„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Po czym poznać dobrą restaurację

Sprawa jest trudna.

Oczywiście najłatwiej jest wejść, rozejrzeć się, pogadać z kelnerem, zamówić, posmakować, zjeść i zapłacić. Ale do której wejść? Komu zaufać? Jak wybrać, żeby nie zmarnować kasy, czasu i zdrowia? Jak podejść do tego arcytrudnego wyzwania?

A jedzenie to sprawa poważna. Najpoważniejsza z poważnych!

Jeśli ktoś tak nie uważa, niech już dalej nie czyta tego wpisu, niech sobie je co chce, gdzie chce i jak chce. Zdaję sobie sprawę, że są osoby nie przywiązujące wagi do jedzenia. Ci biedni ludzie zjedzą tak zwane „cokolwiek”, byle tylko zaspokoić głód. Ich sprawa.

Ja jednak uważam, że podstawową cechą odróżniającą Ludzi od pierwotniaków, bakterii i pierścienic jest WYBIERANIE jedzenia. Spożywanie tylko tego, co dobre, co właściwe i co smaczne. Zawsze. Codziennie. Bez względu na cokolwiek.

Dlatego przykładam dużą wagę do tego, co jem, gdzie i po co. Wcale to jednak nie znaczy, że mam fioła na punkcie „wykwintności”, kulinarnego lansu, wieczorowego stroju do kolacji, srebrnych sztućców i modności jedzenia. Prawdę mówiąc, mam wszystkie powyżej wymienione zjawiska w samym środku d…

Czytaj resztę wpisu »


Przepis na gulasz wołowy (wersja dla mężczyzn, inspirowana Francją)

1. Słowo wstępne:

Nie będę się rozpisywał o zbawiennych właściwościach wołowiny, bo zrobiłem to już dawno temu we wpisie o hamburgerach. Powiem jedno – wołowina jest NIEZASTĄPIONA.

Krowa to najważniejsze zwierzę z tych, które człowiek udomowił i warto z tego prastarego odkrycia czerpać garściami. Całe życie.

Nota bene – wpis o hamburgerach jest jednym z najpopularniejszych na tym blogu. Ludzie wiedzą czego szukać w Google’u – wołowina jest dużo ważniejsza od scenopisarstwa ;-)

Powiem więcej: scenopisarstwo, kręcenie filmów i opowiadanie historii nie miałoby żadnego sensu bez wołowiny. Bo przyjemności są najlepsze wtedy, gdy chodzą parami, trójkami, czwórkami… itd.

Ale do rzeczy.

Gulasz!

Czytaj resztę wpisu »


Peregrynacje po upadłych imperiach

Restauracja w miasteczku Sirmione

Wróciłem.

Na początku mieliśmy tylko cel podróży. Wiedzieliśmy, że jedziemy do najdziwniejszego, najpiękniejszego i najoryginalniejszego miasta świata. Do Wenecji.

Żadnego planu na potem nie było. Mieliśmy zdecydować w drodze. W dawnej stolicy upadłego imperium Republiki Weneckiej mieliśmy pobyć dwa, może trzy dni. Więcej nie trzeba. Szczególnie jeśli było się już w tym mieście wcześniej. Potem mieliśmy sobie pojechać, gdzie nas GPS poniesie.

I poniósł.

Wystarczył samochód, trochę rzeczy, namiot, materac dmuchany i kilka niewielkich kartoników z napisem „visa”, „mastercard”, „maestro”. Tyle wystarczy aż nadto.

Potrzeba jeszcze trochę chęci, żeby ruszyć d**ę z domu. Trochę chęci, żeby udać się w nieznane, na niepewne. W takiej podróży nie wiadomo, gdzie się będzie spać tej nocy i gdzie pojedzie się po śniadaniu. Nic nie jest przygotowane, zaplanowane i zarezerwowane.

Po prostu się jedzie.

Czytaj resztę wpisu »


Do jakiego jedzenia pasuje wino

Prawdę mówiąc, do żadnego.

Wiem oczywiście, że to świętokradztwo, bluźnierstwo i manifestacja własnej, pożałowania godnej niemodności, ale tak już mam. Nie popijam winem posiłków.

Jak to!? Przecież są wina pasujące do jagnięciny, do ryb, do czerwonych mięs, do jasnych, do serów, do dań grillowanych, do dań gotowanych. W mądrych somelierskich przewodnikach i poradnikach aż się roi od podobnych rekomendacji.

A ja nie popijam winem niczego i już. Za bardzo lubię jedzenie i za bardzo lubię wino.

Otóż do popijania jedzenia nadają się według mnie tylko trzy rzeczy:

  • czysta woda (do dań wykwintnych)
  • coca-cola (do dań barowych i fast futów)
  • wódka czysta (do tego żeby się rozhuśtać)

A już, Boże broń, niczego nie popijam piwem. Już tłumaczę moje stanowisko w tej jakże ważkiej i kontrowersyjnej sprawie.

Czytaj resztę wpisu »