„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

O czym opowiadać – czyli pytanie zasadnicze

Łatwo jest zrobić film. Wystarczy trochę grosza, dobry scenariusz, głowa na karku i fachowa ekipa filmowa.

Dużo trudniej jest zdobyć dobry scenariusz. Tego towaru jest mało na wolności. Głównie dlatego, że trudno taki scenariusz napisać. Nie jest to jednak niemożliwe. Dlatego raz na jakiś czas gdzieś w świecie pojawia się taki tekst i powstaje z niego niezły film.

Napisać dobry scenariusz jest łatwo, jak się ma dobry temat, trochę umiejętności i talent. Z tych trzech rzeczy najbardziej unikalna jest ta pierwsza: dobry temat.

I tu dochodzimy do tytułowego pytania zasadniczego: O czym opowiadać?

Jeśli uważasz się za „Wielkiego Artystę” nie czytaj dalej tego wpisu. Nie jest dla ciebie. „Wielcy Artyści” nie zadają sobie takiego pytania. Oni zawsze wiedzą o czym chcą opowiadać. Zazwyczaj zresztą opowiadają o sobie. Jednemu na milion się udaje i z „Wielkiego Artysty” zostaje po prostu wielkim artystą. Dostaje Nobla, Oskara, Bookera, Palmę albo Niedźwiedzia, czy co tam jeszcze i w końcu staje się nieśmiertelny. Jeden na milion.

Cała reszta twórców opowiadających historię musi jednak raz na jakiś czas zapytać samych siebie, o czym chcą opowiadać. I od tego pytania zależy wszystko.

I wbrew pozorom nie jest to tylko pytanie dla scenarzystów. Na to pytanie muszą odpowiedzieć pisarze, reżyserzy, autorzy piosenek, malarze, dramaturdzy, blogerzy, aktorzy, nawet muzycy tworzący utwory instrumentalne.

Każdy właściwie artysta musi sobie zadać pytanie o podstawę swojej twórczości: „Co?” Dopiero potem jest: „Jak?”

Dla mnie treść jest zawsze ważniejsza od formy.

Przykład z życia.

Odkąd prawie dwa lata temu założyłem tego bloga i podałem w nim mój adres mailowy, dostaję sporo tekstów od różnych autorów. Dostaję scenariusze, powieści, dramaty, czy po prostu luźno spisane pomysły na film.

Zazwyczaj je czytam, choć czasami z dużym opóźnieniem. Często tylko zaczynam je czytać, żeby zorientować się w temacie opowieści. To z reguły mi wystarczy. Jeśli temat, pomysł, mnie zainteresował, czytam dalej. Jeśli nie – przestaję czytać. W naturalny sposób jestem najbardziej zainteresowany tematem. Inne rzeczy są mniej istotne.

Założę się, że podobnie kombinują widzowie.

Dlaczego piszesz o II Wojnie Światowej? Dlaczego piszesz o narkomanii? Dlaczego o wyścigach samochodowych? Dlaczego o zawiedzionej miłości?

Dlaczego piszesz o tym właśnie teraz? Co jest w tym ważnego dla odbiorcy? Dlaczego chcesz go tym zainteresować właśnie teraz?

Dlaczego piszesz o sobie? Co masz w sobie takiego wyjątkowego? Dlaczego odbiorca ma się zainteresować właśnie Tobą, a nie na przykład Harrym Potterem?

Zadajecie sobie takie pytania? Usiłujecie wykombinować, co akurat w trawie piszczy, czy macie to w d…?

Ja sobie takie pytania zadaję. Ale jak wiadomo jestem przebrzydłą komerchą ;-) Jednak przeżyłem już parę razy brak zainteresowania tym, co opowiadam i nie było to uczucie miłe. Brak zainteresowania to zawsze cios dla artysty.

Dlatego zawsze warto prześledzić, o czym opowiadają wielcy i znani. Warto prześledzić jak wybierają swoje tematy Spielberg, Grisham, Coppola, Wajda, Allen, Scott, Cameron i jeszcze paru innych. Warto zobaczyć jak wybierali swoje tematy znani pisarze, reżyserzy i producenci. To bardzo ciekawa lekcja.

