„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.” (Albert Einstein)archiwum cytatów

Karty do codziennego głosowania

W „mediach informacyjnych”, które niepostrzeżenie stały się show-biznesem, dużo ostatnio „poważnych polityków”, którzy niepostrzeżenie stali się komediantami. Nazywa się to „kampania wyborcza”, ale, jak wiele rzeczy w dzisiejszym świecie, ta również nie jest tym, czym się wydaje.

To farsa. Spektakl. Cyrk. Serial komediowy.

Bo cała dzisiejsza polityka w zachodnim świecie, do którego dzięki Bogu należymy, jest farsą. Zbliżają się niby jakieś tam wybory, ale większość ludzi na nie nie pójdzie. I słusznie. Bo wybory dzisiejszych polityków świata zachodniego niewiele różnią się od Konkursu Eurowizji, i mają niewiele więcej znaczenia od esemesowego plebiscytu na najfajniejszego tancerza w telewizorze.

Politycy dzisiaj nie rządzą zachodnim światem. Nic ważnego od nich nie zależy. Zrzekli się jakiś czas temu swej demokratycznie legitymizowanej władzy. Sprzedali ją komuś, kto za nią dobrze zapłacił. I dzisiaj w zachodnim euro-atlantyckim świecie rządzą tzw. rynki finansowe, wielkie korporacje, ludzie kontrolujący surowce mineralne, banki, właściciele kapitału i fundusze tym kapitałem zarządzające.

A na nich można głosować codziennie. Niepotrzebne są żadne wybory od wielkiego dzwonu, niepotrzebne są lokale wyborcze i urny. Na dzisiejszych władców świata głosujemy przy pomocy swoich własnych pieniędzy. Codziennie. W każdym sklepie, stacji benzynowej i każdym innym miejscu, gdzie wydajemy nasze ciężko zarobione pensje. Każdy wydany grosz to głos oddany na tego, komu go przekazujemy.

Na stacjach benzynowych Polacy zgodnie głosują na Władymira Putina i jego aktualną politykę względem bratnich narodów byłego ZSRR. O ile by było łatwiej, gdyby na każdym dystrybutorze z paliwem było napisane, skąd to paliwo pochodzi. Nawet gdyby paliwo zrobione z ropy arabskiej, czy norweskiej było dużo droższe, znaleźliby się tacy, którzy kupiliby je zamiast rosyjskiego. W końcu nie każdy chce wspierać Putina.

W wielkich super-tanich marketach wielkopowierzchniowych głosujemy za niemieckimi, portugalskimi, szwedzkimi lub francuskimi właścicielami. Głosujemy za ich polityką kadrową, płacową, socjalną względem swoich pracowników. Za ich systemem optymalizacji podatkowej i sposobem traktowania polskich dostawców. Każda wydana złotówka to twój głos poparcia dla tych ludzi i ich działań.

Kupując tanie, chińskie towary głosujesz za Komunistyczną Partią Chin i jej polityką względem miliarda ludzi żyjących w granicach Chińskiej Republiki Ludowej. Głosujesz za modelem autorytarnego socjal-kapitalizmu, jaki tam zbudowano i w pełni popierasz decyzje Sekretarza Generalnego tej partii.

Podobnie jest z tanimi ciuchami znanych marek z Bangladeszu, Indonezji, czy Malezji. Każda złotówka wydana na te towary jest głosem za sposobem ich wytworzenia, za warunkami pracy panującymi w tamtejszych fabrykach i za niszczeniem tamtejszego środowiska naturalnego przez gigantyczne farbiarnie, tkalnie i uprawy bawełny.

Nie ma żadnego znaczenia dla świata, czy w nadchodzących wyborach zagłosujesz za panem X, Y, czy może za panią Z. Ma natomiast ogromne znaczenie, jaki kupisz sobie samochód. Jaki komputer. Z jakiej fermy wybierzesz jajka na śniadanie. To jest prawdziwy wybór mający REALNE przełożenie na życie tysięcy robotników japońskiej fabryki samochodów, tajwańskiej fabryki laptopów, czy polskiego właściciela kur niosek.

