Zakynthos – czyli za co lubię greckie wyspy
Opublikowane: 8 października 2011 Filed under: Miejsca | Tags: grecja, jedzenie, opinie, podróże, podróżowanie, turystyka, Wakacje, wczasy, wino, wrażenia, wypoczynek, zakintos, zakynthos, zante, zwiedzanie 23 KomentarzeTo był ostatni łyk prawdziwego słońca przed nocą polarną. Ostatnia szansa na wygenerowanie odrobiny witaminy D koniecznej, żeby przetrwać jakoś nadchodzące pół roku ciemności, chłodu i wilgoci.
A ponieważ ze wszystkich słońc najbardziej lubię to świecące nad Grecją, polecieliśmy na Zakynthos.
Leci się łatwo. W Warszawie trzeba skierować dziób samolotu dokładnie na południe i przelecieć 1600 kilometrów. Trwa to około dwóch godzin i wyjście z samolotu jest czystą rozkoszą.
Bo na tej niewielkiej wysepce na Morzu Jońskim jest CIEPŁO. Dużo cieplej niż w Polsce. Nie jest to żadną rewelacją w środku lata, ale w październiku to zjawisko jest bardzo przyjemne.
Tym bardziej, że lubię Grecję. Mogę nawet powiedzieć, że BARDZO lubię. Byłem już na paru greckich wyspach i zawsze obiecuję sobie wyprawę samochodem na kontynent. Na razie jednak padło na Zakynthos. Widziałem już Grecję egejską, jońskiej nie widziałem.
A więc Zakynthos, Zante albo też Zakintos (po grecku „Ζάκυνθος”) – moje wrażenia:
Peregrynacje po upadłych imperiach
Opublikowane: 31 lipca 2011 Filed under: Miejsca | Tags: cannes, francja, jedzenie, kuchnia, lazurowe wybrzeże, podróże, podróżowanie, prowansja, sirmione, Wakacje, wenecja, werona, wrażenia, włochy, zwiedzanie 9 KomentarzyWróciłem.
Na początku mieliśmy tylko cel podróży. Wiedzieliśmy, że jedziemy do najdziwniejszego, najpiękniejszego i najoryginalniejszego miasta świata. Do Wenecji.
Żadnego planu na potem nie było. Mieliśmy zdecydować w drodze. W dawnej stolicy upadłego imperium Republiki Weneckiej mieliśmy pobyć dwa, może trzy dni. Więcej nie trzeba. Szczególnie jeśli było się już w tym mieście wcześniej. Potem mieliśmy sobie pojechać, gdzie nas GPS poniesie.
I poniósł.
Wystarczył samochód, trochę rzeczy, namiot, materac dmuchany i kilka niewielkich kartoników z napisem „visa”, „mastercard”, „maestro”. Tyle wystarczy aż nadto.
Potrzeba jeszcze trochę chęci, żeby ruszyć d**ę z domu. Trochę chęci, żeby udać się w nieznane, na niepewne. W takiej podróży nie wiadomo, gdzie się będzie spać tej nocy i gdzie pojedzie się po śniadaniu. Nic nie jest przygotowane, zaplanowane i zarezerwowane.
Po prostu się jedzie.