„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Za czym dobrzy autorzy stoją murem

Kiedyś czytanie było moim nałogiem, moim obowiązkiem, moim chlebem powszednim.

Teraz czytam falami. Podobnie jest zresztą ze słuchaniem muzyki czy oglądaniem filmów.

Czasami nie obcuję ze sztuką tygodniami. Nadchodzi jednak moment głodu, moment, kiedy muszę zakosztować czegoś naprawdę dobrego. Wtedy sięgam po sztukę. Sięgam po dobrą muzykę, czy też po moją ukochaną Literaturę (tak, tę przez największe L).

Właśnie teraz mam moment literacki. Czytam najwyższej klasy pisarzy. Tym bardziej jest to rozkoszne, że to moi ulubieni Latynosi.

Wybuch światowej mody na literaturę iberoamerykańską to okolice lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. To właśnie wtedy świat poznał Marqueza, Cortazara, Borgesa, Carpentiera, Onettiego, Fuentesa, Llosę, Sabato i całą masę innych hiszpańskojęzycznych pisarzy, którzy nagle, nie wiadomo skąd, na zadupiu świata w jakiejś Wenezueli, Peru, Urugwaju czy Argentynie zaczęli pisać literaturę o jakości niespotykanej nigdzie indziej.

Ja tę modę odkryłem dużo później i zakochałem się w tej literaturze, wcale nie zdając sobie sprawy, że to takie modne w eleganckim świecie.

Teraz lubię powrócić do starszych panów z Ameryki Południowej i poczytać ich aktualne dokonania. I muszę przyznać, że trzymają poziom. W odróżnieniu od reszty sytego, bezpiecznego, mocno cywilizowanego świata, oni wciąż nie nawalają.

No więc, połknąłem dwie książki: „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” Peruwiańczyka Mario Vargasa Llosy i „Wszystkie szczęśliwe rodziny” Meksykanina Carlosa Fuentesa.

Obie świetne, obie krańcowo odmienne i w obu jest to, o czym traktuje ten wpis: obaj starsi panowie stoją murem za swoimi bohaterami.

To cecha niezmienna dobrej, wybitnej i WIELKIEJ literatury. Autor zawsze stoi murem za swoimi bohaterami. Zawsze ich broni, zawsze ich rozumie, zawsze jest z nimi i stara się zrelacjonować ich punkt widzenia, nawet jak są to ludzie podli, źli i godni potępienia.

Szczególnie dobrze widać to we wspomnianej książce Fuentesa. To bardzo sprytnie pomyślany zbiór opowiadań poświęconych jednemu tematowi: rodzinie. Drugim tematem spajającym ten tom jest Meksyk (kraj i miasto).

Fuentes maluje dużą ilość sytuacji i postaci. Nie wszystkie postaci są miłe, fascynujące i dobre. Historia Meksyku jest krwawa, pełna przemocy i niełatwa politycznie. Fuentes nie boi się niczego. Wchodzi głęboko w to, o czym chce opowiadać. Jego bohaterowie często są zwykłymi kanaliami, mordercami i ludźmi występnymi. Ale Fuentes ich rozumie, lubi ich, może nawet kocha. W każdym razie stoi za nimi murem. Bo wie, że na tym polega rola autora.

Przypomnijcie sobie dobre książki i filmy, które wam się podobały. Nie muszą być wcale iberoamerykańskie – wszystkie.

ZAWSZE cechuje je jedna, mało rzucająca się w oczy właściwość: autor stoi murem za swoimi postaciami. WSZYSTKIMI.

Jeśli autor nie lubi swoich postaci, szydzi z nich, naśmiewa się i zdecydowanie je potępia – nic ważnego z tego nie wyniknie.

Autor zawsze musi rozumieć swoich bohaterów. Nawet jeśli to zwykłe kanalie.

Bo każdy ma swoje motywacje, bo każdy ma swoją historię. Bo nie ma ludzi jednoznacznych i jednowymiarowych.

A nawet jeśli są, to nie warto o nich pisać.


6 Komentarzy on “Za czym dobrzy autorzy stoją murem”

  1. Coś w tym jest pisze:

    Trochę mi ta myśl przypomina taki mały pradoks, który przyszedł mi do głowy kiedys na przystanku autobusowym. Że ludzie nie uzależnieni od niczego nie istnieją – nawet jeśli nie są uzależnieni od żadnej rzeczy są uzależnieni od swojej własnej nijakości, bądź od swojej własnej silnej woli.
    Nie można wymyślic, charakteru osobowości, który nie byłby ciekawy, można go jedynie nieciekawie opisać, jeśli się go nie zrozumie.
    Kiedy to teraz pisałem przyszło mi do głowy, że to żadna oryginalna myśl nie jest – jedna z „Bajek z królestwa Lajlonii” Leszka Kołakowskiego: „O sławnym człowieku” eksploatuje ten sam motyw. Nihil novi… Jestem najczęściej plagiatującym (nieświadomie) cudze myśli człowiekiem zatem… Tyle, że raczej murem za mną nikt nie stanie :).

  2. piotr pisze:

    jutro coś napiszę, bo dziś jest już za późno, ale w moim przypadku odkrycie Marqueza i Fuentesa, a także Llosy Pantaleona i Wizytantek to rok 1973

  3. monika pisze:

    Autor stoi murem za swoim bohaterem, ale tym pozytywnym (protagonist), bo przecież część postaci zaludniających książkę musi być złych, śmiesznych, takich, które robią bohaterowi wbrew? Skoro bohater ich nie lubi i z nimi walczy, to i autor musi być tego samego zdania.

    • grzegorz styczeń pisze:

      monika, pozornie… tak naprawdę to kwestia zrozumienia. W pierwszej kolejności antagonista musi mieć dobrą motywację, która nim kieruje. Taką, którą autor potrafi dobrze zrozumieć.

      • magister Sianko pisze:

        Zgadzam się w pełni i jako przykład daję czarne charaktery z serialu „The Wire”.

  4. telemach pisze:

    To dobrze, że stoją. Szkoda tylko, że ilość pragnących pisać powoli przekracza ilość pragnących czytać. Twitteratura.


Twój komentarz nie ukaże się od razu, moderacja chwilę trwa :)