I te polityczne wybory trwają zawsze. Codziennie. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wszędzie.

I są to jedyne wybory jakie mają dzisiaj sens w zachodnim, euro-atlantyckim świecie, do którego dzięki Bogu, należymy.


Zamordyzm!

Wolność jest na ustach wszystkich.

Pieścimy to słowo, odmieniamy czule przez wszystkie przypadki, wykrzykujemy je w ulicznych demonstracjach, wypisujemy krwią na sztandarach i szepczemy w szczerych modlitwach wprost w Boże uszy we wszystkich językach świata.

Wsadzamy znaczenia słowa „wolność” w całą masę innych słów, które czcimy i wielbimy na równi z tym oryginalnym: „demokracja”, „wolny rynek”, „tolerancja”, „bezstresowe wychowanie”, „swoboda”, „liberalizm”, „przyzwolenie”, „róbta co chceta!”, „wolność słowa”, „wolność zgromadzeń”, „wolność gospodarcza”, „swoboda obyczajowa” i tak dalej, i tak dalej.

I powiem wam, że zawsze (w zasadzie) jestem za „wolnością”. Zanim stałem się zagorzałym pragmatykiem, byłem przez długi czas liberałem. Czasami nawet ultra-liberałem, libertarianinem, libertynem i liberało-konserwatystą – kochałem „wolność” ;-)

Sęk w tym, że bez zamordyzmu się nie da.

Nie da się i już.

Bez zdecydowanego, silnego złapania człowieka za mordę, człowiek ten nie ma szans dojść w życiu do czegokolwiek wartościowego. Niczego się nie nauczy, niczego nie stworzy, nie zachowa zdrowia i sprawności, nie utrzyma rodziny, nie wychowa dzieci, nie ma szans na długoterminowy sukces.

Tylko brutalny zamordyzm może zapewnić szczęście wolnemu człowiekowi. To ci dopiero paradoks, nie?

Czytaj resztę wpisu »


Zadowoleni, zasmuceni i języczek u wagi

Każde nasze zachowanie względem niedzielnych wyborów jest polityczne. Każda nasza decyzja jest oddanym głosem.

Czy pójdziemy na wybory, czy też nie, nasz głos się liczy. Bo w demokracji, w dzień wyborów każdy uprawniony głosuje. Nawet, jak nie idzie na głosowanie.

Jaki jest wybór?

Jest partia zadowolonych. Tych, którym się podoba, których satysfakcjonuje to, co mają i to, co dzieje się wokół nich. Jest to oczywiście uogólnienie. Zadowoleni nie zawsze są bezkrytyczni i nie zawsze podoba im się wszystko. Uważają jednak, że nie jest źle i jest szansa na to, że będzie lepiej.

Jest partia niezadowolonych i zasmuconych. Ci są przekonani, że jest źle i będzie jeszcze gorzej. Są głęboko zasmuceni i mocno swój smutek i ból okazują. Celebrują go wręcz, obnosząc się z czarnymi krawatami, wdowami i „grobami poległych”.

Są wreszcie trzy partie bez szans na duży wynik, ale z dużymi szansami na bycie „jezyczkiem u wagi” w procesie tworzenia powyborczych koalicji.

Można sobie zagłosować, na kogo się chce.

Można też demonstracyjnie nie pójść na wybory, głosząc, że jesteśmy ponad to, że jesteśmy lepsi i nie przyłożymy ręki do tej „żenadki”.

Będzie to jednak w obecnej sytuacji wyborczej głos oddany na partię zasmuconych. Taka arytmetyka.

W demokracji każdy głosuje. Ten, kto nie idzie na wybory również, choć nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę.

Ja pójdę na wybory. Zawsze chodzę.

I jestem zadowolony. Jest mi dobrze w życiu. I mam nadzieję, że będzie mi jeszcze lepiej.