracją dla autora opowieści dramaturgicznych może być wszystko – przyroda, dzieło sztuki, smak, zapach, nowe przeżycie, nowa sytuacja, czyjeś ciekawe przemyślenie albo gazetowy news.
Dla mnie najważniejszą inspiracją są zawsze inni ludzie. Poznawanie ich, wchodzenie w ich życie, w ich intymność, poznawanie ich życiorysów i tego wszystkiego, co najbardziej skryte i prywatne.
To mnie zawsze najbardziej inspiruje. Może to straszne, ale tak już mam.
Jeszcze kilkanaście lat temu i wcześniej – miałbym problem. Kiedyś autorzy dokonywali prawdziwych cudów w poszukiwaniu inspiracji. A szukali głównie tego, czego ja szukam. Szukali tajemnic o innych ludziach.
Musieli tych ludzi spotkać osobiście, musieli się z nimi zakolegować, często musieli z nimi pić albo spać, często były to spotkania niebezpieczne i trudne, często całkowicie niszczyły życie osobiste i zdrowie autorów poszukujących inspiracji.
Wystarczy poczytać życiorysy znanych pisarzy sprzed kilkudziesięciu, kilkuset lat, żeby zobaczyć, jak wiele inwestowali w burzliwe kontakty z innymi ludźmi, jak wiele kosztowała ich ta inspiracja.
Nie jest łatwo poznać innego człowieka, nie jest łatwo dotrzeć do jego tajemnic, jego osobowości i jego prawdziwego charakteru. A dla wielu autorów (może nawet dla wszystkich) jest to niezbędne. Nie da się tworzyć ciekawych charakterologicznie postaci fikcyjnych z niczego.
Z pustego nawet Salomon nie naleje. Nawet na pochyłe drzewo, czy do dzbana z urwanych uchem.
I tu pojawia się magiczny wynalazek armii amerykańskiej – Internet.
Umożliwia on coś bardzo unikalnego. Pozwala spotykać się z obcymi ludźmi bez wychodzenia z domu. Co więcej, ci obcy ludzie tracą jakiekolwiek opory w ujawnianiu Internetowi swoich sekretów. Jest to zupełnie niebywałe i bezprecedensowe w historii świata. Dzięki globalnej sieci można dogłębnie poznać kogoś zupełnie obcego, bez fizycznego kontaktu.
Dla autora takie narzędzie to prawdziwy skarb.
W serwisach społecznościowych ludzie ujawniają czasem swoje najskrytsze oblicza. Zwierzają się czasem ze spraw najintymniejszych. Zamieszczają swoje zdjęcia, swoje przemyślenia, prowadzą dyskusje, zawierają znajomości i romanse, czasem nawet te romanse konsumują.
I wszystko na oczach zdumionego świata.
Na blogach ludzie prowadzą najintymniejsze pamiętniki, przelewają na nie swoje najgłębiej skrywane emocje i przeżycia.
I wszystko na oczach zdumionego świata.
Nie trzeba tych ludzi nawet prowokować, nie trzeba nic z nich wyciągać. Wystarczy tylko poczytać, popatrzeć, poobserwować jakiś czas.
Sieć odkrywa nieprzebrane typy ludzkie, palety charakterów, reakcji, zachowań i postaw. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu autorzy wypijali morze wódki z nieznajomymi, żeby zgłębić ten ludzki ocean. Dziś wystarczy się zalogować tu i ówdzie i cierpliwie poczekać.
Ktoś złośliwy może to nazwać podglądactwem. Ja to nazywam darem obserwacji. Każdy dobry autor powinien to mieć. I każdy powinien umieć obserwować nie tylko to, co go otacza w „realu”, ale również to, co się dzieje w „wirtualu”.
A ze zdobytą w ten sposób inspiracją autor powinien obchodzić się z największą delikatnością.
Bo taka jest natura inspiracji.
Świetny wpis, święta prawda, wykorzystać można wszystko, trzeba wręcz w odpowiednim stopniu i z umiarem. Uszy i oczy otwarte, nigdy nie wiadomo co na zainspiruje, zresztą…ja sądzę, że nie ma co dodawać, wszystko zostało powiedziane (a w zasadzie napisane) w świetny sposób. ;)
Pozdrawiam!
Internet wymyślili cywilni naukowcy a nie wojskowi :)
Arpanet, protoplasta dzisiejszego Internetu, powstał z inicjatywy Pentagonu.
Niestety, obnażający internet, oprócz bycia inspiracją może być też konkurencją. ;-)
Całkiem ciekawy wpis ale nie zawiera jednego zdaje się istotnego faktu. Tworzenie swojej „postaci” w „rzeczywistości” wirtualnej jest zazwyczaj nie prawdziwe, albo inaczej, ktoś kto tworzy swoje „ja” w intrenecie tworzy postać którą chciał by być a nie taką jaką w stu procentach faktycznie jest. Mamy raczej przegląd dążeń i pragnień pomieszany z prze cukrowanymi na „szczytny cel” sytuacjami i stanami emocjonalnymi.
