Kogo autor powinien lubić i szanować
Opublikowane: 25 listopada 2011 Filed under: Scenopisarstwo | Tags: autor, dramaturgia, empatia, film, opowieść, postaci, publiczność, scenariusz, Scenopisarstwo, szacunek, tworzenie, widz 16 KomentarzyPrzypomnijcie sobie wszystkie nieudane filmy, które widzieliście. Już?
A teraz przypomnijcie sobie wszystkie te udane. Już?
To teraz możecie zweryfikować na podstawie własnych doświadczeń oczywiste twierdzenie, które za chwilę tu wypowiem.
Otóż, filmy udane od filmów nieudanych różnią się nastawieniem autora to WIDZÓW i do BOHATERÓW opowiadanej historii. Jak autor LUBI i SZANUJE jednych i drugich – film jest udany. Jak nie lubi i nie szanuje – film nie może się udać.
Przypomnijcie sobie „Jak rozpętałem Drugą Wojnę Światową”. Tadeusz Chmielewski UWIELBIAŁ swojego Franka Dolasa. Widać to było w każdej minucie tej komedii. Marian Kociniak również KOCHAŁ graną przez siebie postać. Widać to było w każdym grymasie, w każdym geście i każdej sytuacji.
Przypomnijcie sobie „Seksmisję” Juliusza Machulskiego. Maks i Albert byli pieszczeni i kochani nie tylko przez reżysera. Kochali ich również aktorzy, którzy grali te role. Nic dziwnego, że pokochali ich widzowie.
Przypomnijcie sobie serial „Kariera Nikodema Dyzmy”, przypomnijcie sobie „Czterdziestolatka”, albo „Stawkę Większą niż Życie”. To wielkie manifestacje autorskiej EMPATII dla kreowanych postaci. To majstersztyki głębokiego SZACUNKU dla widowni.
Dlaczego widz ma polubić postać, której sam autor nie lubi!? Dlaczego ma się przejąć i zainteresować losami kogoś, z kogo autor szydzi, kogo OŚMIESZA i kogo uważa za gorszego!?
Dlaczego widz ma oglądać film, w którym z każdego kadru bije przekaz: „Ja, Autor, jestem od ciebie widzu lepszy, fajniejszy, mądrzejszy i bardziej zajeb*sty.”!?
Nie ma żadnego powodu by takie filmy oglądać.
I widzowie ich nie znoszą.
Dlatego dobry scenariusz to list miłosny.
Z tego listu ma wynikać miłość autora do kreowanych postaci. Musi również bić z tego listu głęboka sympatia i szacunek dla widza, którego chcemy zaprosić do kina.
W przeciwnym wypadku kino będzie PUSTE.
A nie ma nic smutniejszego niż puste kino.
Wtedy taki pan reżyser powie, że tu nie chodzi o frekwencje, bo to kino osobiste. On chciał tym filmem pokazać swoje przebogate wnętrze, uwolnić się od jakiś koszmarów z dzieciństwa, rozliczyć z przeszłością, czy zasygnalizować jakiś problem, którego społeczeństwo jakoś nie widzi, itp. I w swoim samouwielbieniu i poczuciu misji będzie miał gdzieś, że skończy, jako dodatek do jakiejś gazetki za 5 zł z płytką, a jego dziełem będą katowani wszyscy znajomi i rodzina przy okazji imienin, czy innych rocznic. Zapatrzony w czubek swojego nosa, nawet nie zauważy, że jego ‘dzieło’ umarło już przy porodzie. To jest chyba problem naszego Ina. Mnóstwo jest twórców, którzy wyrażają swoimi filmami samouwielbienie. Mało natomiast takich, którzy tak jak Pan Piotr, mają dystans do siebie i nie porywają się na jakieś psychodeliczne wynurzenia, tylko robią filmy dla ludzi (dlatego robią komedie).
A więc LOVE, ACTUALLY ;-)
Z tego listu ma wynikać miłość autora do kreowanych postaci. Musi również bić z tego listu głęboka sympatia i szacunek dla widza, którego chcemy zaprosić do kina.
Ale aby dojść do tego etapu autor musi lubić swoją pracę i przede wszystkim siebie w chwili kiedy tworzy coś co lubi…bez takiej wewnętrznej integralnej zgody między wszystkim elementami jest rzeczywiście trudno stworzyć dobry produkt.
Oprócz tych kilku wymienionych przez Pana pozycji jest cała masa filmów polskich, (szczególnie tych nakręconych stosunkowo niedawno), które traktują widza jak idiotę.
