„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Kto kocha kawę, którą pijesz?

Hacjenda El Recreo w Nikaragui - świetną kawę tu uprawiają.

Jak widać, znowu będzie o kawie.

To jeden z moich ulubionych napojów niealkoholowych, obok herbaty, czystej wody i coca coli zero. Pijam ją codziennie w różnych formach, stylach i rodzajach parzenia.

Przez lata wyrobiłem w sobie smak na tyle, że jestem w stanie dość precyzyjnie określić, co mi smakuje, a co nie. Jestem również w stanie zaparzyć kawę tak, by poczuć, co ziarno rzeczywiście w sobie ma. Krótko mówiąc, potrafię odróżnić kawę wysokiej jakości od chłamu (którego w sprzedaży jest dużo więcej).

A nie jest to wcale takie łatwe. Potrzebny jest trening kubków smakowych i duże ilości przyswojonej płynnej kofeiny w różnych miejscach, sytuacjach i okazjach.

A w kawie wszystko jest ważne. I nie ma tu nic prostego, zwykłego i trywialnego. Dobra kawa to magia nie mniejsza od, dajmy na to, zacnego wina.

No więc, przede wszystkim ziarno. Musi wyrosnąć na dobrym, zadbanym krzaku. Z odpowiedniej gleby. We właściwym, bardzo specyficznym klimacie. W precyzyjnie określonym miejscu zbocza.

Potem w odpowiednim momencie musi być zebrane, posortowane i spalone. Samo palenie kawy to proces graniczący z alchemią. Kawa palona zbyt mocno będzie niedobra, zbyt czarna i węglowa. Kawa palona za jasno nie wyzwoli z ziaren całego potencjału smakowego. Musi być spalona w punkt.

Krótko mówiąc, żeby się napić dobrej kawy, ktoś tę kawę musiał wcześniej mocno kochać. Musiał o nią dbać od sadzonki. Musiał mieć wiedzę, cierpliwość, pasję i miłość. I to wszystko wchodzi w palone fasolki kawowca. I łatwo to coś poczuć w smaku.

Najłatwiej poczuć całą prawdę o kawie, parząc ją w najprostszy z możliwych sposobów – „po turecku”. Zalewamy dwie kopiaste łyżeczki świeżo zmielonej kawy wrzątkiem. Czekamy kilka minut. I gotowe.

Oczywiście pijemy kawę czarną i bez żadnych dodatków – tylko kawa i woda.

I całą prawdę mamy na języku.

Tak właśnie zrobiłem przed chwilą z jedną z „wiodących kaw” jednego z dużych światowych, „wiodących” koncernów dostarczających kawę setkami ton na międzynarodowe rynki.

I co?

I nic.

Zupełnie nic. Żadnego smaku, niuansu, bogactwa. Żadnego aromatu, zapachu, bukietu. Nic. Tylko tania, kawowa gorycz.

Nikt tej kawy nigdy nie kochał. Została wyhodowana byle gdzie i byle jak. Dla kasy. Na opakowaniu nikt się pod tą kawą nie podpisał, nie było nawet kraju pochodzenia. Tylko nic nie mówiąca, anonimowa i nieludzka marka koncernu kawowego.

Takiej niekochanej robusty i arabiki są na świecie tysiące ton. Produkuje się ją w skali przemysłowej, ważna jest ilość i taniość. Na miłość nie ma tu miejsca.

Ale na szczęście da się inaczej. Ta dziwna moda nie dotarła jeszcze w pełni do naszego kraju, ale wierzę, że w końcu dotrze. Polega ona na bardzo prostym zabiegu. Na podpisie. Na napisaniu na opakowaniu, kto kochał kawę, która znajduje się w środku.

Kiedyś od dobrego znajomego ze Stanów Zjednoczonych (wójka z Ameryki) dostałem wielką paczkę kawy. Miała dziwny, nieznany mi certyfikat zielonej żaby, znak Farmers Friendly i wyraźny podpis: ta kawa urosła, została zebrana i spalona na farmie El Recreo Estate w Nikaragui.

Mam jeszcze trochę tej kawy. Jest (wybaczcie słowo, ale innego w tej chwili nie znajduję) ZAJEBISTA!

Ma zapach, bukiet, kolor i bogactwo niuansów smakowych. Wystarczy ją tylko zemleć i zalać wrzątkiem.

I nie jest to żaden delikates w rodzaju indonezyjskiej kopi luwak, czy jamajskiej blue mountain. Po prostu kawa, którą ktoś kochał na tyle, że nie wstydził się pod nią podpisać.

Czyż to nie genialna idea!

Jeśli coś produkujesz, jeśli coś wytwarzasz, jeśli chcesz coś dać (sprzedać) innym – PODPISZ SIĘ!