To szczególnie ważne dla początkujących autorów. Jak byłem początkujący zupełnie tego nie rozumiałem i wydawało mi się, że wystarczy pisać DOBRZE. Nic bardziej błędnego. DOBRZE to o wiele za mało, żeby dziś kogokolwiek zainteresować.

Teraz, po kilkunastu latach pracy, powoli krystalizuje mi się odpowiedź na pytanie „O czym opowiadać?”.

I jest to tajemnica, której nigdy nikomu nie zdradzę ;-)


26 Komentarzy on “O czym opowiadać – czyli pytanie zasadnicze”

  1. Hirvonen pisze:

    Panie Piotrze, może jakaś drobna podpowiedź:)?

  2. Andrzej pisze:

    A ja właśnie przeżywam rozterki. Bo wydaje mi się, że mam TEMAT na dobry, albo i super dobry film. Tylko że:

    – miałby być oparty na pamiętniku, więc sprawa praw autorskich
    – te pamiętniki niedawno w Polsce zostały opublikowane, więc nie wiem, czy ktoś już nie siedzi w TEMACIE i moja praca poszłaby na marne.

    Wymyśliłem też sobie, że po napisaniu scenariusza po polsku, przetłumaczę go zgrubnie na angielski i wyślę do znajomego amerykańskiego pisarza, żeby zrobił z tego dobry text na rynek amerykański. I tam go sprzedać. Bo jakoś nie wierzę, żeby TEN film powstał w Polsce.

    Ot, strach mnie paraliżuje… Iść do psychologa?

  3. ZiKo pisze:

    Zawsze mozna pisac komedie? Szczególnie u nas, jest chyba zapotrzebowanie na DOBRE komedie, ale nie wiem, czy to jest łatwe do pisania. Ludzie chętnie chodzą na komedie, bo to jest chyba prawdziwy relaks, mozna odreagowac, odstresowac sie, nikt nie zmusza do wysilku umyslowego. Takiemu mlodemu, to chyba dobrze jest zaczac od kina komercyjnego (komedia chyba sie zalicza?), jesli chce wyplynac. Bo na kino artystyczne, nigdy nie ma pieniędzy, a jeszcze brać sie za tekst jakiegoś debiutanta? A co Pan podpowiada? Co pisac na poczatek?

  4. ZiKo pisze:

    jeszcze dodam, ze jest chyba tez głód seriali, bo TVN i inni zywcem przerabiaja wypociny jakiegos wenezuelczyka, czy innego chilijczyka, obsadzaja w tym np. Anię M. Wiekszosc to chyba sa zaadoptowane formaty ‚zachodnie’.

  5. ZiKo – nie ma na nic zapotrzebowania ani głodu. Dziś to są już tylko przedsiębiorstwa czyli jak to autor bloga napisał – jest zwykła komercha. Komercha odtwarzająca zgrane płyty – głupi widz i tak tylko patrzy i chłonie. Nieważne co, byle leciało.

    A co do inspirowania się tematami twórczości innych to nie sądzę by to był dobry pomysł bo wszystko zależy też od okoliczności i tysiąca innych spraw. Spraw, które mogą spowodować zainteresowanie, niechęć albo obojętność wobec tematu opowieści. Bo poza tematem trzeba się jeszcze wstrzelić w czas.

  6. Alfa On pisze:

    Mój pierwszy blog padł. Chyba dlatego, że nie określiłem się dokładnie o czym chcę pisać. W przyszłości napiszę swój dobry scenariusz. Blog jest jednym, ze sposobów określenia się tematycznie i sam w sobie scenariuszem. Zgadzam się, że tworzenie dla samego siebie to nuda :)
    —————————————————————-
    http://maniakfilmu.blogspot.com/

  7. Kamil pisze:

    Kiedy tak czytasz nadsyłane ci teksty, starasz się je ocenić, w jakiś ogólny sposób zrecenzować???
    Czy tylko na zasadzie „INTERESUJE MNIE lub NIE INTERESUJE MNIE”.
    Kiedy ktoś przyśle ci tekst to może liczyć na jakąś odpowiedź, choćby coś w stylu „przeczytałem to, nie zwymiotowałem, jest spoko :-)))”
    Pytam bo też chciałbym coś „kiedyś” wysłać.
    Pozdrawiam.