Dużo mądrych zdań Pan wyszukał. Najbardziej przyda mi się na już- „Nigdy nie narzekaj, nigdy się nie tłumacz”- K. Hepburn. Ja zapisałam ostatnio: „Książki są jak towarzystwo, które sobie człowiek dobiera”- z blogu Meme.
„Dlatego dobry scenariusz to list miłosny. Z tego listu ma wynikać miłość autora do kreowanych postaci. Musi również bić z tego listu głęboka sympatia i szacunek dla widza, którego chcemy zaprosić do kina.”
Ale co poczniesz z kimś takim jak np. Todd Solondz? Albo Charlie Kaufman lub też Spike Jonze? Nie spełniają powyższych warunków. Czy w takim razie scenariusze do takich filmów jak „Happiness”, „Palindromes” lub „Adaptacja” określiłbyś jako niedobre?
Gdyby to Piotrze wszystko było takie łatwe jak piszesz!
I powiem więcej – nawet u Jamesa Joyce’a w jego ultrahipsterskim „Ullisesie” wyczuwam WYRAŹNĄ sympatię do Leopolda Bluma ;-)
A jakie kiedyś były filmy o Leninie czy Stalinie… palce lizać.
A którego ze swoich bohaterów Pan kocha najbardziej?
Tomas Alfredson z zimnej Skandynawii lubi swojego Smileya, to pewne. Mimo jest to trochę smutny starszy pan, wyrzucony z pracy, nudny, szary. Ale to co kryje się w środku – „to złoto”.
Polecam „Szpiega” , bo Gary Oldman może dostać nominację do Oskara.
Film trzeba przeczekać na początku , bo zaczyna się solidnymi „dłużyznami”, ale potem zaczyna się świetna intryga. Miło, odkrywać sekret razem z twórcami.
Witam Panie Piotrze! Biblioteka w Ząbkowicach Śl. chciałaby Pana zaprosić na spotkanie z naszymi czytelnikami w przyszłym roku. Po Pana książki czytelnicy chętnie sięgają.Byłabym wdzięczna gdyby podał Pan e-maila, aby omówić szczegóły, bo nigdzie nie mogę znaleźć. wielkie dzięki.pozdrawiam z Ząbkowic Śl.
Mój adres email jest w dziale „Autor” tego bloga. Ale już wysłałem go do Pani mailem ;-)
Miłość i nienawiść do bohatera. U Davida Finchera, którego uważam za absolutnego geniusza, te uczucia są fantastycznie zniuansowane, jego bohaterowie mimo, że się ich lubi, zawsze mają swoje ciemne strony. Bardzo podoba mi się takie przełamanie i niejednoznaczność.
Przy okazji w sieci jest już nowy 8-minutowy trailer do „Dziewczyny z tatuażem” na podstawie Larsona. Specjalnie nie oglądam norweskiej wersji , żeby nacieszyć oczy Fincherem.
Paradoksalnie sama ślęczę nad swoja komedią, a mój bohater w pierwszej scenie popełnia samobójstwo. Ale potem ma być śmiesznie, choć czasem też śmiesznie i gorzko zarazem. Trudne, trudne… ale walczymy, walczymy ;)
Panie Piotrze, jak natchnienie? ;) Trzymam kciuki i życzę weny na miarę Kilera.
naszła mnie też refleksja na temat pełnej sali kinowej – czasem taki widok powoduje u mnie ciężką depresję, gdy widzę, co ludzie chcą oglądać. Żal mnie ogarnia i myślę sobie przewrotnie : cenzuro wróć ! ;) .
Oczywiście idealną forma cenzury byłaby merytoryczno -artystyczna z uwzględnieniem gatunków ;) ale, cóż nie ma ideałów, dobrze że przynajmniej są jakieś możliwości …
A Mark Zuckerberg w „Social Network” ? Jego chyba Fincher mimo wszystko średnio lubił ;) , a film rewelacyjny, z tym , że nie komedia. Miłość do bohatera chyba nie jest koniecznym i wystarczającym warunkiem, fajnie się czasami nad nim poznęcać ;))))
chciałbym komuś podrzucić scenariusz, aby go ocenił pod względem czy jest dobrze napisany. samemu ciężko się krytykuje swoje dzieło, ale ktoś obcy i znający się na pisaniu to czemu nie. Chciałbym aby go zanalizował i podpowiedział mi co jest dobre, co złe, co poprawić.
Może Pan zna kogoś komu można byłoby podrzucić scenariusz. A może by Pan znalazł chwilę?
Proszę o pomoc.
Pozdrawiam
Do suchar — zgłoś się na Script Forum 2011 przykładowo, co prawda czasu prawie już nie ma, no ale trzeba trzymać rękę na pulsie w tym fachu … . Szczegóły tutaj — http://scenarzysci.org.pl/