O ile smaczniej (i bezpieczniej) byśmy jedli i pili gdyby tę szlachetną modę przenieść na resztę produktów spożywczych. Gdyby było wiadomo, gdzie stacjonują krowy, które dały to konkretne masło, kto je kocha, kto o nie dba, kto im śpiewa do snu.

Gdybyśmy wiedzieli, gdzie mieszka kura, która zniosła jajko do naszej porannej jajecznicy. Znalibyśmy warunki mieszkaniowe tej kury, wiedzielibyśmy, że żyje sobie szczęśliwie, zadbana i syta w konkretnym kurniku gdzieś w Polsce.

To samo z warzywami, owocami, jagnięciną, wołowiną i golonką.

Byłoby zajebiście ;-)


24 Komentarze on “Kto kocha kawę, którą pijesz?”

  1. ag pisze:

    prawdę piszesz
    (właśnie trzasnął piorun tuż obok na potwierdzenie :)

  2. K.Stawiarski pisze:

    Co prawda to prawda.
    Kawoszem stałem się lat temu 5, kiedy „zmolestowany” przez małżonkę zakupiłem nasz pierwszy ekspres ciśnieniowy na kawe w ziarnach.
    W te chwili nie ma dla mnie lepszego wybudzacza niż aromat świeżo zmielonej kawy w powietrzu…
    Niestety w wieszości przypadków pijamy „wiodące kawy” jednego z dużych światowych, „wiodących” koncernów, zdarza się jednak kiedy wpada nam (prezencik, lub zakup w podróży) kawa „niszowa” produkowana gdzieś za oceanem, której smak powala i powoduje permamentny „orgazm” kubków smakowych.
    Niestety ile by jej nie kupić, zawsze kiedyś się kończy i wtedy trzeba powrócić do „wiodącej” :(

    Czasem zdarza się, że człowiek po wypiciu kilku setek pod rząd kaw z ekspresu ma smaka napić się „parzochy” i wtedy przyznam się zawsze korzystam ze sposobu autorskiego Piotra Wereśniaka: „zalewać trzykrotnie po 1/3 jednocześnie mieszając”. Wtedy jest pianka, jest smak i czasem jest fus na zębie, ale to też lubię :)

    Pozdrawiam i czekam na nową prozę….

  3. Jurgi pisze:

    Gdyby nas było stać na takie certyfikowane produkty, to dopiero byłoby zajebiście!

  4. ZiKo pisze:

    Tak też jest chyba z pisaniem dobrych scenariuszy?! Kiedy wykiełkuje nasionko pomysłu w naszej głowie, trzeba je pokochać, troszczyć się o nie, podlewać, żeby rosło, rozwijało się, trzeba czasem przycinać, podwiązywać, żeby nadać mu odpowiedni kierunek i kształt. I jak już wyrośnie to nasze cudo, dojrzeje, trzeba je delikatnie wykopać i trzęsącymi się z przejęcia rękami dać w ręce kolejnych pasjonatów (producentów, reżyserów) i oni wezmą te nasze dziecko w swoje dłonie, pokochawszy od pierwszego wejrzenia, przytulą do serca i będą dalej nad nim pracować, aż powstanie okazały, dorodny, przepyszny owoc. I pójdzie naród do kina na duchową ucztę i będzie się delektował wysublimowanym smakiem, pięknym aromatem i pokocha go miłością prawdziwą i dozgonną.

  5. ZiKo pisze:

    Pierwszą kawę robiła mi mama, jak się uczyłem do matury. Czarna, mocna, ukręcona w ręcznym młynku, w szklance wkładanej w metalowy uchwyt, aromatem powalała z nóg, no i dawała takiego kopa, że mogłem siedzieć nad terminami literackimi całą noc i może dzięki tej kawie zdałem maturę ;)

    • ZiKo pisze:

      Panie Piotrze, wypada chyba też coś, kiedyś napisać dla „herbciarzy”, bo to tak niepolitycznie zapomnieć o herbacie. Pamiętam jak za komuny, jako taki mały brzdąc zostałem wysłany ze starszą siostrą przez moich rodzicieli w kolejkę po herbatę. Kolejka była na cały sklep, sprzedawali dwa rodzaje, tańszą i droższą, po sztuce na łebka. Siostra stała kulturalnie w kolejce po swoją jedną sztukę, a mi coś odbiło, a normalnie nie byłem wcale taki przebojowy i zacząłem wcinać się bez kolejki, tuż przy ladzie i kupować po sztuce tej tańszej i nosić siostrze do siatki. Cały proceder trwał do momentu, aż przyuważył mnie jakiś dziadek i publicznie zrugał. Ciekawe, że kobiety, które stały przed i za siostrą były wręcz oczarowane moją młodzieńczą brawurą. Dochodząc do lady, siostra miała cała siatkę tańszej herbaty i okazało się, że już ta tańsza się skończyła i została ta droższa. Pamiętam, że przez kilka dni cała rodzina patrzyła na mnie jak na bohatera, który pokonał chory, komunistyczny system, zaopatrując całą rodzinę w herbatę na dłuuuugi czas…

  6. Szamil pisze:

    Z filmami jest podobnie. Dobrych i pełnych dobrego smaku jest mało… A chłamu produkowanego w setkach dla masowej, bezgustowej widowni – dużo… Nikt nie kocha widza, tylko kasę… Mylę się, panie Piotrze?