    • Żadnej dogłębnej analizy tych tekstów nie sporządzam i nie wysyłam autorom. Nie mam na to czasu. Ale czasem się wypowiadam. Najczęściej jak tekst mi się spodoba i mam o nim coś mądrego do powiedzenia.

  8. śliwek pisze:

    A ja znam ową wielką tajemnicę :) należy pisać o … :) rzeczach ciekawych, należy pisać ciekawe historie … ciekawa historia, opowieść jest najważniejsza … a czy będzie ona o szarym Kowalskim, czy o królu Kowalskim, czy psychopatycznym mordercy Kowalskim, czy o piłkarzu Kowalskim … musi być ciekawa … bo jak będzie nudna, to nawet to, że będzie o ciekawym człowieku tej historii nie uratuje … (znaczy się paru maniaków się znajdzie:D).

    „Komercha” rządzi :).

    • w2strony pisze:

      A moim zdaniem kategoria ciekawości jako takiej nie do końca sprawdza się w powieścio- czy scenariopisarstwie. Mogłabym napisać fabularyzowaną historię o arcyciekawym fakcie z wojny 1920, ale jeśli rzeczona historia OSOBIŚCIE mnie nie porusza, jeśli nie budzi mojej PASJI, to nic ze scenariusza ani z powieści nie będzie.
      Dla mnie kategorią pierwszą i najważniejszą jest ZAWSZE moja PASJA :)

  9. Iwona pisze:

    Pan Piotr zasypany tekstami. Przedziera się między nimi. Wydając ryk rozpaczy, nie mogąc dostać się do własnej, osobistej Żony, wysyła Jej buziaka z odleglości kilku metrów. Ona przyjmuje ów dar, kiwa litościwie głową i zamiera w oczekiwaniu na wygodnym fotelu… Jeszcze siedem tysięcy sto czterdzieści dwa scenariusze i odzyska Męża.

    Kamil – „przeczytałem, nie zwymiotowałem, jest spoko” – no pięknie ;))

  10. w2strony pisze:

    Czy teoria pierwszych pięciu-dziesięciu stron sprawdza się, Piotrek, w Twoim przypadku? Ja czasem odpadam po lekturze trzech stron scenario lub powieści. I nijak do przodu…

    • Pięć – dziesięć stron to trochę mało, żeby się w pełni zorientować w tekście. Dla scenariusza to zwykle pierwsze 20 stron. Dla powieści 50 – 100. Oczywiście jeśli coś jest ewidentnie słabe, to widać to już po pierwszej stronie ;-)

  11. jack pisze:

    Pomysły,talent,dobry temat,pięć czy dziesięć stron…
    I tak „w kółko Macieju”.Dajcie sobie ludzie spokój z tym pisaniem scenariuszy.I tak NIKT , NIGDY ich nie przeczyta.
    Znam to z własnego doświadczenia.Kiedyś mnie to pasjonowało.Pisałem scenariusze , a jakże.
    I co z tego wyszło? NIC ,kompletnie NIC.
    Na wysłane treatmenty do różnych „quasiproducentów”,
    nie dostałem ani jednej odpowiedzi.Podobnie z pomysłami na programy TV-odpowiedzi odmowne-nie jesteśmy zainteresowani.
    Był tylko jeden człowiek który napisał do mnie ,kiedy wysłałem mu próbki teksu ,pomysły.Tym człowiekiem był Cezary Harasimowicz.
    Uscisnę mu dłoń jak Go spotkam.

    • LaKarolina pisze:

      Jack, po tym komentarzu Pan Harasimowicz może mieć pewne problemy z ogarnięciem maila ;)
      A swoją drogą to bardzo ciekawe, z jednej strony oficjalnie wszyscy „z branży” zgodnie krzyczą: Nie mamy dobrych scenariuszy! A z drugiej co jakiś czas pojawiają się tego typu komentarze: bez znajomości ani rusz. Zostają konkursy, tam przynajmniej czytają te nasze wypociny.