Internetowe portale społecznościowe to maszynka do marketingu i droga do ziszczenia wizji zniewolenia ludzkości, niczym z książek najlepszych autorów science fiction. Raczej przychylny bym był pozostania w tych „oldskulowych” sposobach poszukiwania inspiracji. Bo człowiek to nie piksele.
To tak jak z tym telewizorem jest … po co go wyrzucać, wystarczy nauczyć się świadomej obsługi pilota :) — z netem jest tak samo, trzeba wypracować w sobie umiejętność „odsiewu” plew od ziarna i już :)
Przykład, od dwóch tygodni robię sobie „research” do pewnego projektu, zaczynałem od „tony” danych, dzisiaj mam tego kilka stron a4 ale za to treściwego „mięska” :).
Internet to ludzie, a ludzie to historie, miliony historii, fikcyjne czy prawdziwe, najważniejsze to wyłowić te filmowe :).
Bardzo ciekawy wpis, ale z drugiej strony na wszystkich portalach ludzie nie do końca mówią prawdę a wręcz powiedziałabym, że tworzą siebie takimi jakimi chcieliby być.
btw. „Och,Karol” świetny :)
Miało być, że się zapowiada świetnie. Wyszłam na debila :)
No, szanse na komedię roku rosną Piotrze, wczoraj widziałem „Wekend” i takiej żenady dawno nie widziałem w kinie, marne naśladownictwo Tarantino … szkoda kasy na bilet …
No chyba ktoś lubi dużo wyrazów na „k” to mu się film spodoba :).
A czemu nie ruszyliście z komedią od wczoraj?
Tłumy ludzi było w kinach!
Arek
Arpanet to też cywile robili. Wojsko co nieco tylko wykorzystywało. :)
Douglas Engelbart i jego praca to byłby dobry temat na film. To tak przy okazji mówienia o ARPANET.
Tak. Pozostaje jednak problem wartości i wiarygodności zdobytych w ten sposób informacji. Co do wiarygodności to ja się uśmiechnę. A co do wartości? O ile pamiętam, jeśli o coś jest łatwo, jeśli jest powszechnie dostępne i jeśli dostęp ma każdy – to wynika z tego inflacja wartości. Potężna.
wartość i wiarygodność dla twórcy nie mają większego znaczenia. historie mają znaczenie i wartość o tyle, o ile inspirują twórcę, o ile pozwalają znaleźć mu w ziarnie opowieści potencjał całego pola ludzkich emocji.
czasem w durnych historiach znajduję to, czego szukam. ważne, co z tym zrobię dalej.
@w2strony: point taken
Łatwo obecnie spotykać się z obcymi ludźmi nie wychodząc z domu, to prawda. W internecie stajemy się odważniejsi, to też prawda. Nie wypijamy morza wódki z człowiekiem, którego poznajemy. Zdrowiej dla wątroby ;-) Tylko pytanie – ile z tego, co ktoś nam pokaże z siebie jest prawdziwe.
Prawda jest nieważna. Inspiracja jest ważna. Czasami lepszą inspiracją dla twórcy jest interesujące kłamstwo, niż nudna prawda. Szczególnie, że fikcja to też rodzaj kłamstwa ;-)
W książce Jak napisać scenariusz filmowy pada zdanie, że jeżeli chcesz napisać scenariusz nie pisz o sobie, nikogo nie interesuje Twoje życie i z pewnością jest nudne, no chyba że jest inaczej. Dodając coś od siebie uważam, że inspiracje najlepiej czerpać z kontaktów z ludzi, ale nie w sensie biograficznym, ponieważ wystarczy jeden mały haczyk, jeden punkt zaczepienia i można stworzyć ciekawą historię. Ile w niej będzie prawdy? Może być zero 0% chodzi o to, żeby przekonać widza do bohaterów i oni w nich muszą uwierzyć.
Dodatkowo idąc tropem Tarantino, mówi że kiedy chce stworzyć jakiś film, ogląda 10 najlepszych pozycji z danej tematyki i wzorując się na nich tworzy swój własny unikalny obraz. Nie można bać się czerpać inspiracji z innych filmów i oczywiście nie mam na myśli plagiatu, ale filmy mogą być inspirujące.
A propo inspirujących momentów często mam tak, że „według mnie” najciekawsze pomysły przychodzą do głowy tuż przed zaśnięciem.
Plus odwołując się do jednego z postów Pana Piotra o kreatywności, inspiracja to dopiero początek, ponieważ później trzeba usiąść i stworzyć historię, te kilkadziesiąt scen, bohaterów, punkty zwrotne, a to jest ból d… A drugi punk zwrotny jest zawsze najtrudniejszy.
A tak na marginesie, jak piszecie to próbujecie sprzedać gotowy scenariusz czy pomysł (treatment)??
>A tak na marginesie, jak piszecie to próbujecie sprzedać gotowy
> scenariusz czy pomysł (treatment)??
Nie bo w Polsce nikogo to nie interesuje.
pozdrawiam
Arek
Najciekawsze w natchnieniu jest to, że przychodzi z nienacka jak sra… Pozdrawiam.