  7. Amelka pisze:

    Oj tak, oj tak o herbacie ;)

    Bo choć mam ciągle w uszach słowa reklamy jednej „wiodącej kawy”

    Kobieta składająca zamówienie –

    Niech pieści zmysły…smakiem…z lekką nutką dekadencji…niech,każdy łyk przynosi subtelny i pełny smak…który urzeka i …zniewala….

    na to kelner – yyy,jasne….

    Ale …

    my herbaciarze wiemy, że to film, ściema pic i fotomontaż. To nie może chodzić o kawę.

    Scenariusz był napisany do reklamy herbaty, ale „wiodąca kawa” więcej zapłaciła ;)

  8. mgr Sianko pisze:

    Slow food, fair trade, bazarki ze zdrową żywnością – to wszystko już do nas dotarło (a przynajmniej do Wrocławia). Tak więc piję podpisaną kawę, wiem gdzie pasie się żywina dostarczająca mi protein i tłuszczy oraz gdzie zbierają nektar pszczółki dostarczające cukry.

  9. pisanyinaczej pisze:

    Ja jestem kawoszem od zawsze. Nie piję alkoholu, mało herbaty, ale z kawy nie potrafię zrezygnować. Bloga linkuję, gdyż będę wracał…

  10. Mateusz pisze:

    Polecam włoską Lavazzę dla kawoszy. Pychotka, niestety w Polsce jeszcze jej nie ma (znaczy jest w Szczecinie, może w innych miastach też) a jak nie znajdziecie to zapraszam do Wielkiego Buczka :)

  11. ZiKo pisze:

    Ciekaw jestem, jak ludzie wyłączają myślenie, delektując się kawusią kopi luwak i nie chodzi mi o cenę za kilogram…

  12. telemach pisze:

    A Balzaca to kawa zabiła. A tak dobrze się zapowiadał…

  13. Aurora pisze:

    No tak, pod prawdziwym dziełem nikt się nie boi podpisać. Hmm… trochę tak jak przyznawanie się do własnego dziecka ;-)
    Fakt, czasem tylko to jedno słowo wyraża prawdę – zajebista kawa, nie żadna tam fantastyczna, smakowita etc. ;-)

  14. mgr Sianko pisze:

    Mój były szef, irlandzki milioner, został kiedyś zaproszony w Londynie na filiżankę kopi luwak. Oczywiście nie mógł się powstrzymać, żeby nie dociąć snobom z City stwierdzeniem „it tastes like shit”.

  15. Amelka pisze:

    No bez przesady.

    Jemy zepsute ogórki i kapustę, spleśniały ser, „jaja stuletnie”, zepsutą soję – sos sojowy, zgniłe ryby – sos rybny i takie tam inne , i wcale ich się po skończonym procesie „psucia” nie oczyszcza i nie poddaje działaniu temperatury zabijającej wszystko co wykazuje jakąkolwiek ochotę do życia jak przy przy produkcji kawy luwak.

    Tak, że luzik ;p

    • magister Sianko pisze:

      Ależ tu nie chodzi o rzeczywisty smak, tylko przekłucie balona snobizmu i kontekst – irlandzki dorobkiewicz vs bubki z City.

  16. piotr pisze:

    A Żmija twierdzi, że nie ma to jak Woseba!

  17. Pietras pisze:

    chciałbym dopytać czy dostał Pan mojego maila z dnia 30 marca 2011r.? czy jest szansa na odpowiedź?
    Pozdrawiam

  18. Śliwek pisze:

    Z tą kapustą i ogórkami to się ktoś rozpędził … porównywać coś co jest poddane naturalnym procesom z czymś co jest zjedzone i wydalone … porównanie trafione jak kulą w płot.

    Uwaga na przesycenie kawą … wątroba potrafi pokazać że dość … ale przyjemne to, to nie jest.

  19. business pisze:

    Jest wyj tkowa i jedyna w swoim rodzaju wi c nic dziwnego dlaczego tak wielu ludzi kocha pi kaw i po prostu nie potrafi bez niej y ! Uwielbiamy j i producenci ywno ci to wiedz tym samym podsuwaj c nam co raz to nowsze przek ski ktore do napoju jakim jest kawa pasuj idealnie. Ludzie ci wychodz z za o enia e w jednym miejscu przyk adowo na rynku danego miasta jest zazwyczaj zdecydowanie za du o kawiarni..


Dodaj odpowiedź do magister Sianko Anuluj pisanie odpowiedzi