      Do wpisu: Ja wiem, co i jak chcę napisać. Wiem też dlaczego. Mój problem polega na pewnych niedostatkach wiedzy w dziedzinach absolutnie niezbędnych, żeby fabuła miała ręce i nogi. W związku z tym utkwiłam w martwym punkcie i się dokształcam, zanim zdecyduję się ruszyć dalej. Zwykle tak to jest, że jak się chce napisać coś prawdopodobnego, trzeba najpierw wiedzieć dokładnie o czym się pisze i umieć rozłożyć podstawę konfliktu na części pierwsze. Kiedy piszę o biologu muszę myśleć jak biolog, kiedy o mordercy, jak morderca. Tym bardziej dziwią mnie ludzie, którzy zaczynają kolejny tekst (bo coś im tam wpadło do głowy), zanim skończą poprzedni. Ja bym w ten sposób nie skończyła nic.

      A pisania o sobie sobie nie wyobrażam. Nasz obraz samych siebie jest zawsze mocno wypaczony (na lepsze albo na gorsze, to akurat nieistotne – przegięcia są zawsze nienaturalne).

  12. telemach pisze:

    „Jeden na milion”

    Piotrze, na czym opierają się te niebywale optymistyczne szacunki? Z moich obserwacji i wyliczeń wynika, że nieśmiertelność jest trudniejsza do uzyskania. Ale 15 minut nieśmiertelności – to już zdarza się częściej. Nie wspominając o szansie na miejsce w zarządzie czegoś tam, choćby w gremium przyznającym stypendia.

  13. jack pisze:

    A teraz coś z zupełnie innej beczki.MAM POMYSŁ – czyli coś dla tych ,którzy chcą zostać scenarzystami…

  14. Kamil pisze:

    Tak sobie pomyślałem, czy byłaby możliwość, żebyś napisał jakiś artykuł na temat sposobu pisania dialogów w scenariuszu?
    W „Alchemii…” jest o tym nie wiele, a dialogi to jednak istotna i niełatwa kwestia w filmie.
    Dla ciebie to pewnie niezbyt atrakcyjny temat do wpisu, w końcu nie jesteś wykładowcą i nie „służysz” do nauczania „głąbów” (piszę TYLKO o sobie), jednak dla młodych początkujących twórców (i tych starszych w sumie też) może to być ciekawa i pożyteczna sprawa.
    Jeśli nie to odeślij nas wszystkich do lektury albo do diabła i będziesz miał nas z głowy. A przynajmniej mnie…
    Więc istnieje taka możliwość?

  15. Mirek pisze:

    Panie Piotrze!
    Pisze Pan żeby podglądać co piszą wielcy. Nie jest dla Pana zastanawiające że wielkie wytwórnie często de facto klonują swoje pomysły? Z tego tylko jeden (najczęściej pierwszy) film staje się sukcesem. Mieliśmy Armageddon (jakby nie patrzeć sukces „komerchy ;)”) i jakoś w tym samy okresie byli np „Kosmiczni Kowboje”, „Dzień zagłady” … i jeszcze „Dzień Niepodległości”. Była „Troja”, „Gladiator”, i … coś tam jeszcze. Także o Titaniku ukazały się dwa filmy. Nie wspominając już o filmach Rodrigueza, Tarantino i im podobnych, które swego czasu rosły jak pieczarki. Czy uważa Pan że takie podglądanie naprawdę dobry pomysł? Wyobraża Pan sobie film pdobny do „To nie jest kraj…” braci Cohen? W polskim wydaniu?

    Temat… to rzeczywiście najtrudniejszy z elementów dzieła.

    Mam duży szacun do Pana i tego jak świetnie znajduje się Pan w polskim kinie. Tym bardziej cieszę się że trafiłem na Pański blog.

    A przy okazji zapytam: Kiedyś słyszałem że Hollywood było zainteresowane scenariuszem „Kilera”. Nie pytam z jakiejś zazdrości, tylko zżera mnie zwykła ciekawość. Powstał w Hollywood film na jego motywach?

  16. Panie Piotrze – bardzo ciekawy blog. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.


Twój komentarz nie ukaże się od razu, moderacja chwilę trwa :)

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s